Brian Johnson - największy fan samochodów w świecie rock and rolla

Jeśli w twojej duszy gra rock and roll, a w żyłach krąży odrobina benzyny, ta książka jest dla ciebie! Legendarny wokalista AC/DC w swojej autobiografii "Gaz do dechy" opowiada o motoryzacyjnych pasjach, przyprawiając je pikantnymi anegdotami.

Gdyby w historii rock and rolla tylko jednego muzyka można było nazwać największym fanem samochodów, taki tytuł przypadłby pewnie Brianowi Johnsonowi. Wokalista AC/DC, zapalony kierowca i wielbiciel motoryzacji, w oryginalny sposób opowiada o swym życiu: poprzez jedyne w swoim rodzaju, zabawne i prawdziwe historie samochodowe.

Czytanie "Gaz do dechy" to świetna zabawa. Właściwie to możemy się poczuć tak, jakbyśmy poszli z Brianem Johnsonem na piwo... Autor opisuje z najdrobniejszymi szczegółami swoje niezliczone motoryzacyjne przygody, sypiąc przy tym anegdotami, jak z rękawa.

Przykłady? Ależ proszę. Oto zaledwie kilka "smaczków", od których aż roi się na niemal 250 stronach książki.

Autokar w trasie


Autokar kapeli to coś, czego sufit pragnie zobaczyć każda groupie, a wnętrze - każdy fan. To są niesamowite pojazdy. Najlepsze robią Amerykanie. Nazywają się prevost i są totalnie rockandrollowe. Brytyjskie i europejskie autoary to sssyf!
(...) O numerach odstawianych w amerykańskich autokarach krążą legendy. Jeden z naszych kierowców był bogobojnym chrześcijaninem z gatunku neofitów, a my załatwiliśmy dziesięć fantastycznych groupies. Kiedy ta z przodu wozu rozpięła mu rozporek i zrobiła pierwszego loda, powiedział "O Panie".
Cała dziesiątka udzieliła naszemu świątobliwemu bratu oralnej komunii. Już więcej nie przyzywał Pana, ale dalej utrzymywał prędkość siedemdziesięciu mil na godzinę. To się nazywa kierowca!

Reklama



Hummer


Kupiłem mojego hummera 3 jakieś sześć lat temu. Sprzedałem mojego hummera 3 jakieś sześć lat temu. Nawet nie mam pojęcia, dlaczego go nabyłem. Wieczorami, gdy podjeżdżałem pod cudze domy, ludzie wychodzilii z podniesionymi rękami i krzyczeli "nie strzelaj!", bo taką budził grozę.

Do tego nawiązywałem przyjaźnie na stacjach benzynowych, bo bydle piło bez opamiętania. Szybko się przekonałem, że ten wóz niewiele miał wspólnego z autentykiem. Był żałosną podróbą z przypudrowanymi jajami (...) za to prawdziwy humvee to zupełnie inna bestia (...)

 (...) Kręciliśmy klip do piosenki Big Gun, którą wykorzystano w filmie "Bohater ostatniej akcji". Właśnie jedliśmy lunch na dworze, gdy obok przemknął wielki humvee w kolorze wielbłądziej dupy, omal nie zaczepiając o nasz stolik.
 "Ty głupi fiucie!" - zawołałem.

 Humvee się zatrzymał, a ze środka wysunął się ogromny mięsień z głową na czubku. Był to Arnold Schwarzenaustrowęgronegger (...)



Pierwsza zdobycz



Cztery lata po wejściu w skład AC/DC kupiłem swojego pierwszego triumpha roadstera (...) uwielbiałem go tak bardzo, że wysłałem go sobie do Stanów. Najwspanialsze wspomnienie, to jak Cliff Williams przyjechał do mnie swoim nowym ferrari mondial. Z jakąż dumą opierał się o swojego szkarłatnego rozbrykanego rumaka.

Ale kiedy przyszło do ruszania, jego koń nie zatańczył. Zamarł, k***a, na głucho. Miałem kabelki, które zaraz podłączyłem mu do zadu. To była niezapomniana radość widzieć, jak triumph z 1948 roku podłącza się do nowiutkiego ferrari i przywraca mu życie.

Trzeba było widzieć uśmiech na twarzy triumpha. Stary buldog brytyjski wyr***ł właśnie od tyłu piękną włoską cizię.


BSA bantam


Moim pierwszym pojazdem mechanicznym był BSA bantam z demobilu, pojemność 125, kolor khaki. Ojciec kupił go od kolegi z pracy za pięć funtów. Był prawie nowy. Ten kumpel ojca nabył wcześniej na aukcji trzytonową ciężarówkę bedford. Miała płócienną plandekę na pace. Pojechał nią do domu, a tam na pace znalazł dziesięć motocykli (...)

Motor był typową brytyjską kupą szajsu. Wszystko w tym motorze zalatywało pierwszą wojną światową. Kabel gazu pękał przynajmniej raz na tydzień. Żarówki w przednim reflektorze wysiadały, jak tylko przekroczyłeś 35 mil na godzinę. Był to maszynowy odpowiednik walenia gruchy w rękawicy bokserskiej.

Chciałem podpicować motor czarnym i srebrnym lakierem, ale tylko się przekonałem, że emalie bardzo źle reagują z kolorem khaki. Porobiły się bąble, skutkiem czego motor wyglądał jak gąbka z doczepionymi kołami. Tym sprzętem żadnej cizi nie zwabię. Nawet stare prukwy chichotały, jak się na nim telepałem.



Austin A35



Tuż przed przystąpieniem do składu Geordie, kupiłem austina A35. Głównie dlatego, że był tani i nikt go nie chciał (...) ten wóz przypominał ciężarnego ślimaka z uśmiechem na gębie. Był mały, nie miał mocy i siedzenie w nim było niezłym obciachem. Ale miał dwoje drzwi, prawie zero śladów korozji i niepodrobione świadectwo dopuszczenia do ruchu.

(...) Dźwięk silnika tej maszyny zawsze mnie zadziwiał. Był jedyny w swoim rodzaju. Brzmiał trochę, jak świnia wytresowana do szukania trufli, obżerająca się galaretką. Ale chodził. Brakuje mi tego małego hultaja.

_____

Więcej mocnych tekstów totalnie bez cenzury przeczytacie już od 17 października. Wtedy bowiem książka "Gaz do dechy" ukaże się w księgarniach nakładem wydawnictwa "Pascal". Jeśli chcecie się dowiedzieć, jaką terenówką Brian wydostał się z zalanego kempingu, czemu nasikał na siedzenie nowiutkiego porsche i w jakim francuskim samochodzie prawie zamarzł na autostradzie - zapraszamy do lektury. 









INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy