Wrap Sisters: Siostry, które wyważyły drzwi do męskiej branży

Wrap Sisters, czyli Aneta i Renata /Łukasz Piątek /INTERIA.PL
Reklama

Aneta i Renata to siostry, które wyważyły drzwi do tej typowo męskiej branży. Co więcej - wygrały prestiżowy konkurs, pokonując wielu znanych i docenianych facetów. Dziewczyny z teamu Wrap Sisters opowiedziały nam, jak zostały jednymi z najlepszych w Polsce aplikatorek folii samochodowych.

Łukasz Piątek, Interia: Widziałem kobiety w roli mechanika samochodowego, widziałem kobiety startujące w rajdach samochodowych, drifterki, ale z kobietami oklejającymi samochody spotykam się po raz pierwszy.

Renata Jurczyk: - Bo nadal dla większości osób motoryzacja kojarzy się z mężczyznami.

Aneta Martyka: - To chyba fajnie, że próbujemy przełamywać ten stereotyp.

Zatem, jak to wszystko się zaczęło?

RJ: - Dosyć niewinnie, bo od naklejania literek na samochodzie. Później zaczęły się większe, trudniejsze technicznie grafiki.  Wszystko robione metodą prób i błędów. Pamiętam, jak oklejałyśmy pierwszy samochód. Nie miałyśmy zielonego pojęcia, jak to się robi. Ale wracając jeszcze do wątku płci pięknej w motoryzacji - nie zapominamy, że jesteśmy kobietami. Dbamy o siebie, nie zawsze chodzimy w "roboczym" ubraniu. Zdecydowanie nie jesteśmy babo-chłopami.

Reklama

AM: - Śmiejemy się, że powinnyśmy więcej brać za oklejanie, bo podczas takiej pracy bardzo niszczą nam się paznokcie, dlatego często gościmy u kosmetyczki.

Która z was wpadła na pomysł, żeby zająć się oklejaniem?

AM: - Ten pomysł zrodził się jakoś naturalnie, bo wraz z mężem prowadzę firmę poligraficzno-reklamową.  Branża reklamowa zdeterminowała tę formę reklamy właśnie - również na pojazdach. Oprócz samochodów oklejamy także inne rzeczy, wedle życzenia klientów. Ostatnio oklejałyśmy 200 lodówek dla jednej z firm sprzedającej lody.

RJ: - Ja miałam 19 lat i jako bardzo młoda osoba nie do końca sprecyzowane, co tak naprawdę chcę w życiu robić. Poszłam na studia i w tym czasie Aneta zaproponowała mi pracę w drukarni. Tak jak wspomniała siostra - to potrzeby rynku wytyczyły nam ścieżkę, dotyczącą oklejania samochodów. Tak spodobało mi się to, co robimy, że na tą chwilę nie wyobrażam sobie robić nic innego, i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, ze cieszę się, że poszłam tą drogą. Opłacało się, bo dzięki ciężkiej pracy i uporowi razem z siostrą stanowimy teraz odrębną markę Wrap Sisters.

Początki były trudne?

AM: - Szukałyśmy w Internecie, jak to się robi, bo wtedy nie było jeszcze żadnych szkoleń. Nie ukrywam, że trochę materiału się zmarnowało.

Kiedy poczułyście się pewne?

AM: - Przełomowym momentem było zgłoszenie się na szkolenie. W zasadzie to mój mąż nas do tego zachęcił. Miałyśmy już jakąś tam wiedzę i doświadczenie, ale to szkolenie miało zweryfikować, czy tak naprawdę potrafimy to robić, a jeśli nie, to jak duże mamy braki. Pojechałyśmy na trzydniowe szkolenie do tarnowskiego centrum egzaminacyjno-szkoleniowego 3M - The Wrap Center. Naszym nauczycielem i zarazem egzaminatorem był Rafał Żmuda, zrzeszony w grupie Masters of Branding. Jest to grupa dziesięciu najlepszych na świecie aplikatorów, do której Rafał należy.

RJ: - Zdałyśmy ten egzamin i to utwierdziło nas w przekonaniu, że znamy się na tej robocie. Stałyśmy się członkiniami  grupy aplikatorów firmy 3M z certyfikatem 3M Endorsed.

Jak wygląda taki egzamin?

AM: -Zacznę od tego, że jest on trudny do zdania. Należy wykleić jedenaście elementów różnych samochodów i trzeba zmieścić się w czasie. Za każdą, nawet najmniejszą niedoskonałość, odejmowane są punkty. Oczywiście jest również egzamin teoretyczny.

Zaledwie rok po zdaniu egzaminu wygrałyście prestiżowy konkurs.

RJ: - W lutym zgłosiłyśmy się na Rema Days Warsaw, gdzie odbywał się konkurs 3M Endorsed Warap!t Ring. Nie ukrywam, że miałyśmy obawę, czy przypadkiem nie skaczemy do zbyt głębokiej wody. Pierwszy raz miałyśmy oklejać samochód przed tak dużą publicznością na żywo. Ku naszemu zaskoczeniu wygrałyśmy. I to był mocny podmuch wiatru w nasze żagle, bo zdałyśmy sobie sprawę, że naprawdę nasza praca podoba się ludziom.

AM: - W konkursie startowało osiem drużyn, ale to my oklejałyśmy jako pierwsze. Nie było zatem możliwości podpatrzenia, jak radzą sobie inni, dużo bardziej doświadczeni aplikatorzy. Tym bardziej byłyśmy z siebie dumne, kiedy poznałyśmy wyniki konkursu.

Stworzyłyście projekt, który wyróżniał się spośród innych?

RJ: - Zdecydowanie. Zainspirowałyśmy się modelem samochodu BMW i8, który oklejałyśmy. Doszłyśmy do wniosku, że najlepiej będzie pasował tam dziki zwierzak, bo auto nie jest zbyt grzeczne.

AM: - I tym sposobem na BMW zaaplikowałyśmy grafikę z aligatorem.

Rywalizujecie ze sobą?

RJ: - Absolutnie nie. Jesteśmy siostrami, wspieramy się. Zarówno w życiu zawodowym jak i prywatnym zawsze możemy na siebie liczyć.

AM: - Gramy do jednej bramki.

A często się kłócicie?

RJ: - Tylko raz się nam zdarzyło...

AM: - Kiedy wzięłyśmy do przymierzalni te same bluzki.

Ile w Polsce jest obecnie certyfikowanych kobiet aplikatorek?

RJ: - Pięć.

AM: - Dlatego wpadłyśmy na pomysł, że fajnie byłoby zorganizować konkurs faceci kontra dziewczyny.

Oklejanie samochodu to ciężka praca?

AM: - Jest to praca fizyczna, ale nie jest ona aż tak bardzo ciężka. Potrzeba cierpliwości i skupienia, bo oklejenie auta trwa nawet 12 godzin. Podczas oklejania praktycznie w ogóle ze sobą nie rozmawiamy, bo każda z nas koncentruje się na swojej działce, która ma do zrobienia.

RJ: - Mnie ta praca relaksuje i odpręża. Kiedy spędzasz kilka godzin na oklejaniu, to naprawdę możesz zresetować głowę i się odstresować.

Powiedzcie na koniec, czy wasze prywatne samochody są oklejone?

RJ: - Zazwyczaj tak bywa, że szewc bez butów chodzi. Powód jest prozaiczny - brak czasu na oklejenie swoich samochodów.

AM: - Mamy już gotowe projekty, ale na razie jeszcze nikt nie wydłużył doby. Daję słowo, że zimą je okleimy i pochwalimy się naszym projektem.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama