Suzuki QuadSport Z400

Zapał w naszych ciałach był prawie nieograniczony. Zaplanowaliśmy testy czterokołowego potworka - Suzuki QuadSport Z400.

Prognozy pogody nie zapowiadały się zbyt ciekawie na ostatnią sobotę. Deszcz ze śniegiem zgasiłby zapał niejednego zapaleńca. Ale zapał w naszych ciałach był prawie nieograniczony, bo zaplanowaliśmy testy czterokołowego potworka - Suzuki QuadSport Z400. Jedyne co nam pozostało, to zorganizowanie ludzi, którzy będą na tyle kompetentni by przeprowadzić test i pod koniec dnia wypowiedzieć się na jego temat. Po krótkiej naradzie doszedłem do wniosku, że wszystko zaczyna nabierać pięknych jesiennych barw.

Robisz coś ekstremalnego? Organizujesz zawody, wykonałeś ciekawy trick, masz pozytywną zajawkę? Podziel się tym z nami! Czekamy na wasze relacje i zdjęcia.

Reklama

Szybki telefon

Termin ustalony, telefon do Michała z Suzuki wykonany, ludzie poumawiani. Trzeba było odebrać quada i sprawdzić czy wszystko jest z nim w porządku. Nie mogło być inaczej. Piękny żółty czterosuw ukazał się moim oczom wyjeżdżając z magazynu i już wiedziałem, że pogoda będzie ostatnim powodem dla którego nie będę mógł go jutro przetestować.

Szybki montaż na przyczepę, kilkakrotne sprawdzenie czy pasy są odpowiednio naciągnięte i w drogę. Po kilkunastu minutach byłem już pod domem. Szybki test czy zaskoczy. Kolejno: kluczyk, blokada zapłonu, ssanie, sprzęgło i starter. Zagadał od razu, piękny dźwięk czterosuwowego silnika o bardzo przyzwoitej pojemności 400 cm był jak muzyka Chopina dla Japończyków. Nie miałem więcej pytań.

Umówiliśmy się chwilę przed dziewiątą rano i po zapakowaniu odpowiednich asortymentów jak grill, pawilon (by na głowę nie kapało), zapas kawy i herbaty i ruszyliśmy na miejsce przyszłej zbrodni jaką mieliśmy popełnić. Droga minęła szybko, wszyscy byli bardzo pozytywnie nastawieni nie tylko samym testem ale jeszcze piękną słoneczną lecz mroźną pogodą jaka zastała nas tego sobotniego ranka.

Poświęcenie testera

Niespodzianką był fakt, iż na torze nie było kompletnie nikogo. Mieliśmy całą przestrzeń dla siebie. Nikt nie wjeżdżał nam pod koła i mogliśmy jeździć dosłownie wszędzie, gdzie tylko akurat mieliśmy ochotę. Szybko przebraliśmy się w odpowiednio przygotowane ubrania i zabraliśmy się za rozgrzewkę zarówno nas samych jak i silnika owego małego potworka. Wszystko szło jak w zegarku. Kolejne przejazdy utwierdzały nas w przekonaniu, że jazda na tego typu maszynie to nie tylko wyłącznie przyjemność, ale i kawał ciężkiej roboty. By jeździć na pełnym gwizdku należało pracować całym ciałem. Ręce i nogi dawały o sobie znać z kilometra na kilometr torowego testu. Nie myśleliśmy o tym. Należało dać z siebie wszystko - przez te kilka godzin poświecić się dla społeczeństwa, by wiedzieli, co tracą, nie jeżdżąc na tej maszynie.

Sportowe akcenty

Sportowa wersja Z400 nie dość, że charakteryzuje się agresywnym wyglądem posiada jeszcze wszelkie sportowe akcenty. Manualna pięciostopniowa skrzynia biegów, zawieszenie oparte na trzech amortyzatorach z dużym skokiem i - co ważniejsze - niewygórowana masa. Ciężar w stanie suchym to 160kg. Wszystko, co mogło być zbyt ciężkie, zastąpione zostało lekkim aluminium a podpórki pod nogi zostały zastąpione elastycznymi pasami. Jedyne co zwiększa masę pojazdu to paliwo, płyn chłodniczy, oleje wszelkiej maści no i oczywiście sam kierowca.

Spalanie? Zatankowany przepisowymi jedenastoma litrami nie pochłaniał ich jak smok owieczki lecz jak najedzony miś sennie liżący miód. Było to dla nas bardzo miłe zaskoczenie gdyż wiele litrów paliwa jeszcze zostało w zapasie.

Komfort jazdy

W przerwie na grilla zaczęły się luźne debaty na temat tworu Suzuki. Liczne pojawiające się opinie zaskakująco były do siebie podobne. Wszyscy byli zachwyceni. Pojawiały się tylko słowa sprzeciwu w kwestiach prowadzenia. Michał, mój redakcyjny kolega, spierał się nad wyższością motocykla crossowego lecz jak na fanatyka motoryzacji przystało ugiął się pod opiniami znajomych z Szarak Bike Racing Team i żeńskiej części ekipy - Matyldy. To właśnie ona otworzyła nam oczy na wiele istotnych spraw. Jako kobieta dostrzegła wiele elementów na które my nie zwracaliśmy uwagi. Były to takie kwestie jak wygoda czy charakterystyka pracy silnika.

Po posiłku, który ograniczał się do kiełbasek, kawy, herbaty i wody wróciliśmy do tej jakże miłej czynności jaką była jazda. Zaoferowani piękną pogodą i dźwiękami płynącymi z silnika naszego małego "ciągniczka" nie zwróciliśmy uwagi na to że powoli zaczynał padać zapowiadany wcześniej przez panią pogodynkę deszcz. Z prędkością żółwiego kroku zorientowaliśmy się, że powoli zbliża się do nas całkiem spora ulewa. Nie chcąc niszczyć sobie wrażeń tak wspaniałego dnia, zaczęliśmy zwijać cały piknik i ładować quada na przyczepkę. Usta nam się nie zamykały, rozmowy toczyły się nieprzerwanie i z chwili na chwilę żałowaliśmy, że trzeba oddać ten sprzęt. No, ale co poradzić. Wszystko co dobre szybko się kończy. Teraz pozostaje nam czekać na wiosnę.

Piotr Dziewulski, hiro.pl

MotoX.com.pl
Dowiedz się więcej na temat: testy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy