Triathlon w nietypowym wydaniu. Leszek Szurman ruszył dookoła Polski

Cieszyński senior pokona tysiące kilometrów na kajaku, rowerze i pieszo /Leszek Szurman /materiał zewnętrzny
Reklama

Znakomita kondycja, hart ducha i poczucie realizowania jakiejś misji. Takie cechy towarzyszą na co dzień Leszkowi Szurmanowi pochodzącemu z Cieszyna. Początkiem czerwca, mając 64 lata, ruszył w swoją kolejną wielką podróż, którą nazywa triathlonem. Przemierzy ponad 1800 kilometrów dookoła Polski, przemieszczając się kajakiem, rowerem oraz pieszo. Nie jest to jednak pierwszy taki szalony podróżniczy plan cieszyńskiego seniora.

Życie nie oszczędziło pana Leszka w najmniejszym calu. Pomimo tego, że od dawna interesowały go podróże dalekie i bliskie, a dzieciństwo spędził na lekturach książek Arkadego Fiedlera i Czesława Centkiewicza, to w pewnym momencie swojego dorosłego życia, jak sam mówi, "zagustował w napojach alkoholowych".

- Nałóg odsunął moje zainteresowania na dalszy plan. Jednak w pewnym momencie organizm powiedział "dość" i udało się wyjść z uzależnienia, w czym pomogła mi Fundacja Być Razem - opowiada pan Leszek - Po przejściu na emeryturę w 2007 roku zacząłem udzielać się społecznie i działam w społeczności abstynentów.

Reklama

Trudna życiowa lekcja przyniosła zdecydowany zwrot w życiu Cieszynianina. Od 2013 roku zaczął planować kolejne podróże. Najpierw jego pasja realizowała się na rowerze oraz w postaci górskich wędrówek. Leszek Szurman zdobył Koronę Gór Polskich, przeszedł Główny Szlak Beskidzki (najdłuższy w Polsce o długości niespełna 500 kilometrów) oraz pozostałe długodystansowe szlaki w Sudetach i Górach Świętokrzyskich. Ponadto przejechał na jednośladzie Wiślaną Trasę Rowerową liczącą 1200 kilometrów.

To jednak nie koniec wyczynów 64-latka. W kolejnych latach przebył on również na rowerze trasę Szlaku Wielkiej Wojny 1409-1411, jak i odwiedził w ten sam sposób wszystkie latarnie morskie na polskim wybrzeżu. Najdłuższa wyprawa pana Leszka wynosiła 5500 kilometrów.

W 2018 roku do roweru dołączył również kajak.

- Postanowiłem poszerzyć moje turystyczne zainteresowania i spełnić marzenie, aby dopłynąć kajakiem z Cieszyna do Bałtyku - opowiada nam z pasją Leszek Szurman - O tym planie zawsze mówiłem z moim kolegą Heńkiem. Niestety nie doczekał się on realizacji pomysłu, ale kajak na którym płynąłem nosi teraz jego imię.

Pomysł na tegoroczną wyprawę jest również godny podziwu. Jak sam podróżnik go przedstawia, jest to triathlon, podczas którego kajakiem, rowerem i pieszo przemierzy dystans 1800 kilometrów.

- 2 czerwca ruszyłem rowerem z Cieszyna do Nowego Targu, wioząc kajak w przyczepce, która waży 10 kilogramów. Na Podhalu woduję się na Dunajec i spłynę tą rzeką aż do Wisły. W Opatowicach, miejscowości na styku Dunajca i Wisły, popłynę 400 kilometrów do Wyszogrodu, skąd rowerem dojadę do Konina.

- Następnie w Koninie zwoduję się na kanał Ślesieczyński i przez jezioro Gopło, kanał Notecki i Noteć dopłynę do Santoka, który znajduje się u ujścia Noteci do Warty - szczegółowo przedstawia plan podróży pan Leszek - Dalej już rowerem przez Leszno, Wrocław i wzdłuż Odry wrócę do rodzinnego Cieszyna.

Jak zaznacza podróżnik, w każdej podróżniczej inicjatywie wspiera go Fundacja Być Razem, której m.in. zawdzięcza pomoc w walce z nałogiem alkoholizmu. Tegoroczna wyprawa technicznie wygląda bardzo skromnie, a Leszek Szurman w zasadzie musi liczyć cały czas na samego siebie, z czym się nie kryje, ponieważ ceni sobie ten styl wypraw.

W trakcie 1,5 miesięcznego triathlonu będzie w większości spał pod namiotem. Kajak, który wykorzystuje do spławiania, jest tak naprawdę prostą w budowie dmuchaną kanadyjką czeskiej produkcji, która waży 17 kilogramów. Podczas podróży rower również nie opuszcza podróżnika ani na krok, zatem podczas spływów jest on przywiązany do kajaka.

"Cieszyński wędrowniczek", bo tak też siebie nazywa pan Leszek, ceni sobie ten czas spędzany na wodzie czy w górach. Poznaje wtedy nowych ludzi i nie tylko. Ma przede wszystkim nadzieję, że jego wyprawy są jakąś zachętą i inspiracji dla innych uzależnionych, aby znaleźli w swoim życiu alternatywę dla wyniszczającego nałogu.

- Trudy trzeba chcieć pokonać - mówi na koniec - Jak nie spróbujemy, to się nie przekonamy, czy coś jest możliwe lub nie. Czasami nie pomaga sama wiara w cokolwiek, ale trzeba samemu pokonać słabość. Tak samo w podróży, gdzie jest potrzebna silna wola i mapa, która doprowadzi cię do celu.

Jakub Zygmunt

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Podróże | kajak | Polska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy