Byli szkoleni do zabijania

Przed misją w Afganistanie polscy żołnierze jeździli na poligony do Niemiec i na Pomorze. Uczono ich tam strzelania z różnego rodzaju broni, okopywania się, prowadzenia działań desantowo-spadochronowych. Rzeczywistość pokazała jednak, że te umiejętności nie były im przydatne...

Tak, w rozmowie z "Dziennikiem", mówi płk Dariusz Raczkiewicz.

Rozmówca gazety był jedynym polskim prokuratorem na misji w Afganistanie, prowadzącym śledztwo w sprawie tragedii w Nangar Khel. Zapytany ile prawdy jest w rozmaitych relacjach prasowych na temat tych wydarzeń, odpowiedział, że w tym, co ukazuje się w prasie - 2 proc., a reszta - 98 proc. - to coś w rodzaju science fiction. Prokurator przypuszcza, że może to być forma nacisków na prokuraturę i sąd.

Relacja Raczkiewicza

rozwiewa część spekulacji, które narosły wokół śmierci ośmiu cywilów zabitych przez pluton polskich żołnierzy. Rzuca nowe światło na pytanie o to, dlaczego żołnierzom od razu nie postawiono zarzutów i nie odesłano do Polski. Zdaniem prokuratora gen. Marek Tomaszycki obawiał się, że żołnierze w obawie przed surową karą mogli spróbować w trakcie transportu targnąć się na swoje życie. Mogła to być przyczyna, dla której zarzuty ludobójstwa zostały postawione im dopiero na jesieni, czyli w kilka tygodni po ich powrocie z Afganistanu.

Reklama

W ocenie Raczkiewicza

szkolenia bojowe przed misją w Afganistanie rozmijały się z celami, dla których polscy żołnierze przybyli do tego kraju. Psychicznie i mentalnie byli przeświadczeni o tym, że tym w kraju będą musieli zabijać i będą narażeni na nieustanne ataki przeciwnika. W efekcie tego, gdy rzeczywistość okazała się nieco bardziej spokojna, trudno im było ukierunkować swoją aktywność.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: żołnierze | rzeczywistość | Wojsko Polskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy