Czarny Furiat: Buduję armię Elitarnych Fizjokratów

Fot. facebook.com/czarnyakafuriat/ /archiwum prywatne
Reklama

W jednej ręce hantla, w drugiej telefon. Gdyby była i trzecia, zapewne trzymałby w niej mikrofon. Robert Jabłonowski, szerzej znany jako "Czarny Furiat" to jeden z najpopularniejszych trenerów personalnych online w Polsce. W rozmowie z Interią opowiada o swoim romansie z hip-hopem, początkach przygody ze sportem, a także wyjaśnia, czym jest budowana przez niego "Armia Elitarnych Fizjokratów".

Rafał Walerowski, INTERIA: Panie Robercie, nie mogę zacząć inaczej, niż od pytania dlaczego czarny i dlaczego furiat?

- Czarny wołali na mnie od kiedy pamiętam ze względu na kolor włosów, jak i ciemną oprawę oczu. Natomiast Furiat - ten drugi człon nadał mi mój wydawca, szef wytwórni legendarnej dla polskiego rapu RRX Desant - Krzysztof Kozak. Za ekspresję i atomową energię podczas nagrywania albumu w tejże wytwórni. Spodobało mi się na tyle, że nie protestowałem.

No właśnie, na YouTube oprócz porad treningowych, można znaleźć także pańskie nagrania, jako... rapera. Czy planuje pan jeszcze powrót do tej branży?

- Planuję wydanie własnym sumptem ostatniego albumu. W końcu będę miał pełną kontrolę nad całym procesem wydawniczym i marketingowym. To najbardziej dojrzały album w moim dorobku i robię go przede wszystkim, by zadowolić samego siebie i spełnić własne oczekiwania.

Reklama

Od jak dawna pan ma do czynienia ze sportem? Czy zawsze była to kulturystyka?

- Ze sportem mam do czynienia od najmłodszych lat dosłownie. Z tym, że moją pierwszą miłością była lekka atletyka, a konkretnie biegi sprinterskie na 60 i 100m. Nieźle mi szło, gdyż już w IV klasie na lekcji WF-u jak skoczyłem w dal 4.1 metra wychowawca pobiegł po dyrektora i kazał powtórzyć skok, a zaraz potem wypisano mi album... Tak doceniano sport za czasów komuny (śmiech) Potem były całe lata w szkole średnie sportów walki. Kilka lat Taekwondo w Ciechanowie, potem liznąłem Ju-Jitsu i boksu. A w międzyczasie już wchodziła miłość do sztang...

Na swoim profilu publikuje pan zdjęcie ze szpitala, sprzed kilku lat. Co się wówczas wydarzyło? Czy miał pan w życiu wiele okazji, by samemu musieć drastycznie schodzić z wagi albo odbudowywać formę?

- To był zabieg usunięcia torbieli z kości ogonowej na tyle dużej, że groziła mi sepsa, a ucisk był na nerwach i podczas treningów miałem już problem z lewą nogą. Miałem nie ćwiczyć minimum pół roku, gdyż tyle przewidywano gojenie się rany pooperacyjnej. Po sześciu tygodniach byłem już jednak na pierwszych treningach. Chirurg sam był pod wrażeniem do tego stopnia, że zrobiono mi badanie na poziom testosteronu i okazało się, że mam poziom 25 latka... Czyli dieta i zdrowy styl życia wzmocniły moje ciało.

Kiedy przyszła myśl, żeby swoją wiedzą i doświadczeniem dzielić się z szerszym gronem osób?

- Pierwszy raz po tym jak firma znana z produkcji suplementów dla ludzi aktywnych zaproponowała mi jako pierwszemu nakręcenie filmu o jednym dniu mojego życia... Tak się to spodobało ludziom, że po tym postanowiłem wyjść do nich ze swoją wiedzą.

Pańską stronę na Facebooku "Czarny Furiat" obserwuje ponad 150 tysięcy osób. Jak długo gromadził pan tak liczne grono fanów?

- Trzy lata. W tym czasie ilość obserwujących podskoczyła z 8 tysięcy do 150 tysięcy.

Ile osób tygodniowo/miesięcznie/rocznie prowadzi pan aktualnie? Zna pan swoich podopiecznych osobiście, czy jest to tylko współpraca online?

- Tutaj nie zdradzę liczb, ponieważ konkurencji mogło by zakręcić się w głowie, a nie lubię spekulacji na mój temat, jak i nigdy nie wypowiem złego słowa na sposoby i metody innych trenerów. To jednak nie tyczy się branży, która nie ma klasy i nie przestrzega starych zasad obgadując i negując pracę innych. Także ja się umywam od tego towarzystwa wzajemnej adoracji.  Mam swoją armię i na nich się skupiam.

Co jest pańską specjalnością? Odchudzanie, budowa masy mięśniowej, rzeźbienie sylwetki? A może dopasowywanie diety?

- Zdecydowanie dopasowywanie diety do celów ludzi i ich finalne zadowolenie. To najlepsza reklama - poczta pantoflowa.

Czy dopuszcza pan używanie suplementów? A może bazuje wyłącznie na naturalnych produktach?

- Dopuszczam stosowanie suplementów diety dopuszczonych do legalnego obrotu w sklepach z odżywkami. Jednak stawiam głównie na dobre białko. Jak ktoś chce więcej, wtedy doradzam co warto kupić.

Jak z dyscypliną u podopiecznych? Częściej zdarzają się leniwi, którzy odpuszczają albo nadgorliwi, których trzeba stopować?

- Zdecydowana, lwia część podopiecznych jest zdyscyplinowana. Zależy im na wiedzy, na zmianie stylu życia i w efekcie osiągają niesamowite efekty. Ci, którzy odpuszczają za jakiś czas wracają już silniejsi i zaczynają ponownie.

Z kogo jest pan najbardziej dumny? Czy zdarzają się spektakularne przypadki zbudowania formy, która przerasta nawet pańskie oczekiwania?

- O tak! Jest takich przypadków coraz więcej. To do czego ja dochodziłem z moją wiedzą zajęło mi dłuugie lata. Moi podopieczni nie tracą już czasu. Otrzymują przez to skondensowane przyśpieszenie w czasie. Wystarczy się mnie słuchać. Są już lepsi ode mnie... z wyglądu.

Pisze pan często o tworzeniu armii "Elitarnych Fizjokratów" - tak pół żartem, pół serio: jakie są główne założenia powołania do życia takiej jednostki?

- Przynależność to coś, co nas determinuje i określa. Będąc w gronie tak znamienitym, czyli gronie ludzi z pasją nie tylko do aktywności, ale przede wszystkim pasji życia, zdrowia i korzystania z całego otaczającego nas świata to coś więcej niż forum.... to właśnie Elitarni Fizjokraci.

Czego trzeba się spodziewać, pisząc do pana po poradę i przystępując do treningu i zmian żywieniowych? Czy takie nagłe zmiany mogą być obciążeniem dla psychiki?

- Tak mogą być obciążeniem dla psychiki , ale głównie tych którzy nie wierzyli w sukces tego systemu odżywiania. Czyli dla przykładu ktoś się zgłasza, jest otyły, słaby, męczy się i inni w niego nie wierzą a za 2-3 miesiące całe otoczenie tej osoby jest w szoku. Nie poznaje jej i każdy pyta "jak to możliwe?".

Przeglądając kulturystyczne fora spotkałem kilka krytycznych opinii pod adresem pańskich metod. Jak odniesie się pan do zarzutów, że diety są mało zróżnicowane, a trenujący nie mają wystarczająco dobrej opieki?

- No cóż. O szykującym się na mnie ataku pewnej grupy trenerskiej za pośrednictwem wielu fejkowych kont słyszałem już dawno przed tym, jak nastąpiła. Jednak nie odrobili oni pracy domowej. Nie mają zielonego pojęcia co wyprawiamy z ludźmi w korespondencji prywatnej. Hejterzy skopiowali nieudolnie pierwszy etap i to tez tylko dla jednej określonej grupy wagowej. Marna prowokacja, która przyniosła odwrotny skutek to raz, a dwa, że ludzi nie da się oszukać. Gdybym źle ich prowadził nie miałbym chętnych, a przeżywam oblężenie.

Czy trzeba mieć bardzo zasobny portfel, żeby otrzymać spersonalizowane wytyczne od "Czarnego Furiata"?

- Trzeba mieć 150zł bo tyle kosztuje współpraca ze mną przez okres 12 tygodni, gdzie nawet codziennie odpowiadam po kilka razy jednej osobie na wiele pytań. Ludzie bedac w sklepach przysyłają mi zdjęcia produktów i na bieżąco odpowiadam każdemu. Dziennie mam od 500 do 1000 wiadomości od moich podopiecznych. Za 150zł czeka się jednak w kolejce około 9 dni, a jeśli chce się mieć pierwsze wytyczne szybciej, to jest także opcja ekspres. Kosztuje 200 złotych. Wówczas taka pierwsza usługa jest wykonana w 3 dni.

Na co najbardziej zwraca pan uwagę przy wykorzenianiu złych nawyków? Czy są błędy żywieniowe/treningowe, który popełniamy wszyscy?

- Przede wszystkim obalamy mity, które krążą w społeczeństwie i pokutują jeszcze po naszych rodzicach. Jest tego sporo. Najpopularniejszy mit i bzdura to jemy tylko do godz. 18. To nieprawda! A jak już obalimy mity, to potem już tylko konkretnie, nowe jedzenie.

Ile razy tygodniowo pan trenuje? Czego odmawia sobie, dbając o higienę odżywiania?

-Trenuję cztery razy w tygodniu i to mi wystarcza. Ja już niczego sobie nie odmawiam, bo mój organizm jest nakręcony treningami i dietą i wie, że jak raz sobie pozwolę na kuchnie indyjską która uwielbiam, czy włoską z czerwonym winem to świat się nie zawali , gdyż następnego dnia znowu jadę swoim sprawdzonym systemem, a organizm odwdzięcza się brakiem zgag, wzdęć, o bólu nie mówiąc.

Rozumiem, że przy takim nawale zleceń zawodowo obecnie zajmuje się Pan jedynie konsultacjami. A czy poza hip-hopem jest czas na jakieś inne hobby i pasje?

- Zdecydowanie podróże! Mógłbym być w podróży okrągły rok, niczym furiat-żeglarz. Mam już kilka swoich bajkowych "miejscówek" na tej planecie...

A czy jest jakieś motto, które towarzyszy panu w codziennej pracy?

- Ziemia dziś jest toksyczna na każdym kroku. Wszystko jest dla ludzi, ale najpierw musimy poznać co jest dobre, a co złe. Ogień z jednej strony ogrzewa i oświetla, a więc jest dobry. Ale także sprawia ból, parzy i trawi - zależnie od wykorzystania. Tak samo jest z jedzeniem. Trzeba tylko wiedzieć, jak sprawić, żeby działało na naszą korzyść.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy