Nasienie w cenie

Kiedyś straszono, że onanizm grozi ślepotą. Mamy dobrą wiadomość: to nieprawda. Mało tego, można mieć z niego nie tylko przyjemność.

W czwartki Robert, student ostatniego roku Politechniki Warszawskiej, jeździ do kliniki. Trasę ma opracowaną. Najpierw wsiada do metra, potem ma sto metrów do przystanku i przesiadka w autobus.

Sprawdzał to kilka razy, ale w żaden sposób z domu do kliniki nie udawało mu dotrzeć w czasie krótszym niż 30 minut. - Wyjście z domu i zamknięcie drzwi to pięć minut - liczy. - Siedem zajmuje mi dojście do metra. Metro jedzie szybko, około dziesięciu minut, ale autobus to już się wlecze. Dla mnie to za długo.

Robert nie jest maniakiem, który sprawdza czas jazdy komunikacją miejską. - Nie chcę ryzykować, że sperma się zmarnuje, dlatego nie wożę jej ze sobą - tłumaczy student. - Trzydzieści minut to maksimum, aby męskie nasienie nadawało się jeszcze do zamrożenia. A przecież każda dawka to spora kasa - dodaje. Dlatego Robert woli pojechać do kliniki leczenia niepłodności przed zajęciami i oddać nasienie na miejscu. - Już się przyzwyczaiłem, a w klinice na szczęście panuje mało krępująca atmosfera - tłumaczy.

Reklama

Robert ma tu nawet swój ulubiony pokój. W środku jest skórzana kanapa, umywalka, stolik z erotycznymi pismami - "CKM", "Playboy". Na ścianie - stylowe fotografie nagich kobiet z Paryża. Światło wewnątrz przytłumione, delikatnie odbija się od purpurowych ścian. Masturbacja zajmuje Robertowi pięć minut. Potem wychodzi, a plastikowy pojemnik zanosi do laboratorium.

- Zarobić dwie stówy w kilka minut to niezły interes - śmieje się Robert. - Teraz robię to już rutynowo, ale za pierwszym razem miałem wielkie opory. Na szczęście przyszliśmy wtedy we czterech, ale i tak wydawało nam się, że wszyscy się na nas gapią. Wychodziliśmy z pokoju jeden po drugim, czerwoni jak buraki - wspomina Robert i z dumą dodaje: - Okazało się, że tylko ja się zakwalifikowałem. Koledzy potem trochę się ze mnie nabijali, ale chyba zazdrościli, bo przecież na oddawaniu nasienia można zarobić. Mój dochód to od 800 do 1 tys. zł miesięcznie. I, umówmy się, nie jest to zły rodzaj pracy - dowcipnie zauważa chłopak.

Spermę można oddawać co 3, 5 dni, ale nie częściej niż dwa razy w tygodniu. Robert jednak przyznaje, że zdarza się i tak, że nie zarabia nic. Nie wszystkie próbki się nadają. Chłopak tłumaczy to krótko: - Zdarzają się lepsze i gorsze dni.

Klinika Novum, do której jeździ Robert, jest jedną z niewielu w Polsce, które posiadają własny bank nasienia. - Jest problem z dawcami - przyznaje dr Katarzyna Kozioł, kierownik laboratorium w klinice. - Po pierwsze, mamy dosyć ograniczoną możliwość rekrutacji. Zwykle szukamy wśród rodzin pacjentów i studentów. Wykształcenie jest istotne, bo nasi pacjenci zwracają na to szczególną uwagę. Wieszaliśmy ogłoszenia na uczelniach, ale odzew nie był duży. A poza tym nawet wśród tych kandydatów, którzy się zgłosili, nadawał się tylko jeden na dziesięciu. Głównie chodzi tu o liczbę i jakość plemników.

Jak obliczyli naukowcy z Danii, jakość męskiego nasienia w ciągu 50 lat obniżyła się niemal o 50 proc. Liczba plemników w mililitrze spermy spadła w tym czasie ze 113 do 66 mln. Badania nasienia z europejskich kriobanków, oddawanego w ciągu ostatnich ośmiu lat, potwierdziły, że w szybkim tempie pogarsza się jego jakość w uprzemysłowionym środowisku.

Podobnie zła sytuacja jest w Polsce. Lekarze z klinik leczących niepłodność uważają, że w kraju nie ma wystarczającej świadomości polityki zdrowotnej. Każdy młody mężczyzna powinien przebadać się w kierunku płodności, a w razie chorób, np. onkologicznych, powinien zamrozić swoje nasienie. O takiej możliwości powinni poinformować go lekarze onkolodzy. - Tak się jednak nie dzieje. To, co na Zachodzie jest standardem, czyli zamrażanie nasienia przed chemioterapią, u nas się dopiero zaczyna - mówi dr Katarzyna Kozioł.

Wszystko to sprawiło, że jeszcze do niedawna na dawcę przyjmowano tylko mężczyzn do 35. roku życia, posiadających przynajmniej dwójkę zdrowych dzieci, z wykształceniem wyższym i mającego odpowiednie parametry nasienia.

Teraz stawia się głównie na młodych dawców. Nawet amerykański milioner Robert Graham, który stworzył swego czasu kontrowersyjny bank spermy geniuszy, zaczął pobierać ją od wybitnych, ale... młodych naukowców. Początkowo szukano dawców wśród noblistów. Okazało się jednak, że większości są zbyt starzy, aby produkować pełnowartościowe nasienie.

Dziś jako dawców najchętniej widzi się właśnie studentów i absolwentów wyższych uczelni. - Większość studentów nie ma własnych dzieci, a mimo to są uważani za dobrych kandydatów - mówi Kozioł. - Rekrutacja jest dosyć prosta. Kandydata pytamy, czy jest zdrowy, czy w rodzinie ktoś chorował, sprawdzamy, jak wygląda i jak się zachowuje. Pytamy też, co nim kieruje, dlaczego chce oddawać nasienie. Wykonujemy badania, żeby sprawdzić, czy nie jest nosicielem chorób, choćby HIV. Na pytanie, czy mogliby robić to za darmo, dawcy odpowiadają jednoznacznie: - Prawda jest taka, że nikt by tego nie robił, gdyby nie rekompensata - stwierdza Robert. Z kolei Rafał, który od roku jest dawcą nasienia i ma własną córkę, dodaje: - Uważam, że kliniki na nas zarabiają, bo uczciwa cena to około 300--400 zł za próbkę nasienia.

Jednak zarobkowe oddawanie spermy jest nie tylko łatwe, proste i przyjemne, jak to się może wydawać. Wiąże się ze sporym obciążeniem psychicznym. Tomek, student Wydziału Prawa i Administracji na UW, który od trzech lat oddaje nasienie, zaznacza, że na rozmowę się zgodzi, ale pod warunkiem pełnej anonimowości. Spotkanie z nim obala mit, powielany przez większość artykułów opisujących dawców, które najczęściej zaczynają się od słów "młody przystojny brunet".

Tomek bynajmniej nie grzeszy urodą. Ma nieregularne rysy, trochę zbyt duży nos. Czy to przeszkodziło mu w zostaniu dawcą? Zupełnie nie. - Trzy lata temu zobaczyłem program w telewizji na temat dawców i chciałem się sprawdzić - opowiada. - Udało się. Jednak do dziś nikt poza najbliższymi przyjaciółmi nie wie, czym się zajmuję. Spotkałem się z opiniami wielu osób, że to jest obrzydliwe. Nie powiedziałem też rodzicom, bo mama jest wychowana w innej epoce i chyba by tego nie zniosła - tłumaczy Tomek.

Ale nie wszyscy dawcy mają do swojego zajęcia takie podejście. - Dla mnie to jest zupełnie naturalne - tłumaczy Rafał. - Ja nie ukrywam, że jestem dawcą, ale też nie rozgłaszam, że mam supernasienie - śmieje się Rafał.

Konrad Piskała

dlaczego
Dowiedz się więcej na temat: student
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy