Duży w Maluchu: Beata Śniechowska z MasterChef

Beata Śniechowska - zwyciężczyni programu MasterChef była gościem Filipa Nowobilskiego. Co najlepsze, udało jej się przygotować kilka pyszności - i to siedząc na fotelu pasażera w Fiacie 126p!

Filip Nowobilski: Kto był twoim największym autorytetem kulinarnym spośród domowników?

Beata Śniechowska: Moja babcia Ada. Była artystką, malarką i perfekcyjną kucharką domową. To ona pokazała mi jak łączyć ze sobą smaki i malować obrazy na talerzu. W końcu jemy też oczyma.

Kiedy uświadomiłaś sobie, że będziesz żyć z gotowania?

- Doskonale to pamiętam. Miałam 6, może 7 lat. Swoim pierwszym aparatem robiłam zdjęcia wyczarowanym przez siebie potrawom. Rodzice dziwili się czemu fotografuje jedzenie zamiast go jeść. Wytłumaczyłam im, że to do mojej przyszłej książki kucharskiej. Czułam, że w moim życiu będzie dużo gotowania.

Ja jako młody chłopiec chciałem być piłkarzem, ale nie starczyło mi talentu. Ty chyba też nie wiązałaś początkowo swojej kariery z kuchnią...


- Ja zaczęłam karierę na Politechnice Wrocławskiej, ale byłam bardzo dobra z nauk ścisłych. Szukałam siebie, bo skończyłam różne kierunki. Skończyłam informatykę, zarządzanie, inżynierię środowiska. Z tej ostatniej zrobiłam też doktorat. Obroniłam tytuł, ale w środku nie byłam szczęśliwa. Myślałam, że powinnam robić coś innego. Postanowiłam zaryzykować i zacząć robić realizować moją pasję na poważnie.

Reklama

Ryzyko się opłaciło?

- Obróciłam swoje życie do góry nogami, ale to była najlepsza decyzja w moim życiu. Oczywiście było mnóstwo obaw, ale wszystkie się rozwiały. Teraz lepiej mi się oddycha i żyje. Życzę innym tego samego.

Pewnie zrobiłabyś profesurę, ale zrobiłaś coś innego. Nikt nie może pochwalić się tym, co ty.

- Czas, który poświęciłam na politechnice nie uważam za stracony. Analityczne myślenie i chęć dawania z siebie wszystkiego u mnie zostało, tyle że wykorzystuję je inaczej.

Zachęciłabyś innych do takich rewolucji?

- Oczywiście. Trzeba wierzyć w siebie i to nawet jeżeli wszechświat temu nie sprzyja. Ten smak zwycięstwa jest nie do opisania. To było najlepsze co mogłam zrobić dla siebie i bliskim.

Na swojej stronie internetowej piszesz, że twoim największym marzeniem jest otworzenie restauracji z ciekawą kuchnią. Kiedy startujesz?

- Pomysł już jest. Ma to być faktycznie nietuzinkowa kuchnia. Ale wszystko to, co robię w życiu, to zbliża mnie do tego celu. Jestem jednak perfekcjonistką i czekam na właściwy moment. Czuję, że to będzie już wkrótce.

Sprawiasz wrażenie szczęśliwej osoby. Z czego wynika to szczęście?

- Wiele czynników, ale wewnętrzny spokój i szczęście osiągnęłam dopiero wtedy, kiedy zaczęłam gotować. Osoba spełniona jest szczęśliwa.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy