Ebi Smolarek

Euzebiusz Smolarek to tajna broń polskiej reprezentacji. Urodzony w Polsce, ale przez większość życia mieszkający w Holandii i Niemczech. Teraz musi się zmierzyć nie tylko z innymi drużynami, ale też ze sławą ojca, słynnego piłkarza. Ebi jest gotów do walki.

Dlaczego: Kim właściwie jesteś - Holendrem, Polakiem czy Niemcem?

Ebi Smolarek: Nie jest tak, że któregoś dnia siadasz sobie w domu i zastanawiasz się nad takimi sprawami. To się czuje. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że jestem kimś innym niż Polakiem.

Ale po polsku przez długi czas bałeś się mówić. Na zgrupowaniach polskiej reprezentacji uchodziłeś za odludka.

Wyjechałem z Polski w wieku sześciu lat i używałem rodzimego języka tylko w rozmowach z mamą i tatą. Szkoły kończyłem w Holandii, gdzie poza niderlandzkim nauczyłem się też angielskiego i niemieckiego. Kiedy przyjeżdżałem do Polski, głupio mi było udzielać wywiadów czy nawet gadać z chłopakami, wiedząc o tym, jak fatalne popełniam błędy. Zwyczajnie się wstydziłem i przez to wolałem przebywać w samotności. Pisali o mnie, że jestem trudny, co wcale nie było prawdą. Wolałem nie wychylać się przed szereg.

Reklama

Długo traktowano cię tylko jako syna "tego słynnego" w latach 80. ojca - Włodzimierza. Zresztą mówi się, że to on upominał się powołanie cię do reprezentacji Polski.

Tata o nic się nie upominał, tylko po prostu wyraził swoje zdanie, co jako wielokrotnemu reprezentantowi mu przysługuje. Etykietka syna sławnego ojca rzeczywiście na jakiś czas do mnie przylgnęła, co bardzo mnie krzywdziło. Jednak i kibice, i trenerzy zmienili o mnie zdanie, kiedy przyjechałem kilka razy na zgrupowania.

Czy w związku z karierą ojca miałeś wybór, kim zostaniesz w życiu, czy od razu wiadomo było, że będziesz piłkarzem?

Słyszałem taką wersję, że imię dostałem po Eusebio - portugalskim bohaterze mistrzostw świata - więc jakoś naznaczony byłem. Futbol był w moim życiu zawsze i tak naprawdę to mam wielkie szczęście, że mogę robić to, co kocham. A do tego jeszcze mi za to płacą. Od ojca nigdy nie usłyszałem, że mam zostać piłkarzem. To był mój wybór, w pełni świadomy.

Często w domu rozmawialiście o piłce?

Smolarkowie to taka piłkarska rodzina. Mój brat też dobrze się zapowiadał, ale jego karierę przerwała kontuzja. Siłą rzeczy o futbolu w domu dużo się gadało. Ale jak zaczynałem za bardzo się wymądrzać, ojciec potrafił szybko mnie ustawić w szeregu. Jak zagrasz dwa razy na mundialu, to pogadamy - mówił. No i ma rację. Ojciec zawsze był dla mnie wzorem. To, że jestem młody, pozwala mi marzyć, że kiedyś doścignę go w osiągnięciach, że może zagram nie dwa, a nawet trzy razy na mistrzostwach świata.

Czy oprócz ojca masz jeszcze jakichś idoli?

Podziwiam wielu piłkarzy. W dzieciństwie uwielbiałem Diego Maradonę, który świetnie zagrał na turnieju w Meksyku.

Wkrótce sam zagrasz na mundialu. Najtrudniejszy mecz fazy grupowej odbędzie się w Dortmundzie, na stadionie, na którym grywasz na co dzień. To w czymś pomoże?

Znam ten stadion doskonale i wymarzyłem sobie właśnie taki scenariusz, że tutaj zagramy z gospodarzami. Miejscowi na pewno będą dopingować Niemców i nie ma się czemu dziwić. Nie wykluczam nawet, że Smolarek będzie największym wrogiem na stadionie, mimo że na co dzień strzelam gole dla Borussii. Liczę jednak na naszych fanów, bo słyszałem, że ma przyjechać ich całkiem sporo. To nas uskrzydli i na pewno damy z siebie wszystko. Mundial to w ogóle jest wielka rzecz. Tak powstają wielkie wspomnienia. Wszyscy zarabiamy swoje w klubach, a na zgrupowania reprezentacji przyjeżdżamy realizować marzenia. To nie gra dla pieniędzy, tylko dla sławy, dla narodu.

Tylko że sławę już masz.

Nie o to chodzi. Możesz zagrać wiele ważnych meczów w klubie i jeden fenomenalny na mundialu. Kibice i tak będą pamiętać ten z mistrzostw.

Czujesz się gwiazdą?

A dlaczego miałbym się nią czuć? Że strzeliłem kilka goli? To nie czyni mnie nikim wielkim. Potrafię twardo stąpać po ziemi. Dla mnie liczy się tylko to, żeby ciągle się rozwijać. Może kiedyś dostanę od losu szansę i ją wykorzystam, ale póki co ciężko pracuję. Pracy piłkarza na co dzień nie widać. Nasze życie nie składa się tylko z meczów. To są też treningi, siłownia, specjalna dieta. Raz na tydzień trzeba pokazać, co udało się wypracować.

Rozmawiał Michał Kołodziejczyk
Autor jest dziennikarzem "Przeglądu Sportowego".

Zobacz nasz serwis mundialowy

dlaczego
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy