Off - roadowa pasja

To zabawa dla ludzi o mocnych nerwach, silnych dłoniach, twardej głowie i równie twardej d... Przekonałem się o tym na własnej skórze, siedząc w kabinie radzieckiego UAZ-a.

Na drodze, którą normalnie przemierzają czołgi, nasz łazik odstawiał iście szatański taniec. Z zaciekłością godną czerwonoarmisty pokonywał kolejne wertepy - bez szacunku dla mojej głowy, która uderzała we wszystkie odstające elementy, zamontowane pod dachem kabiny...

Trzęsło niemiłosiernie, więc kręgosłup i jego zwieńczenie już po kilkudziesięciu minutach bolały tak, jakby ktoś przywali mi dechą. A pomyśleć, że był to dopiero początek drogi przez mękę...

Przede mną była jeszcze paskudna nerwówka, gdy zgubiliśmy szlak i po nocy szukaliśmy drogi. I gdy zbytnio ufając możliwościom naszego radzieckiego towarzysza, nie podjechaliśmy na skarpę, lądując w leśnym, bagnistym jeziorku. To wówczas przećwiczyłem ewakuację z tonącego obiektu, który później, jakimś cudem, udało się wyciągnąć z wody. Co mimo pomocy elektrycznych wyciągarek wymagało też nie lada krzepy w rękach...

Reklama

Gdy więc na ranem wylądowałem w łóżku, nie bardzo wiedziałem, jak się położyć, by nie dręczyć zmaltretowanych członków. Dostałem w kość, poznając uroki off-roadu, w idealnych dla tego sportu warunkach poligonu w Orzyszu. Ale było warto...

Lepszy dzień w terenie...

Off-road nie jest sportem dla tych, którzy w czterech kółkach widzieliby możliwie najwygodniejszą maszynę do szybkiego przemieszczania się z miejsca na miejsce. To dyscyplina, która z zasady gardzi luksusem i w której równe drogi to prawdziwe przekleństwo, w myśl hasła: "lepszy dzień w terenie niż rok na asfalcie".

- Off-road to walka z własnymi słabościami, to testowanie własnej hardości - mówi Artur Grzesiowski, zapalony kierowca i organizator off-roadowych rajdów. - "A może pokonam jeszcze tę górkę, przejadę to rozlewisko?". Na każdym rajdzie stajemy przed takimi wyzwaniami. Można się wycofać, można też je podjąć. I jeśli się uda, czujmy ogromną satysfakcję.

To ona właśnie czyni z off-roadu znakomity sposób na odstresowanie się. - Rajdy pozwalają na oderwanie się od codzienności - dodaje Grzesiowski. - Od konieczności noszenia garnituru i przestrzegania sztywnych form.

W tym sensie off-road to sport egalitarny. Umorusany błotem kierowca czy pilot równie dobrze może być prezesem dużej firmy, jak i zwyczajnym robotnikiem. - Na rajdzie takie etykiety nie mają znaczenia; wszyscy są równi - zapewnia mój rozmówca.

Wypożyczone na początek

Co zrobić, aby do tego grona dołączyć? Na pewno nie trzeba od razu kupować terenówki. W internecie znajdziemy wiele ofert rajdów dla amatorów. Część z nich skierowana jest do firm - od kilku lat bowiem sporym zainteresowaniem, zwłaszcza dużych korporacji, cieszą się integracyjne imprezy off-roadowe dla pracowników. Taka przyjemność kosztuje od 800 do 1200 zł dziennie za jeden udostępniony samochód. Ale są też opcje dla mniejszych, niezorganizowanych grup, czy nawet pojedynczych osób, zainteresowanych dołączeniem do konkretnego rajdu. Wówczas trzeba się liczyć z kosztem 500-600 zł za dzień.

Jakie auta można wynająć? Od poczciwych GAZ-ów i UAZ-ów, przez potężne hummery, po specjalistyczne pojazdy typu... amfibia. Jest jednak pewne ale - wynajmując dżipa możemy się cieszyć kierownicą, możemy też pobawić się w pilota. Ale zawsze będzie nam towarzyszyć osoba z firmy udostępniającej auto. Samochodów nie sposób ubezpieczyć od różnych okoliczności, które mogą się przytrafić na rajdzie. Ekstremalne warunki powodują, że dżipy często ulegają awariom, zwłaszcza, że większość z nich to pojazdy nienowe. Musi więc być ktoś, kto dopilnuje, by użyczony pojazd spełniał swoje funkcje. I nikomu przy tym nie zrobił krzywdy.

Niemłode, do przerobienia

Jednak pełnoprawnym członkiem off-roadowej społeczności czyni nas dopiero posiadanie własnego auta. - Ponad 8 lat temu, kiedy zaczynałem jeździć, off-road nie był tanią dyscypliną - wspomina Grzesiowski. - Dziś jest inaczej - radzieckiego GAZ-a czy UZA-a w dobrym stanie możemy kupić za 5-6 tys. zł, auto klasy suzuki samurai - za 8-10 tys.

Są to, rzecz jasna, auta niemłode, wymagające ponadto odpowiednich przeróbek, które pozwolą im przemierzać ekstremalne trasy. Nie ma jednak przesady w twierdzeniu, że koszt zakupu terenowych czterech kółek jest porównywalny do cen używanych aut osobowych.

Mając już auto, możemy wyruszyć na trasę. Krajowi rajdowcy najbardziej zachwalają bezdroża Mazur i Kaszub, znakomicie nadają się do off-roadu poligony, ze słynnymi Orzyszem i Drawskiem włącznie. Idealne byłyby również Bieszczady, ale protesty ekologów utrudniają off-roadowcom życie.

Zasadniczo off-roadowy sezon zaczyna się wczesną wiosną, imprezy dla firm najczęściej przypadają na okres od maja do września. Dżipy zjeżdżają z terenowych tras w listopadzie, choć ostatnio zdarzają się rajdy zimowe. To jednak nadal wyjątki, zima bowiem zarezerwowana jest na większe przeglądy i naprawy. Po których dżip, jak nowy, znów jest gotowy do akcji...

Marcin Ogdowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: auto | Auta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy