W ciągu zaledwie kilku lat chińskie firmy udowodniły, że nie można kojarzyć ich już z tandetą i marną alternatywą. Dziś to jedni z najbardziej liczących się graczy na rynku, którzy nie kopiują, a wyznaczają trendy wśród konsumentów.
Rynek smartfonów z roku na rok ewoluuje coraz szybciej. Każda z liczących się firm posiada własny cykl wydawniczy, który w większości przypadków zakłada prezentację dwóch, topowych urządzeń w ciągu roku - najczęściej na wiosnę oraz jesień. Wyjątkiem jest Apple, które zaledwie raz w roku gości publikę przedstawiając swoją propozycję na następne 12 miesięcy. Do tej pory Samsung oraz firma z jabłkiem w logo były kojarzone z solidną, niezachwianą pozycją liderów rynku. Wtem znienacka pojawili się Chińczycy prężąc swoje muskuły i dając wszystkim jasno do zrozumienia, że oni też liczą się w stawce o portfel i kieszeń fanów technologii.
Chińscy producenci zrobią bardzo dużo, aby przekonać do siebie zatwardziałych fanów innych marek. Obniżą cenę, zastosują agresywny marketing, zaleją rynek produktami i będą dosłownie wszędzie - w telewizji, na plakatach i każdej powierzchni zdolnej pomieścić w sobie format reklamowy. Co ciekawsze, tego typu strategia opierająca się na widoczności i byciu przeciwnikiem odgórnie ustalonych standardów zaczyna się sprawdzać.
W pierwszej piątce firm, które sprzedają najwięcej smartfonów na świecie znajdują się aż cztery chińskie marki. Wątpliwym jest, iż ktokolwiek będzie w stanie zatrzymać ten rozwijający się trend w nadchodzących latach.
Kiedy zaczynałem swoją przygodę ze smartfonami około 10 lat temu, jakość kojarzyła się z wydatkiem dużej sumy pieniędzy. Smartfony z nieistniejącej ówcześnie średniej półki cenowej nie istniały - wybór oscylował między prawdziwymi, topowymi sprzętami, a urządzeniami podchodzącymi pod produkcję "firmy krzak". Absolutnie nikt nie traktował chińskich firm na poważnie. Ich rola sprowadzała się do tworzenia sprzętów OEM. Gotowców, które były zamawiane przez zainteresowane przedsiębiorstwa i sprzedawane pod logiem innego producenta. W pewnym momencie właściciele chińskich korporacji stwierdzili, że mają dość takiej sytuacji. Ich celem było stworzenie realnych marek, które byłyby w stanie konkurować z największymi firmami posiadającymi ugruntowaną pozycją na rynku.
W 2013 roku narodził się OnePlus - firma założona przez byłego wiceprezydenta innego, chińskiego giganta, Oppo. Pierwszym namacalnym owocem istnienia tej firmy stał się OnePlus One. Smartfon, który miał oferować wydajność oraz parametry znane z dużo droższych telefonów. Jednocześnie, sam sprzęt był dużo tańszy od konkurencji, co finalnie przełożyło się na lawinową rosnącą popularność marki. Nikt nie spodziewał się wtedy, iż agresywny marketing w stylu akcji "Smash the Past" (OnePlus kazał użytkownikom zniszczyć swoje telefony, aby móc kupić OnePlus One w cenie 1 dolara) przyczyni się do przyjęcia przez chińskie firmy zupełnie nowej strategii na kolejne lata. Klienci zobaczyli bowiem, że wcale nie muszą przepłacać, aby otrzymać produkt wysokiej jakości o bardzo podobnych parametrach.
Nie oznacza to jednak, że od samego początku było idealnie. Chińscy potentaci zdecydowali się wykorzystać swoich zwolenników. Przedsiębiorstwa uczyły się na błędach, słuchały uwag i implementowały nowe rozwiązania oraz poprawki w kolejnych smartfonach. Świat podzielił się na dwie grupy: te osoby, które nie lubią chińskich smartfonów i uważają je za kiepską alternatywę oraz te, które namiętnie kupują "u Chińczyka" i są w stanie przymknąć oko na niedoróbki oraz ewentualne kompromisy.
W okolicach 2016 roku popularność chińskich smartfonów w Polsce wybuchła. Wszystko za sprawą firmy Xiaomi, która pokazała, iż jest w stanie zaoferować relatywnie solidny i bezproblemowy sprzęt przy zachowaniu absurdalnie niskiej ceny. Po wielu miesiącach zamówień realizowanych za pomocą chińskich serwisów, korporacja zdecydowała się zainwestować i wejść na polski rynek. Społeczność Xiaomi rosła jak na drożdżach, na ulicach coraz częściej można było zobaczyć charakterystyczne logo "Mi". Wśród klientów rozniosła się wieść, że jak Chińczyk, to wcale nie gorsza jakość. Urządzenia mobilne Xiaomi trafiły do polskiej dystrybucji, a dziś dedykowane sklepy producenta można znaleźć w galeriach na terenie kraju.
Rynek został oficjalnie podzielony, a klient masowy dostał to, czego pragnął od dłuższego czasu. Poczucia, że wcale nie musi wydawać dużo, aby móc cieszyć się przyzwoitym telefonem.
Ze statystyką ciężko walczyć. Counterpoint Research w swoim raporcie za pierwszy kwartał 2019 roku wskazuje jasno: na rynku chińskim rządzi Huawei i Honor, Vivo, Oppo i Xiaomi. Apple i Samsung zostały zepchnięte na dalszy plan - firma z jabłkiem w logo zaliczyła nawet trzyprocentowy spadek popularności. Rodzime terytorium nie jest jednak najważniejszym tortem do podziału dla Chińczyków: jest nim Europa oraz inne regiony świata. A tutaj już sytuacja wygląda nieco inaczej.
Biorąc pod uwagę wszystkie światowe rynki, liderem pozostaje Samsung z udziałami na poziomie 21% (dane na pierwszy kwartał 2019). Na drugim miejscu wylądował Huawei razem z marką Honor z udziałami o wielkości 17%. Trzecie miejsce należy do Apple, czwarte do Xiaomi, a piąte do Oppo. Ostatnie z dwóch wymienionych marek zdobywają powoli popularność i będą wspinać się do góry. Zainteresowanie iPhone’ami spadło wśród użytkowników o pięć punktów procentowych. To ogromna skala.
Dlaczego Chińczycy zaczynają dyktować warunki, a odwieczni giganci borykają się z problemami?