Jak tu żyć z urwaną nogą?

Dźwięk zwalnianego zapalnika miny, jeśli w ogóle go słychać, sam w sobie nie brzmi złowieszczo. Ot, coś na wzór pstryknięcia zapalniczką. Jednak to, co następuje później, to prawdziwy horror...

Rany zadaje strumień uwalnianych gazów bądź setki odłamków, rozbryzgujących się we wszystkie strony. Jeśli zabiją, to pół biedy - tak naprawdę wszystko dzieje się w ułamku sekundy, zbyt szybko, by poczuć ból. Gorzej, jeśli rany nie okażą się śmiertelne. Na szkoleniach saperskich często sięga się po zdjęcia ofiar min. Jedna z fotografii, gdyby nie kontekst, śmiało mogłaby uchodzić za kultową. Bo zarejestrowany na niej obraz tak bardzo przemawia do wyobraźni, że wykorzystują ją saperscy instruktorzy na całym świecie. To zdjęcie mężczyzny, który przeżył wybuch miny prosto w twarz. W miejscu, gdzie kiedyś miał usta, nos, oczy, pozostał mu jedynie krwawy ochłap, z wyraźnie odsłoniętym, długim jak u gekona językiem...

Reklama

Skromny arsenał środków

36-letni Omer Gul pracował w jednej z firm, która na zlecenie ONZ zajmuje się rozminowywaniem Afganistanu. Przez wiele tygodni mężczyzna uchodził cało z różnych niebezpiecznych sytuacji, jednak kilkanaście dni temu, w prowincji Paktia, szczęście się od niego odwróciło. Nastąpił na minę, której wybuch pozbawił go połowy lewej nogi i, częściowo, słuchu...

To w zasadzie wszystko, co wiadomo na temat okoliczności wypadku, w którym poszkodowany został Omer. Niewykluczone, że gdyby był wojskowym, nadal cieszyłby się zdrowiem. Komercyjne firmy saperskie nie dysponują bowiem trałami, robotami, słowem - całym arsenałem niezwykle kosztownych środków, które ma do dyspozycji armia. Rozminowują teren tylko przy użyciu prostych wykrywaczy i psów.

Miliony ludzi, miliony min

W całym Afganistanie, według różnych szacunków, jest od 10 do 12 milionów min, choć mówi się też o liczbie... 27 milionów. Gdyby ten ostatni szacunek był prawdziwy, oznaczałoby to, że każdy członek afgańskiej populacji - bez względu na płeć i wiek - ma "swoją własną" minę...

A trzeba pamiętać, że tego rodzaju statystyka obciążona jest istotnym błędem. Wiele z założonych w Afganistanie ładunków to konstrukcje piętrowe - mina na minie. To wyjątkowo perfidna metoda, bo usunięcie zapalnika z miny na górze wcale nie rozwiązuje problemu. Przeciwnie - próba wyciągnięcia, zdawałoby się, unieszkodliwionego ładunku, powoduje eksplozję niżej położonych "niespodzianek"...

Te zresztą mogą przybrać najróżniejsze postacie - zaminowana może być kabura pistoletu, dziecięca zabawka czy puszka z jedzeniem. "Nie podnoś rzeczy, których sam nie upuściłeś!" - to naczelna zasada, obowiązująca w Afganistanie.

Dziś nie jest już tak źle

Tylko nieznacznym pocieszeniem jest fakt, że część min raczej nikomu krzywdy nie zrobi. Zakopane dawno temu, dziś znajdują się głęboko w ziemi, przykryte wyjątkowo twardym, afgańskim piachem. Niestety jednak większość nadal jest groźna - w całym kraju aż roi się od pól minowych, położonych wokół wiosek, miast, na drogach i wzdłuż nich. Ba, nawet w bazie ISAF w Bagram znajdują się całe sektory, do których dostępu broni złowieszcza tabliczka z napisem "teren nierozminowany".

Jak z tym problemem radzą sobie Afgańczycy? - Jeszcze cztery-pięć lat temu mieliśmy prawdziwy koszmar - wspomina doktor Nooraqu Akramzada, dyrektor administracyjny Wazir Akbar Khan Hospital (WAKH) w Kabulu, jedynego centrum ortopedycznego w Afganistanie, w którym leczone są ofiary min. - Były dni, że trafiało do nas dwieście poszkodowanych osób...

- Mężczyźni, dzieci, kobiety... - wtrąca doktor Abdullah Salam, dyrektor placówki. - Na szczęście dziś jest już lepiej. Pacjentów nam nie ubywa, ale ofiary min trafiają się coraz rzadziej. Zdecydowana większość to "standardowe", ortopedyczne przypadki. Ludzie, po prostu, stali się ostrożniejsi.

Niebezpieczna, wybuchowa moda

Niezwykle ostrożni muszą być żołnierze NATO, stacjonujący w Afganistanie. I nie chodzi jedynie o zagrożenie tradycyjnymi minami. Do Afganistanu, z Iraku, trafiła już "moda na IED" - improwizowane ładunki wybuchowe, wyposażone najczęściej w czujniki ruchu bądź zdalnie detonowane zapalniki. Islamscy bojownicy z reguły ustawiają "ajdiki" przy drogach, po których poruszają się wojskowe kolumny. Przy czym nośnikiem materiału wybuchowego może być dosłownie wszystko - od samochodu, przez wiadro, pod zwłoki padniętego zwierzęcia.

Zdaniem wojskowych analityków, nie da się uniknąć wzrostu liczby zabitych w wyniku użycia IED - do Afganistanu bowiem trafia coraz więcej wykwalifikowanych saperów-terrorystów. Niewykluczone wręcz, że dojdzie do sytuacji takiej, jak w Iraku, gdzie większość poległych żołnierzy, to ofiary IED...

Ranny w wybuchu miny żołnierz NATO na pewno otrzyma drogą, specjalistyczną pomoc medyczną. A co stanie się z Omerem, postawionym przed dylematem: jak tu żyć z urwaną nogą? Po leczeniu w WAKH mężczyzna trafi do centrum rehabilitacyjnego. Tam, być może - jeśli znajdą się pieniądze - otrzyma protezę. Być może... Jeśli nie, resztę życia spędzi o kulach. Jak dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy jego współrodaków...

Zobacz nasz raport specjalny: INTERIA.PL w Afganistanie

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy