Dziewczyna Artura Szpilki: Nikt nie jest tak głupi, by mu się narażać

Na razie znana jest głównie z… bycia dziewczyną Artura Szpilki. Twierdzi jednak, że sama chce zapracować na swoje nazwisko, by nikt już nie powiedział, że wybiła się dzięki swojemu chłopakowi. Wzbudza skrajne opinie, ale jak sama przyznaje – w ogóle się tym nie przejmuje. Kamila Wybrańczyk w wywiadzie dla INTERIA.PL opowiada o plusach i minusach bycia w związku ze znanym sportowcem.

Jak poznałaś Artura?

Kamila Wybrańczyk: Przez naszego wspólnego znajomego. Do pierwszego spotkania doszło w warszawskim centrum handlowym i działo się to już po tym, jak Artur odsiedział wyrok i wyszedł z więzienia.

Od razu zaiskrzyło między wami?

- Oboje byliśmy po nieciekawych i toksycznych związkach, więc każde z nas mówiło: "Nie, nie, w ogóle nie interesuje mnie teraz wiązanie się z kimś, to nie dla mnie". Kiedy już wyjaśniliśmy sobie, że lepiej zostać po prostu zwykłymi znajomymi... nagle "bam"! Stało się. Mocno zaiskrzyło między nami i później było już z górki. Wszystko potoczyło się tak, jak powinno.

Reklama

To Artur pierwszy poderwał ciebie?

- Nie nazwałabym tego podrywem. Było to raczej wyczekiwanie na to, kto zrobi ten pierwszy krok. Owszem flirtowaliśmy, ale w gruncie rzeczy wyszło to jakoś zupełnie naturalnie. Oboje nadawaliśmy na tych samych falach i myślę, że właśnie dlatego potrafiliśmy się szybko dogadać i zwykłą znajomość zamienić w coś poważniejszego. Natomiast ten wspomniany pierwszy i przełomowy krok zrobił Artur.

Można powiedzieć, że to miłość od pierwszego wejrzenia?

- Nawet trzeba.

Od razu poczułaś, że to człowiek , z którym chcesz się związać na całe życie, i z którym być może chciałabyś założyć rodzinę?

- Ja na początku byłam bardzo zdystansowana, bo gdzieś z tyłu głowy miałam przykre wspomnienia z mojego poprzedniego związku. Nie chciałam popełnić tego samego błędu co kiedyś. Zatem na początku wolałam być ostrożna, ale życie pokazało, że Artur jest odpowiednią osobą...

Jesteście zaręczeni?

- Nie. W mediach często przedstawia się mnie jako narzeczoną Artura, ale do zaręczyn jeszcze nie doszło.

Artur o tym myśli? Rozmawiacie o takich sprawach?

- Często poruszamy takie tematy. Rozmawiamy o tym, kiedy się pobierzemy, ile dzieci chcielibyśmy mieć, jak ma wyglądać nasza rodzina. Jednak na tę chwilę są to tylko plany. Artur jest na początkowym etapie swojej kariery i uznaliśmy,  że teraz skupimy się tylko i wyłącznie na boksie. Poza tym Artur chce odłożyć trochę pieniędzy, by kupić dom. Wówczas będziemy poważnie myśleć nad założeniem rodziny. 

Jak zareagowali twoi rodzice, kiedy dowiedzieli się, że twój chłopak siedział w kryminale?

- Dobre pytanie, bo moi rodzice są bardzo konserwatywni. Jak powiedziałam mamie, że jestem z Arturem, to pierwsze, co zrobiła - zaczęła szukać w internecie informacji na jego temat. No i kiedy przeczytała, że Artur ma nieciekawą przeszłość, to powiedziała: "Boże, dziecko! Z kim ty się wiążesz?! Przecież to kryminalista!". Martwiła się o mnie jak każda matka. Jednak wszystko zmieniło się po pierwszym spotkaniu z Arturem.

- Dziś moja mama go uwielbia i nie ma w tym krzty przesady. Wydaje mi się, że w jakiś sposób dzięki Arturowi przełamała ten stereotyp człowieka, który siedział za kratkami. Zdała sobie sprawę, że nie każdy, kto opuszcza więzienie, jest bezwartościowy.

Rodzice namawiali cię, żebyś przestała się spotykać z Arturem?

- Nigdy czegoś takiego mi nie mówili. Szanuję ich za to, że ufali mi i nigdy nie starali się na siłę kierować moim życiem. Ponadto kiedy ktoś mi mówi, co mam robić, to ja robię dokładnie odwrotnie. Taki po prostu mam charakter. Kluczowe było pierwsze spotkanie rodziców z Arturem. Od razu się do niego przekonali i zaakceptowali go. To było dla mnie bardzo ważne.

A ty jak wspominasz spotkanie z rodzicami Artura?

- O ile dobrze pamiętam, to trafiłam wówczas na urodziny siostry Artura. Atmosfera była imprezowa, więc być może było mi nieco łatwiej. Szybko znalazłam nić porozumienia z jego rodzicami. Kiedy tylko mamy czas, to chętnie odwiedzamy nasze rodziny. Raz jesteśmy u Artura, raz u mnie.

Długo dojrzewaliście do decyzji, by zamieszkać razem?

- Po dwóch miesiącach bycia razem zdecydowaliśmy się na ten krok. Artur wracał wtedy z walki ze Stanów Zjednoczonych i wszystko było na mojej głowie. Musiałam znaleźć odpowiednie dla nas mieszkanie. Ważna była lokalizacja, bo chcieliśmy, by Artur miał blisko na salę treningową.

Pojawiały się jakieś konflikty w związku ze wspólnym mieszkaniem?

- Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu i uczciwie przyznam, że nie mamy z tym żadnego problemu. Tolerujemy się, bo lubimy przebywać w swoim towarzystwie. Aczkolwiek Artur czasami mnie wkurza, to fakt (śmiech). Wówczas on idzie grać na komputerze, a ja czytam książki. Tak rozładowujemy atmosferę.

Kto ma wredniejszy charakter?


- Zdecydowanie ja! Artur mówi nawet, że jestem zołzą. Coś w tym jest, bo faktycznie mam ciężki charakter. Przyznaję się.

Często się kłócicie?

- Wydaje mi się, że nie. Nawet nie nazwałabym tego kłótnią. Są to raczej sprzeczki. Szybko wszystko wraca do normy - śmiejemy się i wygłupiamy. Na szczęście jeszcze nigdy nie pokłóciliśmy się jakoś bardzo poważnie. Aczkolwiek mam świadomość, że kiedyś pewnie to nastąpi.

A jeśli już dochodzi do sprzeczek, to najczęściej o co?

- Są to jakieś banalne i zarazem głupie przyczyny. Kafelki na podłodze w łazience stanowią dla Artura szufladę, bo kładzie tam swoje skarpetki i majtki (śmiech). Kiedy mówię mu, by posprzątał, to on mnie rozbraja swoimi odzywkami w stylu: "Kochanie! To przecież skarpetki wielokrotnego użycia".

Trudno w waszym związku o kompromis? Jeśli dajmy na to w telewizji leci gala bokserska i w tym samym czasie twój ulubiony serial, to co oglądacie?

- Ja nie oglądam seriali. Lubię boks, więc przynajmniej z tym nie mamy problemu.

Wolny czas spędzacie w domowym zaciszu, czy wolcie wyjść gdzieś na miasto?

- W ogóle nie chodzimy po dyskotekach. Zazwyczaj wybieramy kino. Czasami trafi się jakaś kolacja na mieście. Generalnie to nie mamy zbyt wiele czasu na takie wyjścia. Trzeba pamiętać o tym, że Artur trenuje dwa razy dziennie. Bywa i tak, że przychodzi z porannego treningu i idzie spać. Następnie wstaje i jedzie na kolejny trening. A kiedy przychodzi wieczór i rzucam pomysł, by wyjść gdzieś na miasto, to Artur jest tak zmęczony, że zostajemy w domu. Ale zupełnie nam to nie przeszkadza. W weekendy dzwonią znajomi i zapraszają do siebie na jakąś "domówkę", ale często nam się nie chce ruszać tyłków. Sama nie wiem, dlaczego tak "zamuliliśmy" (śmiech).

Czy da się już odczuć tę popularność Artura w codziennych sytuacjach?


- Zdecydowanie tak. Wygląda to tak, że ja noszę w torebce kilkadziesiąt zdjęć Artura i jak ktoś do nas podchodzi i prosi o autograf, to słyszę od Artura: "Misiu, daj".  No i Misiu wyciąga te zdjęcia.

Boisz się o Artura?

- W jakim sensie?

W każdym... O co się najbardziej boisz?

- Boję się o niego tylko i wyłącznie wtedy, kiedy wychodzi na ring. Nie chcę, by coś mu się stało. To jest waga ciężka...

Co czujesz, kiedy widzisz, jak twój chłopak dostaje w ringu po głowie?

- To jest tragedia. Bardzo to przeżywam. Zresztą było to widoczne podczas ostatniej gali, kiedy bardzo często pokazywano moją reakcję na ciosy przyjmowane przez Artura. Denerwuje mnie to, kiedy cała Polska patrzy, jak ja to znoszę. Generalnie ciężko jest patrzeć, kiedy mój facet wychodzi do ringu i wiem, że za chwilę będzie odczuwał ból.

Jak wyglądają pierwsze momenty po walce? Artur rozmawia z tobą? A może zwyczajnie chce mieć święty spokój i zostaje sam?

- Najpierw rozmawia z trenerem, ale później przychodzi do mnie i pyta: "Misiu, dobrze było?". No i Misiu musi wówczas powiedzieć czy było dobrze (śmiech). Mówię mu, co mi się nie podobało, a co było ok. Jedno się zawsze powtarza: Artur po każdej walce czuje niedosyt. Zawsze mówi mi, że mógł zrobić coś lepiej. Ma do siebie pretensje.

Artur w kilku walkach nie potrafił realizować taktyki ustalonej przez jego trenera. Wychodził do ringu i "podpalał się", a później sam przyznawał, że nie stosował się do wytycznych trenera. Dlaczego tak jest? Rozmawialiście o tym?

- Faktycznie tak było. Jednak jego ostania walka wyglądała zupełnie inaczej. Na Artura wylano kubeł zimnej wody i myślę, że to bardzo mu pomogło. Wreszcie zrozumiał, że nie da się osiągnąć dużego sukcesu, nie współpracując z trenerem. Wiedział, że po wcześniejszych walkach był krytykowany i wziął to sobie do serca. Zdał sobie sprawę, że jeśli nie będzie słuchał swojego trenera, to nic nie osiągnie. Artur zrozumiał, że ring to nie ulica. 

Jakie są plusy i minusy bycia dziewczyną znanego sportowca?

- Minusem jest to, że Artur jest rozpoznawalny i nie możemy sobie tak normalnie wyjść jak zwykli ludzie. Oczywiście ta popularność jest także przyjemna, bo jego fani podchodzą do nas i gratulują. Natomiast czasami brakuje nam tej prywatności i jest to odczuwalne. Są takie sytuacje, że jemy coś w restauracji, Artur ma kluskę w buzi i nagle ktoś podchodzi, by zamienić kilka zdań. Kolejnym minusem jest fakt, iż kobiety go podrywają. Bardzo mnie to denerwuje (śmiech). Natomiast nie mogę doszukać się plusów (śmiech). Ale to może dlatego, że dla mnie Artur jest po prostu zwyczajnym chłopakiem, a nie jakąś gwiazdą.

W związku z tym, że nie jesteś anonimową osobą, to czy spotkała cię jakaś przykrość ze strony ludzi?

- Tak. Najczęściej są to komentarze w Internecie. Dowiedziałam się, że jesteśmy patologiczną parą, że jestem niewykształcona i nie potrafię się wysłowić. Ale dałam sobie z tym spokój. Nie czytam już wpisów tych wszystkich "hejterów", którzy nie mają żadnych ambicji i planów na życie. Szkoda na to czasu.

A czy doszło kiedykolwiek do sytuacji, gdzie Artur musiał stanąć w twojej obronie? Mam na myśli ten prawdziwy, a nie wirtualny świat.

- Na szczęście nie. Wydaje mi się, że nikt nie byłby taki głupi, by narażać się Arturowi. Ale jeśli dojdzie do takiej sytuacji, to wówczas pogratuluję komuś odwagi i współczuję głupoty.

Jakoś specjalnie nie ukrywacie się przed mediami. Nie boisz się, że w końcu ktoś wejdzie do waszego życia z butami?

- Pewnie masz na myśli sytuację, kiedy Super Express umieścił na swojej stronie internetowej wideo z operacji Artura. To było niesmaczne. Owszem - Artur zgodził się na wywiad tuż przed samą operacją, ale nie było mowy o wejściu dziennikarzy na salę operacyjną. Artur nic nie mógł zrobić, bo był już wówczas pod narkozą. Bardzo mnie to zdenerwowało i stanowczo zainterweniowałam. Oczywiście filmik został usunięty i na drugi dzień dostaliśmy telefon z przeprosinami. Natomiast jeśli taka sytuacja się kiedykolwiek powtórzy, to jestem pewna, że Artur przestanie się tak udzielać w mediach. Jeśli  oni nie szanują Artura, to Artur nie będzie szanował ich.

Mam wrażenie, że wy w ogóle nie przejmujecie się tym, jak się was w mediach przedstawia...

- Zgadza się. Nie interesuje nas to. Jeśli mamy ochotę wstawić na Facebooka zdjęcie z wycieczki to po prostu je wstawiamy i nie analizujemy, kto i co powie lub napisze na ten temat. A czy to się na nas jakoś odbije...? Nie wiem. Na razie tego nie odczuwamy i oby tak zostało.

Pojawiają się opinie, że powoli wchodzisz w świat show-biznesu i lansujesz się na celebrytkę.

- Absolutnie nie chcę być celebrytką. Mam inne ambicje. Od czasu do czasu można mnie zobaczyć w telewizji bo to nieuniknione, kiedy jest się dziewczyną znanego boksera. Ja naprawdę nie mam zamiaru ukrywać się przed światem.

Zatem co chcesz w życiu robić?

- Chciałabym śpiewać. Zresztą teraz to robię. Powoli, małymi koczkami idę w tym kierunku. Oczywiście spotkałam się z opiniami, że próbuję zaistnieć w muzyce dzięki Arturowi, co jest totalną brednią. Zgadzam się z tym, że będzie mi nieco łatwiej wybić się, bo mam znanego faceta, ale znowu nie przesadzajmy... Zdaję sobie sprawę, że takich śpiewających Kamil jest w Polsce kilka milionów. Natomiast jest tylko jedna śpiewająca Kamila, będąca dziewczyną Artura Szpilki.

Brałaś udział w castingu do popularnego programu telewizyjnego  "Must be the music".

- Dostaliśmy się grona 150 zespołów i nie przeszliśmy dalej. Nie wiem, czym to było spowodowane. Wydaje mi się, że to wszystko jest wyreżyserowane, bo osoby, które tam przychodziły to totalna tragedia. Pani Kora również nie błysnęła intelektem, bo powiedziała, że "jest na tak", ale tylko dlatego, że jestem dziewczyną Artura Szpilki. Odparłam, że to przecież bez znaczenia. No i zaczęła się później motać w swojej wypowiedzi. Szkoda gadać...

Dla ciebie prawdziwy facet to...

- Artur Szpilka!

W każdym calu?

- Oczywiście, że tak.

A gdybyś mogła w nim coś zmienić...

- To jest facet, który ma swoje wady i zalety, ale ja go uwielbiam właśnie w takiej postaci. Niczego bym w Arturze nie zmieniła - zarówno jeśli chodzi o wygląd i charakter. Kocham każdą jego bliznę, każdy krzywy ząbek, każde powiedzenie, docinki i nawet te porozrzucane po łazience skarpetki (śmiech). Artur jest jeden. Jest niepowtarzalny. Jest mój!

Skąd u was ta pasja do zdobienia ciał tatuażami?

- Po prostu to lubimy. Nie ma w tym żadnej ideologii. Tatuaże mają to do siebie, że w pewnym sensie uzależniają. Ja jednak mam wyznaczoną pewną granicę. Artur jest bardzie wytatuowany ode mnie. Ma jeszcze jedno wolne miejsce - to w okolicach serca. Zapełni się ono, kiedy urodzi się nam dziecko.

Ostatnie pytanie. Co będzie jeśli Arturowi się nie powiedzie? Czy macie jakiś plan B na wypadek, gdyby jego kariera została wyhamowana przez ciężką kontuzję lub jakieś inne przykre zdarzenie? Potrafilibyście zacząć żyć jak zwykły, przeciętny Kowalski?

 - Artur nie dopuszcza takiej myśli. On każdego ranka po przebudzeniu mówi mi: "Kochanie, zobaczysz, będę mistrzem świata, wierzę w to!".  On ma niesamowitą wiarę w siebie. Wyznaczył sobie cel, do którego dąży bardzo ciężką pracą. Mamy w domu przywieszone takie kartki z hasłami - zero melanży, zero picia, zdrowa dieta, ciężki trening. Artur trzyma się tego. Ja również wierzę w to, że jego marzenia kiedyś się spełnią. Jestem o to spokojna.

Rozmawiał Łukasz Piątek

 

 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ring
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy