Mike Massimino: Kiedy jesteś w kosmosie, nie wpadaj w panikę

Mike Massimino podczas spaceru kosmicznego / fot: Wydawnictwo Agora /materiały prasowe
Reklama

Najważniejsze jest to, żeby nie wpadać w panikę, kiedy sprawy nie układają się po twojej myśli. W czasie spaceru kosmicznego nigdy nie jest tak, jak to sobie przepracowałeś na szkoleniach. Trzeba improwizować, nie tracąc przy tym zimnej krwi - podkreśla w rozmowie z Interią Mike Massimino, znany amerykański astronauta, uczestnik dwóch misji kosmicznych.

Inżynier i astronauta Mike Massimino służył w NASA w latach 1996-2014. W kosmos poleciał dwukrotnie - w marcu 2002 roku wahadłowcem Columbia (misja STS-109) i maju 2009 roku na pokładzie promu Atlantis (misja STS-125).

Łącznie spędził w kosmosie 23 dni, 19 godzin i 47 minut. Na początku marca gościł w Warszawie, promując swoją biograficzną książkę pt. "Spaceman. Jak zostać astronautą i uratować nasze oko na Wszechświat?".

***

Dariusz Jaroń, Interia: Uderzyło mnie w trakcie czytania książki to, że masz lęk wysokości. Jakim cudem zostałeś astronautą?

Reklama

Mike Massimino: Mój lęk wysokości objawia się głównie na Ziemi, kiedy jestem w wysokim budynku lub wspinam się w górach. Dotyczy wszystkich sytuacji, w których towarzyszy mi wrażenie, że mogę spaść i zrobić sobie krzywdę. Co ciekawe, w samolocie te problemy znikają. Nie mam przeświadczenia, że mogę zlecieć. Tak samo jest w kosmosie.

Czyli lęk wysokości zostawiasz na Ziemi?

- Wszystkie lęki są kwestią tego, co podpowiada ci twój umysł. Lęk towarzyszył mi wcześniej podczas szkoleń i przygotowań do lotu w kosmos. Ćwiczyliśmy w kanionie, na klifach, sporo chodziliśmy po górach, wyjątkowo tego nie lubiłem.

Żeby polecieć w kosmos musiałeś przezwyciężyć strach?

- Tak, nie było innego wyjścia. Każdy z nas musiał opuścić swoją strefę komfortu. Zawsze robiliśmy coś, co komuś nie odpowiadało, tak już są opracowane szkolenia dla przyszłych astronautów. Chodzi o to, żeby przygotować się do działania w nieprzyjemnych warunkach.

Co czuje astronauta, kiedy po raz pierwszy opuszcza pokład i wychodzi w przestrzeń kosmiczną?

- To rzeczywiście bardzo ważny moment. Tak długo, jak jesteś wewnątrz wahadłowca, nie czujesz niczego nadzwyczajnego. Wcześniej patrzysz przez okienko, ale nie sposób tego porównać do wrażeń ze spaceru kosmicznego. To tak, jakbyś oglądał ryby w wielkim akwarium przez szybę, a potem nurkował wśród nich. Zupełnie inny poziom doświadczenia. Kiedy pierwszy raz opuściłem pokład, patrzyłem na gwiazdy, na otaczający mnie wszechświat, przyglądałem się Ziemi. Niebywałe doświadczenie. Wtedy naprawdę poczułem, że jestem w kosmosie.

Można się w takich warunkach skoncentrować na pracy? W końcu miałeś poważne zadanie do wykonania - serwisowanie i naprawa teleskopu Hubble’a.

- Już po pierwszym rzucie oka w przestrzeń kosmiczną wiedziałem, że nie będzie to łatwe. Jak się w takim miejscu można skupić?! Od tego są kilkuletnie szkolenia. Chociaż byłem oszołomiony widokiem, skupiłem się na narzędziach i swojej robocie. Długo się do tego przygotowywałem, ale nie ukrywam, że o rozproszenie uwagi było bardzo łatwo. Za dnia przyglądasz się Ziemi, nocą podziwiasz gwiazdy. Niesamowite doznania.

Wspomniałeś o przygotowaniach do pracy w kosmosie. Jak te szkolenia wyglądają?

- Jeśli chodzi o sam spacer kosmiczny, przygotowania odbywają się w Neutral Buoyancy Laboratory w Houston, wielkim basenie przystosowanym do naszych potrzeb. Basen jest ogromny - 60 metrów długości, 30 szerokości i 12 głębokości. Znajdują się w nim m.in. pełnowymiarowe modele stacji kosmicznej czy teleskopu Hubble’a. Ćwiczymy tam całymi dniami, wykonując te same zadania, które mamy do zrobienia w kosmosie.

"To tajemnica. Nie powinno mnie tam być" - tak opisałeś w książce swoje wrażenia po obserwowaniu Ziemi z kosmosu. Co miałeś na myśli?

- Panuje tam przejmująca cisza, a ty patrzysz na coś tak pięknego, że nie sposób tego odpowiednio opisać. Jest w tym jakaś tajemnica, a sam widok, tak uważam, może być zbyt piękny dla oczu człowieka.

Łatwiej tam wysoko uwierzyć w istnienie Boga?

- Nie wiem, czy podróż w kosmos może wpłynąć na to, czy uwierzysz w Boga czy nie. Każdy pewnie zinterpretuje to po swojemu. Jestem osobą wierzącą, doświadczenie to mogło co najwyżej wzmocnić moją wiarę, ale wśród moich kolegów byli ateiści, którzy oczywiście zachwycali się obserwowanym pięknem, ale nie doszukiwali się w nim istnienia Boga. Wszystko zależy od tego, z jakim nastawieniem polecisz w kosmos, raczej niczego nowego na temat swojej religijności tam nie odkryjesz.

Pytam, bo boję się latać i w samolocie staję się niesamowicie uduchowioną osobą...

- Coś w tym jest (śmiech). Tuż przed moim pierwszym lotem w kosmos też byłem znacznie bardziej religijnym człowiekiem niż zazwyczaj.

Start to najbardziej niebezpieczny moment?

- Tak. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że to jest robota wysokiego ryzyka, ale start jest szczególnie niebezpieczny. Drobna usterka może skończyć się śmiercią załogi.

Czy to ryzyko sprawia, że któregoś dnia nadchodzi moment, kiedy chce się zrezygnować z kariery astronauty?

- Prawda jest taka, że każdego dnia znajdujemy się w ryzykownych sytuacjach, chociaż wcale nie siedzimy w rakiecie lecącej w kosmos. Najgorzej mają osoby, które podejmują ryzyko, zajmując się czymś, czego nie lubią, co nie ma dla nich żadnego znaczenia. Dla mnie służba w NASA i praca astronauty były ważne. Miałem wrażenie, że uczestniczę w czymś istotnym, nie tylko dla siebie, ale też dla mojego kraju. Poza tym marzyłem o tym od dziecka, a dla realizacji marzeń warto zaryzykować. Wiadomo, że nie zawsze się udaje, czasem nic z tego nie wychodzi. A wracając do samego ryzyka - uważam, że warto było je podjąć.

Wiele dzieci ma wielkie marzenia. Jak - w telegraficznym skrócie - dążyć do ich spełnienia, niezależnie od tego, czy chodzi o zostanie astronautą, noblistą czy mistrzem olimpijskim?

- Prawdopodobieństwo zrealizowania wielkiego marzenia nie jest zbyt duże, ale jeśli tylko nie wynosi zero, to znaczy, że jest to możliwe. Wiesz, kiedy szanse są zerowe? Tylko wtedy, kiedy nic z tym marzeniem nie zrobimy. To jest klucz - obojętnie, jaką masz pasję, co chcesz osiągnąć, spróbuj! Jeśli ktoś marzy o tym, żeby zostać astronautą, warto rozwijać się w kierunku nauk związanych z inżynierią, matematyką, nowymi technologiami. Latałem z pilotami, astrofizykami, geologami, oceanografami, inżynierami - każda z tych dróg może prowadzić w kosmos, wybierz jedną z nich i się w niej doskonal. Potem sprawdź, gdzie aplikować i zrób to. Nastaw się przy tym na to, że nic się od razu nie uda, zaakceptuj porażkę. Moją kandydaturę odrzucono trzy razy, więc spróbowałem po raz czwarty. Nie wolno pozwolić na to, żeby niepowodzenia zawróciły nas z obranej drogi.

Kiedy doszło do ciebie, że twoje marzenie z dzieciństwa się spełni?

- Dopiero, gdy zostałem wytypowany do lotu w kosmos. Wcześniej miałem nadzieję, że mi się uda, ale nie nastawiałem się na to, w końcu, tak jak wspomniałem, trzykrotnie mnie odrzucano. Chociaż próbowałem dalej, gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że to się może nie udać. Nie oczekiwałem niczego, chociaż bardzo pragnąłem zostać astronautą.

Co było najtrudniejsze w twojej pracy?

- Sporo wyzwań było już na etapie przygotowań do lotu. Musiałem przezwyciężyć lęk wysokości, nie czułem się też komfortowo w tym wielkim basenie. Wielu moich kolegów miało doświadczenie z wojska, robili wcześniej wiele ryzykownych rzeczy, dla mnie to była nowość. Ciężko przyszła mi również nauka podstaw języka rosyjskiego. Na szczęście w kosmosie czułem się dość pewnie. Tam najważniejsze jest to, żeby nie wpadać w panikę, kiedy sprawy nie układają się po twojej myśli. W czasie spaceru kosmicznego nigdy nie jest tak, jak to sobie przepracowałeś na szkoleniach. Trzeba improwizować, nie tracąc przy tym zimnej krwi.

Długo przygotowujesz się do lotu w kosmos, a potem - dosłownie i w przenośni -  wracasz na Ziemię. Ciężko jest się przestawić z powrotem na ziemski tryb?

- To prawda, trening przed lotem w kosmos trwa kilka lat, potem lecisz i wracasz do rzeczywistości. Musisz na nowo przyzwyczaić się do funkcjonowania na dole. Powrót nie jest rzeczą prostą. O ile twoje ciało po jakimś czasie wraca do formy, tak przestawienie się mentalne trwa nieco dłużej. W bezbolesnym powrocie do codzienności nieoceniona była rola mojej rodziny i przyjaciół. Widzisz swoich bliskich tuż po wylądowaniu i szybko wracają ci priorytety.

Trudniej pewnie przystosować się do nowego życia, kiedy kariera astronauty dobiega końca?

- Znacznie trudniej! Odszedłem z NASA 3,5 roku temu, a dalej przystosowuję się do życia poza agencją. Na "kosmicznej emeryturze" zająłem się wieloma ciekawymi zajęciami: napisałem książkę, prowadzę zajęcia na Uniwersytecie Columbia, jeżdżę z prelekcjami po całym świecie, często goszczę w mediach, jestem też doradcą w nowojorskim  Intrepid Sea-Air-Space Museum. Mam sporo pasjonujących obowiązków, ale oczywiście brakuje mi tamtej pracy.

Żałujesz odejścia z NASA?

- Każdy etap naszego życia kiedyś się kończy. To nie była łatwa decyzja, ale słuszna. Bardzo lubię swoje obecne życie, chociaż tęsknie za poprzednim.

Wystąpiłeś w kilku odcinkach "Teorii wielkiego podrywu", serialu dobrze znanego również w Polsce. Podobno dało ci to większą popularność niż kariera astronauty?

- Zdecydowanie, ludzie nawet myślą, że jestem aktorem! Tymczasem wszyscy wokół są tam aktorami, a ja gram siebie. O ile dobrze pamiętam, w Stanach Zjednoczonych każdy odcinek ogląda 17 milionów widzów, produkcja jest popularna na całym świecie, więc siłą rzeczy więcej osób kojarzy mnie z roli w serialu, niż z moją pracą.

Jaka jest twoja opinia na temat przyszłości lotów kosmicznych?

- Żyjemy w bardzo ciekawych czasach. Jestem przekonany, że coraz więcej firm takich jak SpaceX, Blue Origin czy Virgin Galactic będzie uczestniczyło w programie kosmicznym. Jesteśmy blisko sytuacji, kiedy przestanie to być wyłącznie domeną rządów, a prywatne firmy będą wysyłać w kosmos więcej ludzi i satelitów. W kolejnej dekadzie spodziewam się większej współpracy międzynarodowej w tym zakresie, a także rozwoju badań i dalszych działań w przestrzeni kosmicznej. Powrót na Księżyc, szerszy zakres badań, turystyka kosmiczna - to wszystko nas czeka.

Z jednej strony mówimy o dalszej eksploracji kosmosu, z drugiej mamy ludzi wierzących w to, że Ziemia jest płaska. Jak to wygląda tam z góry?

- Nasza planeta jest okrągła. Nie ma powodów do tego, żeby sądzić, że jest inaczej. Osoby, które myślą, że Ziemia jest płaska pewnie są w swoich wierzeniach szczere, ale powinny sobie znaleźć inny powód do obaw. Są znacznie poważniejsze zmartwienia niż to, czy Ziemia jest płaska. Sprawdziłem to wielokrotnie. Jest okrągła i nie chce być inaczej.

Rozmawiał: Dariusz Jaroń

***

Wszystkie opublikowane wyżej zdjęcia pochodzą z amerykańskiego wydania książki:

Mike Massimino "Spaceman. Jak zostać astronautą i uratować nasze oko na Wszechświat?". Wydawnictwo Agora, premiera: 01.03.2018. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy