Ryszard Pilch: Muszę sobie radzić. Nie mam alternatywy

Lata temu był znakomitym wspinaczem. Dziś chorujący na stwardnienie rozsiane Ryszard Pilch porusza się na wózku inwalidzkim i marzy o tym, żeby chociaż raz pojechać jeszcze w góry. - Przede wszystkim pomagają mi moi dawni przyjaciele z gór. Organizują na moje leczenie najróżniejsze zrzutki. Bardzo im za to dziękuję - podkreśla w rozmowie z Interią.

Przed chorobą Ryszard Pilch był bardzo dobrym wspinaczem skalnym. W swoim sportowym CV ma m.in. kilka trudnych dróg na Mnichu czy Zamarłej Turni w Tatrach, a także w skałkach Jury Krakowsko-Częstochowskiej.

Od przeszło dziesięciu lat prowadzi w sieci stronę internetową, na której regularnie publikuje zdjęcia ludzi gór, głównie z lat 70. ubiegłego stulecia. Zbiór blisko 10 tysięcy fotografii to okazja do wspomnień i odskocznia od przepełnionej chorobą codzienności.

Dariusz Jaroń: Jak się pan czuje?

Ryszard Pilch: - Niespecjalnie, ale co zrobić? Nie będę narzekał, chociaż jestem bardzo osłabiony.

Reklama

Ile ma pan lat?

- 62.

A choruje od 30?

- Diagnozę miałem postawioną w 1994 roku, czyli 24 lata temu, ale symptomy czułem dobrych parę lat wcześniej.

Wspinał się pan przez ten czas?

- Tak. Z biegiem czasu coraz wyraźniej czułem osłabienie mięśni, zaburzenia wzroku, gorsze czucie w palcach, potykałem się. Typowe objawy dla stwardnienia rozsianego.

Choroba odezwała się podczas wspinaczki?

- Przede wszystkim w czasie normalnego życia. W trakcie wspinania też, ale symptomy zaczęły mi towarzyszyć 24 godziny na dobę. Nie pojawiały się nagle na skałkach.

Od pięciu lat porusza się pan na wózku inwalidzkim?

- Tak.

Czy objawy choroby się nasilają?

- Wie pan, powolutku się pogłębiają. Chociaż teraz biorę dużo suplementów, zaczyna mnie na to stać, a to drogie jest. Dzięki temu choroba troszkę się zatrzymała.

Jakiś czas temu na łamach Portalu Górskiego wspomniał pan, że poza lekarstwami i rehabilitacją tradycyjna medycyna nie ma panu wiele więcej do zaoferowania...

- Tak właśnie jest.

Ile miesięcznie potrzebuje pan na to pieniędzy?

- Łącznie na lekarstwa i rehabilitację w granicach 5000 zł.

To spora kwota. Jak pan sobie radzi?

- Jakoś daję radę... Miałem oszczędności. A przede wszystkim pomagają mi moi dawni przyjaciele z gór. Organizują na moje leczenie najróżniejsze zrzutki. Bardzo im za to dziękuję.

Zakładając, że będzie pana stać na regularne leczenie, na co pan może liczyć?

- Liczę na wyzdrowienie. Jak będzie w rzeczywistości? Nikt tego nie powie. Póki co muszę sobie radzić, alternatywy nie mam.

Medyczna marihuana mogłaby panu pomóc?

- Są publikacje mówiące o tym, że to pomaga w tej chorobie. Ale nie będę się na ten temat wypowiadał, ponieważ nie wiem, czy pomogłaby mnie. Każdy człowiek jest inny, inaczej reaguje na różne suplementy. Poza tym nasze prawodawstwo jest takie, że tego pełnego leczenia medyczną marihuaną praktycznie nie ma.

Sam pan mieszka?

- Z mamą. Ma 91 lat.

Jak się mama czuje?

- Chodzi po mieszkaniu, gotuje, ale szybko się męczy. Co chwilę musi się położyć, ale jak na swój wiek jest bardzo sprawna.

Chociaż nie może pan jeździć w góry, wciąż są one panu bardzo bliskie. Uzbierał pan tysiące archiwalnych zdjęć...

- Prawie 10 tysięcy.

Dzisiaj każdy ma komórkę i w jeden weekend w górach może zrobić setki zdjęć. Kiedyś było inaczej, także tym cenniejsza to kolekcja. Jak powstał serwis internetowy poświęcony łojantom?

- Zaczęło się chyba w 2004 roku. Podczas porządków w domu znalazłem sporo zdjęć z dawnych lat. Kolega powiedział, żebym je zeskanował i mu podesłał, sam chciał je oglądnąć. To był Jasiu Fijałkowski, swego czasu bardzo dobry wspinacz, a do tego mój dobry przyjaciel. Zeskanowałem te zdjęcia i wysłałem do niego i jeszcze kilku znajomych z górskich lat.

Jaki był odzew?

- Bardzo duży. Wszyscy byli zadowoleni. Jasiu powiedział, że fajnie byłoby założyć stronę internetową z tymi zdjęciami, żeby wszyscy, którzy mają ochotę, mogli sobie na nią wejść i pooglądać. Podchwyciłem jego pomysł. Założyliśmy stronę, a ja zacząłem reklamować telefonicznie i mailowo innych ludzi z tamtego środowiska. Zaapelowałem, żeby mi przysyłali stare zdjęcia, a ja będę je zamieszczał na stronie. I to trwa do dziś, a zbiory stopniowo się rozrastają.

Marzy pan o tym, żeby jeszcze pojechać w góry?

- Dokładnie.

Ma pan swoje ukochane miejsce w Tatrach?

- Najbardziej lubiłem się wspinać na ścianie Małego Młynarza (1973 m n.p.m., szczyt w Tatrach Wysokich na terenie Słowacji). To ściana, która najbardziej mi odpowiadała, a formacje najbardziej leżały. Jakoś największym sentymentem darzę wspinanie się właśnie tam.

Gdyby się dało, to chciałby pan pojechać w tamte okolice?

- Jak tylko stan zdrowia pozwoli.

Rozmawiał: Dariusz Jaroń

***

10 marca w Warszawie odbędzie się Pilchówka - impreza charytatywna, z której dochód zostanie przekazany na leczenie Ryszarda Pilcha. Środki na ten cel są również zbierane za pośrednictwem serwisu Zrzutka.pl (kliknij i dowiedz się więcej)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy