Archiwum X: Policyjny oddział do zadań specjalnych

Początkowo policjanci pracowali przy sprawach bieżących, z biegiem czasu przekształcili się w fachowy zespół /MAREK LASYK REPORTER /East News
Reklama

Policyjne Archiwum X powstało w 2004 roku. Była to pierwsza tego typu jednostka w Polsce, ale też jedyna w tamtym czasie w Europie. Początkowo policjanci pracowali przy sprawach bieżących, głównie zabójstwach, by z czasem przekształcić się w ściśle wyspecjalizowany zespół, którego członkowie rozumieli się bez słów...

Katarzyna Pruszkowska: Kiedy powstało krakowskie policyjne "Archiwum X"?

Piotr Litka: - Oficjalnie 23 stycznia 2004 roku. Była to pierwsza tego typu jednostka w Polsce, ale też jedyna w tamtym czasie w Europie. Współpraca policjantów, którzy później współtworzyli "Archiwum X", zaczęła się jednak dużo wcześniej. Początkowo pracowali przy sprawach bieżących, przede wszystkim zabójstwach. To w tym właśnie czasie kształtował się zespół, którego członkowie "rozumieli się bez słów". Impulsem do formalnego powołania jednostki, która działa przy Komendzie Wojewódzkiej Policji w Krakowie, było rozwikłanie słynnej sprawy "Hakowego", czyli mężczyzny, który na początku lat 90. atakował na Podhalu kobiety. Jedną z nich zabił; kobieta była w ciąży. "Hakowy" przez 11 lat pozostawał bezkarny, jednak dzięki pracy policjantów z późniejszego "Archiwum X", udało się ustalić jego tożsamość i doprowadzić do prawomocnego skazania.

Reklama

Czym jest "ciemna liczba zabójstw", która jest ściśle związana z pracą "Archiwum X"?

- To podejrzane zgony, dziwne samobójstwa, niewyjaśnione zaginięcia, które budzą wątpliwości policjantów. Bogdan Michalec, szef "Archiwum X", opowiadał mi, że na początku swojej pracy nie wiedział jeszcze, które sprawy, nazwijmy je kolokwialnie: są "dziwne". Dziś, po wielu latach pracy, wystarczy, że przeczyta kilkanaście stron akt, popatrzy na zdjęcia lub materiał dowodowy zabezpieczony przed laty przez policjantów, i już wie, czy ma do czynienia z taką "dziwną" sprawą. Oczywiście tę umiejętność zawdzięcza doświadczeniu.

Bogdan Michalec i Mariusz Nowak, czyli współautorzy książki, pracowali w pierwszym zespole policyjnego "Archiwum X". Jak się poznali?

- Obydwaj rozpoczęli pracę w Policji w nieistniejącym już IV Komisariacie Kraków-Borek Fałęcki i tam zdobywali doświadczenie. Zaczynali od błahych spraw, ale w otoczeniu ludzi, którzy bardzo ich wspierali i chętnie dzielili się z nimi doświadczeniem. Na początku lat 90. w Policji, jak w wielu innych zawodach, obowiązywały jeszcze relacje: mistrz-uczeń. Ci, którzy mieli za sobą wiele lat służby, szkolili młodszych kolegów. To było cenne, ponieważ nie wszystkiego można dowiedzieć się podczas zajęć w szkole policyjnej. Praca dobrego policjanta - według współautorów książki - polega przede wszystkim na korzystaniu z doświadczenia i intuicji. System pracy, który moi rozmówcy wynieśli z tego małego komisariatu na Borku Fałęckim, na pewno przyczynił się do rozwikłania wielu zagadkowych spraw prowadzonych przez "Archiwum X" i do sukcesów wykrywczych. Chociaż Bogdan i Mariusz nie lubią słowa: sukces i bardzo rzadko go używają.

Na czym polega ten system pracy?

- Początkowo, jeszcze przed formalnym powołaniem jednostki, policjanci popełniali błędy, ponieważ kurczowo trzymali się zasad znanych im choćby z podręczników kryminalistyki. Myśleli schematami. Jednak z czasem wypracowali metodę, którą Bogdan nazywa "impresjonistyczną". W wielkim skrócie polega ona na tym, że podczas rekonstrukcji zbrodni należy brać pod uwagę wszystko, co wiemy o ofierze. Bo nawet z pozoru błahe czy nieistotne informacje mogą mieć kluczowe znaczenie. Dlatego trzeba bardzo dokładnie odtworzyć życie ofiary, jej zwyczaje, jej codzienność. Oczywiście w przypadku spraw sprzed lat to nie jest prosty proces: prawie zawsze są jakieś dokumenty ale pamięć ludzi, którzy znali ofiarę, zawodzi. Te zbierane przez policjantów informacje to takie "plamki", jak na obrazach impresjonistów. Kiedy stoimy blisko, widzimy tylko - jak nam się zdaje - chaotycznie ułożone warstwy farby. Jednak wystarczy się odsunąć, żeby zobaczyć, że układają się w konkretny kształt. Więcej widzimy dopiero z pewnej perspektywy. Sprawy, które trafiają do "Archiwum X", są bardzo skomplikowane, więc tu nic nie dzieje się szybko. Przykładem jest opisana w książce sprawa "Krakowianki". Śledztwo trwało parę lat, ale policjantom z "Archiwum X" udało się w końcu w miarę precyzyjnie ustalić, co przytrafiło się tej kobiecie. Sprawcy zostali schwytani i skazani. 

Co policjanci z "Archiwum X" wiedzą o sprawcach?

- Szukają powiązań, motywów. Starają się zrozumieć, dlaczego ktoś zabił. Większość zbrodni, które opisaliśmy w książce, została popełniona pod wpływem silnych emocji. Bogdan nazywa je "złymi emocjami", które popychają ludzi, nie tylko psychopatów, do zabijania. W wielu przypadkach ofiarami są bliscy sprawcy: członkowie rodziny, konkubenci, koledzy.

Jak na pracę "Archiwum X" wpłynął rozwój technologii, który dokonał się w ostatnich latach?

- Korzystanie z najnowszych odkryć nauki czy nowoczesnego sprzętu na pewno ułatwia rozwiązywanie niektórych spraw. Na przykład badanie odcisków palców czy próbek DNA ze śliny pozostawionej na niedopałku papierosa pozwala potwierdzić tożsamość ofiary lub też sprawcy. Ale jeśli mamy do dyspozycji na przykład tylko kości, technika na niewiele się zda. Liczy się jeszcze doświadczenie i intuicja. W naszej książce opisujemy taką właśnie sprawę. 

Wiem, że policjanci z "Archiwum X" korzystają z pomocy naukowców i dziennikarzy. Jak przez lata układała się ta współpraca?

- Moi rozmówcy mówili, że bardzo cenią sobie zaangażowanie mediów. Na przykład sprawa "Hakowego" została rozwiązana w dużej mierze właśnie dzięki współpracy z dziennikarzami. Wiele śledztw ruszyło do przodu dzięki opublikowaniu portretu pamięciowego sprawcy lub zamieszczeniu w prasie jakiegoś ogłoszenia. O tym, że policjanci z "Archiwum X" chętnie współpracują z  dziennikarzami może świadczyć choćby to, że niedawno zaprosili ich do udziału w eksperymencie, który dotyczył sprawy zabójstwa Iwony C. ze Szczucina. To była duża akcja, z wykorzystaniem dronów oraz przy wsparciu żandarmerii wojskowej. Podobnie jest w przypadku kontaktów z naukowcami. Od samego początku "Archiwum X" ściśle współpracuje z wieloma wybitnymi specjalistami. Ich praca odbywa się często w laboratoriach, do których dziennikarze nie mają wstępu, więc wiele osób może nie wiedzieć, jak ważną rolę oni odgrywają. I tak też musi pozostać. Jednak bez ich pomocy wielu spraw nigdy by nie rozwiązano. Na przykład sprawa "Krakowianki" ruszyła z miejsca między innymi dzięki pracy Andrzeja Czubaka z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, który stworzył portret przyżyciowy ofiary (rekonstrukcja dokonywana na podstawie szczątków, która pokazuje, jak, prawdopodobnie, wyglądała ofiara - przyp. red.) oraz Jacka Bieńkuńskiego, jednego z najwybitniejszych specjalistów od wariografu w Polsce. Wśród osób, o których wspominali Bogdan z Mariuszem, był także dr hab. Tomasz Konopka, kierownik krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej. 

Z książki wiem, że zabójcy zmieniają się pod wpływem czynu, który popełnili, zaczynają się inaczej zachowywać. A to może doprowadzić do ich zatrzymania. Czy często tak się dzieje?

- Tak, zwłaszcza, jeśli zbrodnia została popełniona w kręgu bliskich sobie osób. "Archiwum X" zajmowało się wieloma takimi przypadkami. Kiedy ginie ktoś z najbliższego otoczenia, w życiu zabójcy pojawia się pustka. Ofiary już nie ma, ale sam dom i znajdujące się w nim przedmioty, cały czas o niej lub też o nim przypominają. Morderca zaczyna uświadamiać sobie, że zbrodnia nie przyniosła mu pożytku i zaczyna zagłuszać wyrzuty sumienia alkoholem czy narkotykami, ucieka też często w życie ponad stan lub nałogowe oglądanie telewizji. Robi wszystko, żeby nie myśleć o tym co zrobił. W przypadku spraw opisanych w książce to się nie udawało. Prowadziło do jeszcze większego chaosu. Sprawcy popełniali błędy, a w efekcie, po miesiącach czy latach, trafiali za kratki. Zdarzają się też sprawcy, którzy przechwalają się tym co zrobili. W książce opisujemy jedną taką sprawę.

Wielu zabójców wkłada wiele wysiłku w "roztaczanie iluzji", czyli przekonywanie otoczenia, że są niewinni. Czy mogą oszukać również samych siebie?

- Ludzie w ogóle mają tendencję do usprawiedliwiania siebie, kiedy zrobią coś złego, czego nie można już cofnąć. Tak samo jest w przypadku zabójców. Mogą myśleć: "trudno, już tego nie zmienię. Muszę teraz chronić siebie". Takie próby ochrony wyglądają w różny sposób. Zabójcy opowiadają  a przykład, że ofiary wyjechały za granicę i tam zaczęły nowe życie, ale  nikt nie wie, co się z nimi dzieje; że postanowiły bez słowa zerwać kontakty z rodziną; że chorowały a to mogło je pchnąć do samobójstwa... Oczywiście takie historie mają uspokoić otoczenie. Sprawca, który widzi, że bliscy czy znajomi ofiary mu wierzą, czuje się bezpieczny. Wie, że iluzja chroni go przed karą. To bardzo przypomina sytuację człowieka skazanego na śmierć, który nie ma już możliwości odwołania się od wyroku. Wie, że egzekucja zostanie wykonana, ale nie wie, kiedy. Każdy dzień więcej jest dla niego cenny. Podobnie zabójca, który nie został złapany - każdy dzień, który spędzi na wolności jest prezentem od losu. Kolejne godziny, które może przeżyć stają się bezcenne...

I mieć nadzieje, że nie zostanie złapany.

- Tak. Ale jestem przekonany, że nawet zabójcom, którym udało się wymknąć wymiarowi sprawiedliwości, już do śmierci towarzyszą dwaj okrutni sędziowie. Sumienie i pamięć. Nie da się zapomnieć o tym, że zabiło się człowieka. Wyrzuty sumienia dręczą do końca życia, odciskają trwałe piętno na psychice. I być może dlatego, w przypadku wielu sprawców, którzy rozmawiają z policjantami tuż po aresztowaniu towarzyszy ulga. Bo wreszcie mogą oni wyrzucić to z siebie, nie być z tym sam na sam. To trochę jak spowiedź, ale bez rozgrzeszenia.

Co dzieje się później ze sprawcą?

- Nawet odbycie kary i poczucie, że "sprawiedliwości stało się zadość", nie sprawiają, że pamięć się "resetuje". To dlatego po wyjściu na wolność zabójcy często zmieniają miejsce zamieszkania, wygląd, dane osobowe, odcinają się od przyjaciół i bliskich. Usiłują zacząć "żyć na nowo".

To możliwe?

- Myślę, że pamięć o tym, że z naszej ręki zginął drugi człowiek, nigdy nie ulega zatarciu. Ale statystyki pokazują, że ludzie, którzy odsiedzieli wyroki za najcięższe zbrodnie i wyszli na wolność, nie wracają już za kratki. Jan Paweł II, odwiedzając kiedyś więźniów w Płocku podczas jednej ze swoich pielgrzymek, powiedział: "Jesteście skazani, to prawda, ale nie potępieni". Jeden ze współautorów książki: Mariusz opowiadał mi o takiej właśnie osobie, która próbowała zacząć nowe życie. Było ciężko ale próbowała...

Skąd wziął się pomysł na książkę?

- Pomysł na książkę powstał już dekadę temu, kiedy na antenie Telewizji TVN był emitowany serial dokumentalny "Archiwum X. Śledztwa po latach". Jednak dopiero przed rokiem udało nam się ten zamysł zrealizować. Musieliśmy uzyskać specjalne zezwolenia, co, nie ukrywam, trochę trwało ale bez Bogdana i Mariusza ta książka nie powstałaby. Ona nie jest wyłącznie efektem lektury akt poszczególnych spraw, ale wielogodzinnych rozmów naszej trójki, które trwały rok.

Czy nie boi się pan, że opis spraw może zachęcić potencjalnych naśladowców do popełniania zbrodni?

- W naszej książce wyraźnie mówimy, że nie ma zbrodni bez kary. Pokazujemy w jaki sposób dana sprawa została rozwiązana. Myślę też, że w jakiś sposób przestrzegamy przez "złymi czynami" bo jak mówi Bogdan: "trzeba uważać na świat". W naszej książce chcieliśmy też pokazać, jak na przestrzeni kilkunastu lat zmieniła się praca krakowskiego "Archiwum X". Od początków, w których policjanci uczyli się na w miarę prostych sprawach aż po rozwiązywanie tych najbardziej skomplikowanych. Gdyby nie ten policyjny zespół z Krakowa, bliscy wielu ofiar nigdy nie dowiedzieliby się, co stało się z ich krewnymi lub przyjaciółmi a ofiary nie miałyby swoich grobów. Dziś podobne jednostki - na wzór krakowskiego "Archiwum X" - powstały i funkcjonują też w innych miastach Polski ale to w Krakowie powstał pierwszy zespół policyjnego "Archiwum X" i to policjanci z tej jednostki przecierali, niełatwe przecież szlaki w żmudnym procesie dochodzenia do prawdy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy