Rekordowe prędkości na deskorolce

Michał Paluch i Wojtek Małysz z Open2be opowiadają o wrażeniach z imprezy w Burowie - pierwszych w Polsce międzynarodowych zawodach w sportach grawitacyjnych.

Jedziemy autostradą A4 w kierunku Krakowa. Roztrzaskujące się na przedniej szybie owady zdradzają osiąganą prędkość. Spokojne niedzielne południe za kierownicą przerywają hałaśliwe ścigacze, wyprzedzające nas w zawrotnym tempie. Kolejna impreza przed nami - i kolejne pytania o organizację i widowiskowość imprezy.

Nazwa imprezy jest całkiem obiecująca: Need for Speed Gravi Race. Podobno czekają nas emocje związane z koronnymi konkurencjami dyscyplin grawitacyjnych czyli Longboard, Streetluge i Dirtsurfing. Podobno są również liderzy z Austrii i Czech. Zobaczymy...

Reklama

Tuż po wjeździe do Burowa zatrzymuje nas policja informując o zamknięciu drogi ze względu na zawody. Zabrzmiało profesjonalnie. - Proszę iść prosto tą drogą około kilometra. Proszę poruszać się poboczem i bardzo uważać - zaznacza policjant.

Idziemy wąską asfaltową drogą między typowymi domostwami małopolskiej wsi. Upał rozgrzewa asfalt. Nic nie wskazuje na to, żebyśmy mieli w tym miejscu przeżyć za chwilę jakieś grawitacyjne emocje. Owady dają znać o sobie bzycząc co jakiś czas nad głową. Nagle przystajemy... ostry świst, struny szarpniętej tępym narzędziem - taki dźwięk towarzyszył przelatującemu koło nas riderowi!

Przystajemy, żeby ogarnąć to, co się właśnie wydarzyło. Wszystko wskazuje na to, że dotarliśmy na miejsce. Niedzielny spacer wśród wiosennej aury zamienia się w bieg, dopingowany szczekotem psów wyrywających się z domowych ogrodzeń. Biegniemy przed siebie - bliżej celu, byle jak najszybciej dostać się do biura prasowego, mety lub startu. Im bliżej, tym napięcie wzrasta.

W pewnym momencie droga wychodzi na długą prostą i po kilkudziesięciu metrach pnie się stromo pod górę. U podnóża zjazdu, wśród miraży rozgrzanego asfaltem powietrza, stoją nieruchomo, w rozsypanej grupie, tajemnicze postacie.

Stoją niektórzy w rozkroku, inny z założonymi rękami, ktoś kuca przy desce... Wszyscy mają skórzane kombinezony okrywające szczelnie całe ciało. Na głowach aerodynamiczne, lśniące w słońcu kaski. Nie widać ich twarzy poprzykrywanych lustrzanymi pokrywami zabezpieczającymi przed wiatrem. Wiemy jednak, że patrzą na nas...

Podchodzimy bliżej. Jeden z riderów, otwiera szybkę, odsłaniając przybrudzoną twarz. - Chłopaki, wskakujcie na pakę i jedziemy!

Wskazał na pobocze, gdzie drzemie na biegu półciężarówka. Wskakujemy na górę. Różne rodzaje desek, kółek, tracków - wszystko skonstruowane tak, aby osiągać jak największą prędkość. Po drodze mijamy nielicznych kibiców, pochowanych za zabezpieczającymi trasę snopami siana.

Trasa ma około 1,5 kilometra z jednym wirażem. Na starcie wyznaczono cztery boksy. Policja zabezpiecza. Pogotowie na stanowisku. Ostatnie komunikaty przez radiostacje. Kibice pochowani. - Gotowi? - pyta główny organizator imprezy Piotr Bogdanowicz. W odpowiedzi słychać już tylko dopinane kaski, zasuwane szybki i szmer rozgrzewanych łożysk Streetlugerów.

Chwila zupełnej ciszy poprzedza start pierwszej czwórki saneczkarzy. Ruszają. Biegniemy tuż za nimi poboczem na stanowiska fotograficzne. Zniknęli nam natychmiast w zieleni lasu, w który wpada trasa, kilkadziesiąt metrów po starcie. Wskakujemy za snopy siana przygotowane dla reporterów. Leci następna czwórka. Nieprawdopodobna prędkość saneczkarzy nie pozwala na uchwycenie ostrości. Zmieniamy miejsce. Szukamy pozycji bardziej oświetlonej. Z za pleców dochodzi nieco inny świst.

Tym razem jadą Dirtsurfwerzy. Tu liczy się aerodynamika. Niektórzy prawie klęczą na deskach inni niczym panczeniści - przyjmują dynamiczną sylwetkę, rozbijając powietrze wyciągniętymi dłońmi.

Dochodzimy do zakrętu, gdzie gnieździ się większość kibiców i mediów. Teraz chwila ciszy i wytchnienia od ogromnych emocji. Trasa jest tak poprowadzona, że zawodnicy przelatywali centymetry od nas. Świst powietrza wydostający się z pędzących 90 kilometrów na godzinę kół robi ogromne wrażenie. Uwaga! Jadą następni...

Tym razem Longboardziści na downhillowych deskorolkach. Zbliżają się nieprawdopodobnie szybko. Ręce mają założone z tyłu. Głowa i tułów mocno wypchnięta do przodu. Ugięte nogi dociskają deck. Mocne wychylenie w bok, lekki slajd i pełne przycięcie na wewnętrznym torze skrętu. Nim opadł pył i kurz zdążyli zniknąć za wirażem.

Po kilku rundach eliminacji i pół finałów oczekujemy na rozstrzygnięcie historycznych zmagań. Kibice ośmieleni kilkoma przejazdami, wychodzą pewniej z ukrycia. Zaczyna się dopingowanie. - Wszyscy na pozycje! - zdążył zawołać sędzia z obsługi technicznej.

Najbardziej przenikliwy świst wydają saneczki, których zbliżanie się uprzedza dochodzący z lasu dźwięk. Wpadają, migając tuż przy nas. Nagle jeden z riderów zahacza tylnym trackiem o snop siana. Nie ma czasu na ogarnięcie sytuacji. Wióry lecą na drogę a następni zawodnicy rozbuchają je w powietrze. Teraz czas na peleton dirtsurferów. Jadą jeden za drugim po jak najkrótszym torze. Chwilę później, w oddali widać sylwetki najbardziej klasycznej konkurencji, za jaką uważa się Longboardy. W tej konkurencji zwycięża Michał Nowacki z Warszawy. Na mecie dowiadujemy się, że na saneczkach najszybciej pojechał Jacek Ptak ze Skawiny, a najszybszym dirtsurferem okazał się Michał Machura z Zabrza.

- Zapraszam na podium wszystkich zawodników i gości. Stańmy do pamiątkowego zdjęcia wszyscy razem - przekonuje Bogdanowicz. Czy tu dziś rozpoczyna się historia polskich sportów grawitacyjnych? Jeśli tak - media i sponsorzy mogą zacierać ręce.

Michał Paluch, Wojtek Małysz Open2be

Na ostatniej stronie - wyniki

Wyniki Longboard

• 1. Michał Nowacki (Warszawa)

• 2. Jakub Kenig (Krzeszowice)

• 3. Michal Czerny (Praga)

Wyniki Streetluge

• 1. Jacek Ptak (Skawina)

• 2. Dariusz Ketowski (Czarnowąsy)

• 3. Sebastian Klimek (Kraków)

Wyniki Dirtsurfer

• 1. Michał Machura (Zabrze)

• 2. Tomasz Szostek (Warszawa)

• 3. Sławomir Szmatłoch (Zabrze)

Open2be
Dowiedz się więcej na temat: deskorolka | impreza | prędkość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy