Loty z dużą dozą adrenaliny

9 dni, 5500 km, 5 różnych exit-pointów, 30 skoków - od 250 m do 800 m, 2 kraje, 2 skoczków plus operator. Tak, pokrótce, można w liczbach przedstawić ostatni wypad B.A.S.E. Olka Domalewskiego, zawodnika Diverse Extreme Team.

Po miesiącu od skoków w Moab i Twin Falls w USA Olek zdecydował się eksplorować dalej Europę. Po przejechaniu 2000 km wraz ze wspinającym się operatorem Maćkiem Szafnickim i zabraniu po drodze w Nicei kumpla z Australii wszyscy udali się do największego kanionu w Europie - Georges du Verdon. Rzeka płynąca na dole wyrzeźbiła kanion o długości 21 km., wysokości do 700 m w najgłębszym miejscu, szerokości od 6 do 100 m przy dnie oraz od 200 do 1500 m szerokości pomiędzy górnymi krawędziami. Rejon ten jest bardzo znany w świecie wspinaczy i często można tam spotkać Alana Roberta "Spidermena", który wspina się bez zabezpieczeń na drapacze chmur.

Reklama

Najgorsze lądowania

Na miejscu wykonali 16 skoków w ciągu 4 dni. Wiejący wiatr w dole kanionu w ciągu dnia pozwalał na skoki jedynie o wschodzie i zachodzie słońca.

Olek opowiada: - To były bardzo ciężkie skoki. Kiedy ubieraliśmy sprzęt oboje patrząc na siebie stwierdziliśmy, że zakładanie tylu ochraniaczy (żółw na plecy, nałokietniki, ochraniacze na kolana i piszczele) oznacza dużo adrenalin i skupiania się na wszystkim. Najgorsze były w tym wszystkim lądowania. Dno kanionu było naprawdę wąskie i całe porośnięte drzewami o ostrych kikutach. "Bezpieczne" były zazwyczaj gruzowiska skalne pod kątem 45 stopni, przez które przechodziła wąska na pół metra ścieżka.

Jeden z lepszych wyjazdów

Po francuskim winie ekipa zdecydowała przenieść się w rejony włoskiej pizzy. Kolejny miejsce wspinaczkowe w okolicach Arco oferuje wysoką górę (ok 800 m). Po niespełna 700 km w środku nocy ekipa zawitała na miejsce lądowania, aby o wschodzie słońca rozpocząć wspinaczkę. Miejsce to też jak poprzednie pozwala na skoki rano i wieczorem. W ciągu dnia wieje wiatr zwany ORA dzięki, któremu na miejscowym jeziorze Lago di Garda można poszaleć na windsuerfingu czy kite.

Kolejne 14 skoków w ciągu 4 dni pozwoliło na koniec wyprawy spojrzeć na nią z zadowoleniem. Dzięki dobrej pogodzie i znakomitej atmosferze był to jeden z lepszych wyjazdów.

Nie możemy się doczekać

Już za 1,5 tygodnia Olek opuszcza znowu Polskę na kolejną wyprawę. Nie chciał nam do końca zdradzić, co tym razem, ale wiemy, że odwiedzi Austrię, Szwajcarię i ponownie Włochy. W planach mosty, tamy, góry. Początek maja to wyprawa na pierwsze skoki B.A.S.E. w wingsuite. Sami zobaczycie niedługo o co chodzi. My nie możemy się doczekać.

Załoga Diverse Exteme Team

materiały prasowe
Dowiedz się więcej na temat: team | skoki | loty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy