Zawiąż trampki 3

Wojtek Małysz i Michał Paluch tym razem opowiadają o wizycie w Ustroniu, gdzie odbył się I Ustroński Festiwal Sztuki Ulicznej. Było bardziej freestylowo niż ekstremalnie. Ale też fajnie.

Dojeżdżając do przedmieść Ustronia natknęliśmy się na spore utrudnienia ruchu. Korki, objazdy, gwizdek zniecierpliwionego policjanta... Czyżby powodem była impreza, na którą się wybieramy o niepozornej nazwie Zawiąż Trampki 3?

W końcu 150 tancerzy zwanych B-boy'ami spotyka się dzisiaj na płycie ustrońskiego rynku, by stoczyć ze sobą bitwę. A wszystko przez I Ustroński Festiwal Sztuki Ulicznej, w ramach którego po raz trzeci odbywają się pokazy break dancu na najwyższym poziomie. - Przepychajcie się na maksa, mówcie policji, że jesteście z organizacji i mediów - przekonuje przez telefon zniecierpliwiony organizator imprezy, Bartosz Rząsa.

Reklama

Ustroń - idealne miejsce na skatepark

Działa! Wjeżdżamy gdzie chcemy, na bezczelnego omijając korki. Płyta ustrońskiego rynku roi się od przechodniów i turystów w różnym wieku. Majówka, dzieciaki, balony, wróbelek, który ślizga się na masce naszego samochodu. Wszystko takie sielankowe, aż za bardzo jak na klimaty ziomków, którzy mają ze sobą toczyć zażarte pojedynki i bitwy. Przybyli również kuracjusze z okolicznych sanatoriów i uzdrowisk.

Przepychamy się do środka, skąd dochodzą coraz głośniejsze oklaski. Dochodzimy do samego źródła dzisiejszego festiwalu. Oto profesjonalny dance floor wielkości około 20 metrów kwadratowych! Wrażanie robi również nowo odrestaurowany rynek z niewielkimi kaskadowymi wodospadami, które wznosząc się w górę tworzą widowiskową podstawę dla muszli amfiteatru. Cała reszta, spadki, murki, schodki... aż się prosi, żeby kiedyś zrobić tu skate park!

Mistrzowie breaka dla kilkusetosobowej widowni

Póki co mamy 150 tancerzy, kilkuset widzów, ziomków od foot bag freestyle i zośki oraz chłopaków na unicyklu. Sylwetka burmistrza miasta, skromie majacząca w oknie ratusza, też rzuca się w oczy i z daleka widać, że to młody facet.

W końcu dochodzi do długo wyczekiwanej chwili, kiedy masy powietrza rozprężają się cylindrycznie, odrzucane seryjnie od wielkich głośników. DK Przeplach, podobno najlepszy w tej branży, rozpoczyna rytmiczne granie. Nie da się stać w miejscu. Nogi same chodzą. Nawet prawa stopa operatora telewizyjnego, który powinien nieruchomo trzymać kamerę, wystukuje rytm.

Przeciskamy się w stronę sędziów, którzy zajęli miejsca na szczycie kaskadowego wodospadu. Teraz widać wszystko lekko z góry. Na naszych oczach zaciska się pierścień widzów wokół tancerzy skupionych po obydwu stronach dance floor'u. 300, 500 a może nawet 700 osób dopinguje B-boy'ów.

Zaczynają. Dwie drużyny stojące naprzeciwko siebie rozpoczynają rywalizację na gesty, wzywając się wzajemnie na mimiczne pojedynki. A to dopiero początek.

Salto w przód, opad na kolana, wygięcie w tył na tzw. mostek, teraz chodzenie na rękach, nogi w szpagat w powietrzu i szybki helikopter wsparty tylko na jednym nadgarstku - tak rozpoczyna B-Boy z ekipy stojącej po naszej prawicy. Jeszcze kilka tricków przecinających powietrze w każdej niemal płaszczyźnie a na zakończenie megarytmiczne wejście w nieruchomą stójkę na jednej ręce, z głową w dole a nogami na baczność wyrzuconymi w powietrze!

Skóra się zdziera i leje się krew

Podczas gdy tancerze wymiatają na maksa, ich koledzy ze sprayami malują graffiti na rozłożonych w około rynku płytach OSB. Ale to nie wszystko. Widowiskowy popis zaliczają ziomale z Cieszyna, którzy w przerwie break'a robią dla widzów pokaz Freestyle Foot Bag'a czyli ekstremalne tricków z piłeczką przypominającą zośkę. To dopiero jazda. Piłeczka lata wokół nich jak rozszalały owad, a oni zamiatają w powietrzu nogami w takim tempie, że właściwie trudno to ogarnąć. Publika szaleje. Wracamy wzrokiem na arenę Break Dance. Teraz rozgrywane są finały w rywalizacji indywidualnej. Najlepsi z najlepszych rozpoczynają swoją taneczną orgię. - Zagranicą są takie pojedynki, że kolesie zdejmują koszulki i tańczą break'a na suchym betonie. Skóra się zdziera i leje się krew a oni dalej tańczą - podpowiada nam szeptem organizator Bartosz Rząsa.

Najtrudniej zachować trzeźwość myśli

W Ustroniu jednak chodzi od początku o coś innego. - Tam gdzie jeżdżę, tam maluje, gdzie maluję tam tańczę i trwa to już 10 lat. Trenuję 4 razy w tygodniu po 2 godziny. Najtrudniej jest zachować czystość myśli podczas tańca przed publiką. Zazwyczaj jest mało miejsca, a trzeba przecież pokazać cały swój charakter. Tańczy osobno każda ręka i noga, ale głowa musi zachować spokój. A ta impreza jest po prostu fantastyczna - zaznacza zwycięzca walki indywidualnej Dawid Warakomski znany jako Amoras z rybnickiej grupy Azizi. Ostatecznie pół dnia spędzamy zahipnotyzowani muzyką, tańcem i graffiti, które z czasem zamienia ustroński rynek w prawdziwą hip-hopową stolicę.

I choć nie jest to weekend pod znakiem ekstremalnych dyscyplin, to na pewno mija w mega freestylowym klimacie. Pewnie kolejne weekendy przyniosą więcej błota, prędkości, pyłu, potu i krwi, będzie ostro i przyjemnie. Ale w maju niech rządzi słońce, chillout i spokój szczególnie przydatny, gdy stoi się w ulicznym korku. A jakie jest marzenie organizatora Fetiwalu? - Kupić sobie kancioka, pierwszy model Fiata 125p - mówi. Faktycznie, pełen chillout.

Wojtek Małysz, Michał Paluch

Open2be
Dowiedz się więcej na temat: festiwal | Ustroń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy