Ma wielkość termosu i ratuje życie. Innowacyjny balon ratunkowy

Są takie sytuacje, w których nawet smartfon czy osobisty sygnalizator ratunkowy nie są w stanie zagwarantować bezpieczeństwa, dlatego szwajcarski startup Airmarker proponuje "plan B". To innowacyjny balon sygnałowo-ratunkowy zamknięty w niewielkiej obudowie wielkości termosu.

Są takie sytuacje, w których nawet smartfon czy osobisty sygnalizator ratunkowy nie są w stanie zagwarantować bezpieczeństwa, dlatego szwajcarski startup Airmarker proponuje "plan B". To innowacyjny balon sygnałowo-ratunkowy zamknięty w niewielkiej obudowie wielkości termosu.
Ma wielkość termosu, ale może uratować życie. Oto innowacyjny balon R.One /Airmarker /materiały prasowe

Co prawda żyjemy w czasach, kiedy samochody można wyposażyć w terminale Starlink do łączności satelitarnej i cieszyć się dostępem do sieci niemal w dowolnym miejscu, a już niebawem funkcję połączeń satelitarnych mogą oferować nawet zwykłe smartfony, ale wciąż nie są to powszechnie stosowane rozwiązania. Do tego wciąż nie brakuje miejsc, gdzie nawet tego typu urządzenia nie są w stanie zapewnić nam łączności ze światem... tam lepiej się nie zgubić czy wpaść w inne problemy. 

I tu do akcji wkracza szwajcarski startup Airmarker, który przekonuje, że zawsze warto mieć wyjście awaryjne. Na przykład w postaci jego balonu dedykowanego fanom dzikiej przyrody i zespołom poszukiwawczo-ratowniczym, który wznosząc się ponad drzewami, szczytami i klifami, oferuje sygnał wizualny trwający znacznie dłużej niż klasyczne flary i działający niezależnie od sieci.

Reklama

Zawsze warto mieć plan B

Jak przekonuje współzałożyciel i CEO firmy, który osobiście spędził wiele godzin w kokpicie helikoptera, szukając na ziemi osób zaginionych i rannych, nawet w czasie powszechnego dostępu do nowych technologii ma to sens. Bo może i helikopter zapewnia pokrycie dużego obszaru, ale dostrzeżenie kogoś na ziemi z tej wysokości nie jest łatwe, nawet jeśli dysponuje się informacjami o przybliżonej lokalizacji ofiary.

Dlatego po jednej z akcji ratowniczych z 2021 roku, która opóźniła się o wiele godzin, bo ratownicy nie mogli dostrzec ofiary ukrytej za skalistym wzniesieniem, postanowił działać. Tak powstało urządzenie o nazwie R.One, które waży 890 gramów i ma wielkość mniej więcej termosu, więc jego noszenie w plecaku nie jest dużym problemem. W sytuacji awaryjnej użytkownik przekręca dolne pokrętło, co aktywuje napełnianie balonu ze zintegrowanego pojemnika z helem.

Bezpieczeństwo to podstawa

Ten unosi się do góry na lince o długości 45 metrów, a jego pomarańczowy kolor sprawia, że trudno go nie zauważyć. Podstawa wyposażona jest w karabińczyk umożliwiający zamocowanie urządzenia, by np. nie porwał go wiatr, a balon ma pozostać w powietrzu do trzech dni, dając ratownikom czas na jego identyfikację i dotarcie do ofiary. I chociaż nie jest to tanie rozwiązanie, bo w przedsprzedaży trzeba za nie zapłacić 225 USD, to producent przekonuje, że jest wielokrotnego użytku.

To znaczy użytkownik sam tego nie zrobi, ale firma ma w ofercie taką usługę, choć jej cena pozostaje jeszcze nieznana (nie wydaje się jednak, by była wysoka). Produkcja R.One ruszyła w zeszłym miesiącu, pierwszych dostaw należy spodziewać się w kwietniu, a Airmaker deklaruje, że to dopiero początek "pomarańczowych balonów", bo już opracowywane są wersje przeznaczone do konkretnych aktywności, np. sportów wodnych.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: służby ratownicze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy