Korek na pustyni

Okolice miasta Quarzazate (Maroko) to stały punkt programu rajdu Dakar. Monumentalne doliny skalne są prawdziwą pułapką dla zawodników.

Na kamienistych bezdrożach łatwo o błąd w nawigacji, a na krótkim pasie wydm - pierwszych w tegorocznej edycji - na kilka godzin można głęboko zagrzebać koła w piachu.

Nie bez kłopotów załogi Diverse Extreme TVN Turbo Team dotarły do mety 4. etapu, wytyczonego między miastami Er Rachidia a Ouarzazate, liczącego 679 kilometrów. Kierowcy prototypowych Land Roverów EvoDakar w klasyfikacji generalnej są odpowiednio: Albert Gryszczuk / Jarek Kazberuk na 98. miejscu, Robert i Ernest Góreccy na 128. pozycji. Mimo problemów z wyprzedzaniem rywala Grzegorz Baran z Rafałem Martonem (ciężarówka Mercedes-Benz Unimog) awansowali w "generalce" na 36. miejsce.

Reklama

Naturalne przeszkody zatrzymały wczoraj kolejnych kilkadziesiąt samochodów, w tym także dwa w barwach Diverse Extreme TVN Turbo Team. Srebrno-czarne Land Rovery EvoDakar uległy awarii i mocno spóźniły się na nocny biwak. Najwięcej kłopotów mieli Albert Gryszczuk i Jarek Kazberuk, którzy po zaledwie 10 kilometrach od startu uszkodzili na kamieniach przedni most.

- To nie było uderzenie, ale raczej silne przytarcie. Kamień zdołał jednak uszkodzić grubą osłonę mostu. Musieliśmy zareagować natychmiast, bo taka przygoda mogła się skończyć fatalnie - powiedział Albert Gryszczuk. - Zaczęliśmy wylewać wodę z butelek i zbierać do nich olej, a potem zakleiliśmy taśmą dziury i powoli, bez obciążania silnika, pojechaliśmy dalej. Dojechaliśmy do mety, ale mamy poważną stratę czasową.

- Najgorzej było na wydmach. Mnóstwo zakopanych lub uszkodzonych samochodów - powiedział Robert Górecki. - Nam się jakoś udało uniknąć ich losu, ale dwa razy było bardzo blisko do dłuższego postoju w piachu. Mieliśmy przejściowe problemy z pompą paliwa. Podejrzewam, że zawiniła benzyna. Było trochę nerwów, kiedy silnik zaczął nagle przerywać.

Z piaskiem znacznie lepiej poradził sobie Unimog prowadzony przez Grzegorza Barana i nawigowany doświadczeniem Rafała Martona. Ci dwaj zawodnicy Diverse Extreme TVN Turbo Team mają za sobą kilkuletni staż w rajdach pustynnych. - Na piasku było ciężko i chociaż kilka razy byliśmy o krok o zakopania, udało się uniknąć większych przygód. Potem dogoniliśmy jedną z serwisowych ciężarówek Volkswagena, ale jej kierowca przez 100 kilometrów nie chciał nam ustąpić miejsca i nie dawał się wyprzedzić. Nie reagował na światła ani na sygnały z Sentinela, czyli systemu informującego o nadjeżdżającym rywalu. Szlak był stosunkowo wąski, nie chcieliśmy ryzykować i z konieczności jechaliśmy za nim, cały czas w kurzu. Wyprzedziłem zawalidrogę dopiero na dojazdówce. Niestety, przekroczyliśmy prędkość dozwoloną w rajdowym regulaminie o kilkanaście kilometrów. Organizator chce nas za to ukarać, ale mam nadzieję, że sprawa rozstrzygnie się z korzyścią dla nas. Na razie poinformowaliśmy biuro rajdu o całym zajściu i jeśli jednak dostaniemy tę karę, na pewno będziemy się od niej odwoływać. - Afera z ciężarówką popsuła nam humory - dodał Rafał Marton. - Nie licząc drobiazgów, np. lekko przyciętej na kamieniach opony i krótkotrwałego zagrzebywania na wydmach, udało nam się poprawić wynik. Przyjechaliśmy na metę etapu na 40. pozycji i w klasyfikacji ciężarówek awansowaliśmy na 36. miejsce. To dobry znak, bo najtrudniejsza część tego rajdu jest przecież jeszcze przed nami.

W środę 10 stycznia rajd Dakar wjeżdża w rejon Sahary Zachodniej. Część zawodników (przede wszystkim motocykliści) w nocy wyruszy na start do odcinka specjalnego, zlokalizowanego na granicy z Mauretanią. Za symbolicznym murem - bramą do pustyni - zacznie się najtrudniejszy fragment rajdu Dakar 2007. Do mety w stolicy Senegalu pozostało jeszcze aż 5579 km.

Zobacz galerię zdjęć z 4. etapu rajdu Dakar

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: TVN SA | team | korek | Dakar
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy