Rozmiękczone serce Janowskiego

Nie ukrywa, że rozpuszcza córki. Nic dziwnego, że czasami większy posłuch niż on ma u dziewczynek jego... syn. O swoim ojcostwie opowiada Robert Janowski.

Pani:Dlaczego Twój syn nie znalazł się na zdjęciu do tego wywiadu?

Robert Janowski: Makary ma 19 lat, jest w szkole filmowej Bogusława Lindy. Jeśli mówię o naszych wspólnych zdjęciach do prasy, powtarza: "Tata, do gazet to nie, dobrze?". Cóż, jest dorosły...

Mówisz dzieciom, że je kochasz?

Często. Nie ma w tym nic wstydliwego. Otrzymuję też informację zwrotną. Zdarzało mi się dostać od Makarego SMS: "Kocham cię, tato". Takie zachowanie uważam za naturalne.

Czy dzieci determinują wszystko, co robisz w życiu?

Reklama

Zdecydowałem się na poprowadzenie programu "Jaka to melodia?", gdy dowiedziałem się, że będę ojcem trzeciego dziecka. To nie było materialistyczne myślenie, tylko odpowiedzialne. Potem polubiłem swój program i czuję się w nim dobrze do dziś.

I nie musiałeś z niczego rezygnować...

Niczego nie żałuję i żyję w zgodzie ze sobą. Mogłem zostać w Stanach, kiedy pojechaliśmy tam z "Metrem", i grać. Były takie propozycje. Ale ja jestem stąd. Tu są moje córki i syn.

Dzieci interesują się tym, co robisz? Podoba się im, że jesteś popularny?

Makary od dziecka przyzwyczajał się do tego, co niesie ze sobą mój zawód. Natomiast Tola i Anielka zobaczyły mnie dwa lata temu w telewizji i zdały sobie sprawę, gdzie pracuję. Wcześniej mówiłem im, że śpiewam, występuję w teatrze. Teraz są na etapie bohaterów telewizyjnych w stylu Hannah Montany, tak więc podoba im się, gdy ludzie na ulicy biorą ode mnie autografy.

Oceniają Twoją pracę?

Jako gospodarza programu telewizyjnego to raczej nie. Lubię natomiast wysłuchać, co mają do powiedzenia, kiedy zabieram je na koncerty, które gram z moim zespołem. Te występy to moja odskocznia. Robienie czegoś dla siebie. Makary zobaczył mnie kiedyś na scenie i powiedział, że to zawodowstwo.

Nagrałeś płytę "Song.pl" z piosenkami z okresu międzywojennego. Czy dla Makarego to nie jest ramota?

Nie słyszał jeszcze tej płyty. Powiedziałem mu tylko, że nagrywam swingowe kawałki z orkiestrą. Nie wiem, czy to dla niego...

Artyści nagrywają swingowe płyty i często są w wieku Twojego syna.

Może i tak. Ale to nie jest swing sprzed 50 lat. Mam jednak nadzieję, że powie: "Jest OK". Ja nie oceniam jego działań filmowych. Mówię tylko, czy etiuda mi się podoba. Zresztą te rozmowy są bardziej o emocjach i wizjach artystycznych. Podświadomie chyba obaj chcemy usłyszeć opinie na temat naszej pracy.

Masz czas dla młodszych dzieci?

Staram się uczestniczyć w ich życiu. Pracuję zrywami. Nie ma mnie pięć dni od rana do wieczora, a potem znowu mam trochę wolnego. Jemy wtedy razem obiady, odbieram dzieci ze szkoły. U nas w domu nie było nianiek, opiekunek. Zajmowaliśmy się dziewczynkami sami, Kasia w większym stopniu. Wydaje mi się, że taki sposób wychowania procentuje w tym, jak dzieci mówią, zachowują się, wypowiadają własne sądy.

Na dużo im pozwalasz?

Moje córki same się pilnują. Kiedyś chcieliśmy zabrać Anielkę w czasie roku szkolnego na dodatkowe wakacje, ale usłyszeliśmy tylko: "Mam prawo do nauki", i to był koniec rozmowy.

Kim dziś jesteś dla dorosłego Makarego, kim dla Toli i Anieli?

Z Makarym tyle lat żyliśmy osobno... Jesteśmy chyba osobami, które szukają wspólnego języka i oczekują od siebie wsparcia.

Makary miał kiedyś do Ciebie pretensję, że rozstałeś się z jego mamą?

Nie rozmawialiśmy o tym nigdy. To dopiero przed nami.

Wróćmy do córek. Kim dla nich jesteś?

Całym światem. Szczególnie wtedy, kiedy wracam do domu. Bawię się z nimi, pozwalam łazić po sobie. Rozpuszczam je. Ale zawsze mam to samo zdanie co ich mama, gdy decyduje się, co im wolno.

Czy macie jakieś wspólne zabawy?

Czytamy książki z zagadkami. Albo gramy w "Łańcuszek". Mówię pierwsze słowo, potem do tego wyrazu dostawia się kolejne i kolejne. I tak powstają długie zdania. To dobre na ćwiczenie pamięci i sposób na zabicie czasu podczas podróży.

Jaki kontakt mają Twoje córki i syn?

Czasami wydaje mi się, że Makary ma u nich większy posłuch niż ja. Mój syn jest małomówny, ale jak już zwróci im uwagę, stają prawie na baczność. Robią też z nim, co chcą. Niekiedy Makary zostaje z nimi jako baby-sitter. Sprawdza się w tej roli! W końcu to ich brat.

Pamiętasz wszystkie momenty, gdy dowiadywałeś się, że będziesz ojcem?

Dokładnie. Za pierwszym razem byłem trochę wystraszony. Nie wiedziałem, jak to dalej będzie. Z drugiej strony byłem bardzo dumny. Kiedy rodziły się dziewczynki, czułem się bezpieczny i szczęśliwy. Wiedziałem już, gdzie jest moja przystań, i... niczego się nie bałem. Uczestniczyłem w porodzie rodzinnym starszej córki. Kiedy wziąłem ją na ręce, przedstawiłem się: "Nazywam się Robert Janowski, jestem twoim tatą", i zacząłem opowiadać Czerwonego Kapturka, łzy same mi płynęły. Druga córka, Tola, rodziła się przez cesarskie cięcie... Spędziłem noc przy inkubatorze, głaszcząc ją po główce. Czekałem na moment, gdy będę mógł ją potrzymać. Kiedy przychodził na świat Makary, nie wpuszczali do szpitala.

Jako artysta miałeś pojęcie o zajmowaniu się małymi dziećmi?

Kiedy Makary był mały, nie było pieluch jednorazowych. Jakiś koszmar. Żelazko było ciągle gorące. Pamiętam szesnastometrowy pokój obwieszony suszącymi się pieluchami i ciągłe prasowanie. Nie było łatwo. Ale z opieką nie miałem problemów. Spokojnie można było mnie zostawić samego z dziećmi w domu.

Jak każde z dzieci Cię zmieniło?

Makary dał mi poczucie odpowiedzialności, dumy, że mam syna. Krew z krwi. Myślałem, że pokażę mu, jak się gra w piłkę i jak radzić sobie w życiu. Nie do końca mi się to udało... Moje córki rozmiękczyły mi serce. Stałem się dzięki nim bardziej cierpliwy i spokojny.

Rozmawiał: Maciej Gajewski

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: serce | córki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy