Piotr Żyła: "Jestem przede wszystkim skoczkiem, nie gwiazdą"

Jeden z najbardziej rozpoznawalnych skoczków na świecie, Piotr Żyła, opowiada relacjach z dziennikarzami, oraz ujawnia dlaczego nosi zloty kombinezon.

- Kibice uważają, że mówi pan to, co myśli, nie wymyśla sytuacji, nie gwiazdorzy. Zdobył pan sobie tym ich sympatię. Nawet jak nie idzie, to wspierają. Popularność męczy?

Piotr Żyła - Czasem męczy. Ale nie mogę narzekać na polskich kibiców, są najlepsi na świecie. Kiedy widzi się z góry w czasie zawodów w Zakopanem te tysiące osób w biało-czerwonych barwach to serce rośnie, a człowiek dostaje takiej adrenaliny, że głowa mała (śmiech). 

- Czym innym są rozbudzone oczekiwania kibiców. Ludzie czasem nie potrafią zrozumieć, że każdego może czasem dopaść gorsza forma. Na początku tego sezonu nie szło mi najlepiej.

Reklama

- Na szczęście sporo pracowaliśmy z psychologiem i trenerami. Dzięki nim przestałem rozpamiętywać te złe skoki, a zacząłem myśleć jedynie o tych dobrych. I to wyłącznie na treningach, na skoczni. W zeszłym roku za bardzo się w nie wkręciłem, nie mogłem spać po nocach, bo skakałem nawet w snach. Dzięki pracującym ze mną ekspertom udaje mi się to wszystko jakoś pogodzić, a forma też już lepsza. Trzeba być pozytywnie nastawionym. Nie jest to łatwe, ale pomaga.

- Przed kamerami czuje się pan jak ryba w wodzie.

- Jakoś mi idzie. Sam nie wiem, czemu to tak wygląda. Czasem dziennikarze chyba nie wiedzą, o co mnie zapytać, to i mi zdarzy się palnąć jakąś głupotę (śmiech). Zacząłem się nawet ograniczać trochę z moimi wypowiedziami, bo chwilami w mediach mówiło się tylko o tym, co powiedziałem. A wolę by mówiło się o moich skokach, a nie o tym, o czym gadam do kamery.

- Jak się zmieniło pana życie od czasu, kiedy stał się pan gwiazdą Internetu i polskiego sportu?

- Zmieniło i nie zmieniło się. Z jednej strony coś tam już w życiu skoczyłem, kibice mnie rozpoznają, wydaje mi się, że większość mnie lubi. To jest super.

- Z drugiej strony popularność może być męcząca, tak samo jak oczekiwania kibiców wobec mnie. W taki sposób zmieniło się moje życie. Mam żonę, dwójkę dzieci, dom. To jest to, czym zajmuję się po zakończeniu sezonu.

- Stał się pan ikoną, która sypie historyjkami, jak z rękawa. Jak choćby tą o zjedzonej kostce toaletowej. Nie boi się pan, że kibice zapamiętają bardziej to, niż wygrane konkursy?

- Kurczę, wolałbym by tak nie było. Przede wszystkim jestem skoczkiem i to skoki w czasie sezonu są dla mnie najważniejsze. No bo w życiu to wiadomo - żona i dzieci. Ale skłamałbym gdybym powiedział, że nie cieszę się, gdy ludzie śmieją się z tych moich historii. To jest fajne, że kibice lubią moje poczucie humoru, super, że mogę sprawić komuś radość opowiadając te głupoty (śmiech).

- Tak że chciałbym, by fani zapamiętali mnie jako dobrego skoczka, który przy okazji czasem powiedział coś śmiesznego. Ale żeby zostać tym dobrym skoczkiem, to muszę jeszcze sporo osiągnąć. W tym sezonie mam złoty kombinezon, bo razem z poszukiwaczami z programu "Gorączka złota" na Discovery Channel szukam swojej żyły złota. Mam nadzieję, że już wkrótce coś znajdę (śmiech).

- Wszystko co złe, bierze pan na klatę?

 - Nie mam wyjścia. Tak jak mówiłem, mój sposób to zapomnieć o złych skokach, myśleć tylko o tych udanych, być pozytywnie nastawionym. Jak mi nie idzie, to przecież nie jest to niczyja wina, tylko moja. To ja popełniałem błędy. Na szczęście jest już nieźle, a myślę, że będzie tylko lepiej.

Piotr Żyła to jeden z najpopularniejszych sportowców w Polsce. Od niedawna jest także twarzą konkursu "Dołącz do wyścigu po złoto" organizowanego przez Discovery Channel.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy