Ważne, by nie dać się zabić

Ponad 250 korespondentów wojennych zginęło w ciągu ostatnich 10 lat. Wśród żywych jest Jacek Czarnecki z Radia Zet, choć kilka razy miał przyłożoną do skroni lufę kałasznikowa.

- Jak byłem mały, chciałem być ułanem - tak jak mój dziadek. Dziadek zawsze mi mówił, żebym nie szedł do wojska w czasie pokoju, bo w czasie pokoju służba jest nudna, a jak będzie jakaś wojna, to wtedy dopiero będzie fajnie - mówi Czarnecki.

Nie marzyłem o wojnie

Pracował w piekarni, na budowach i w knajpach, a nawet w fabryce. W latach 80. działał w podziemiu: drukował ulotki i walczył z ZOMO. Śmieje się, że lubi żyć w ciągłym napięciu, bo skończył technikum telekomunikacyjne i ma uprawnienia na "instalacje nisko i średnionapięciowe". Potem ukończył dwa kierunki na paryskiej Sorbonie. Został polemologiem - specjalistą od wojny.

Reklama

Wiedza ratuje życie

- Trzeba mieć chęć i umiejętność szybkiego przyswajania wiedzy o miejscu, do którego się jedzie. Brak wiedzy grozi kłopotami lub nawet śmiercią. Trzeba wiedzieć, że muzułmanom nie pokazuje się podeszw stóp i nie rozmawia się z kobietami, tylko z mężczyznami. Musisz mieć podstawową wiedzę wojskową. Nie możesz się zastanawiać, czy strzelają z haubicy, czy z moździerza. Ponadto jeśli pociski spadają coraz bliżej ciebie, zaczynają macać, to znaczy, że cię namierzyli i trzeba spier..., ale jeśli pociski spadają bezładnie, gdzieś w oddali, to znak, że chcą cię tylko nastraszyć. Nie wolno chować się za metalowe drzwi, gdy strzelają z kałacha. Kule przebiją je z łatwością. Tak zginął operator szwedzkiej telewizji w Afganistanie - opowiada o swoim "warsztacie" Jacek.

Miałem pistolet przy skroni

- Było kilka takich sytuacji, gdy miałem lufę przy głowie. Nigdy nie myślałem, że to już koniec. Wyzwala się we mnie wtedy gigantyczna adrenalina i zaczynam działać instynktownie, żeby wyjść z opresji. Mój mózg wskakuje wtedy na najwyższe obroty i błyskawicznie podejmuję decyzje - jak do tej pory dobre. Kiedy przychodzą kłopoty, po prostu działam. Ta cecha to dar od Boga, bo nie wypracowywałem tego w szczególny sposób. Jestem wierzący i mam takie przeczucie, że "Szef" mną kieruje - zwierza się Czarnecki.

- Jechałem kiedyś w Kosowie z dziennikarzami AFP opancerzonym samochodem terenowym i nagle zajeżdża nam drogę rozwalony mercedes, z którego wyskakują partyzanci z kałachami. Do dzisiaj, gdy o tej sytuacji pomyślę, to czuję ucisk lufy kałasznikowa na skroni. Facet z pianą na ustach drze się po albańsku. Tłumaczka bełkocze coś ze strachu, kierowca na siedzeniu obok także ma kałacha przy skroni, a ja starałem się z tego krzyku wyłowić jakiś sens. Nie myślałem nawet przez chwilę o k..., zaraz nas zabiją, starałem się myśleć, robić, działać. Wyłowiłem słowo "pasport". Sięgnąłem wolno do kieszeni kamizelki. Facet wziął paszport, odsuwając lufę w stronę szyby, otworzył go, zmarszczył brew i mówi już z uśmiechem: "Polska, ja znam Polska, ja handlować z Polska". Wtedy wiedziałem, że mój mózg już się nie rozbryzgnie w kabinie - relacjonuje reporter.

Ona powiedziała: "nie jedź..."

Od chwili, kiedy dowiedział się, że będzie ojcem, zmienił się zupełnie jego system wartości.

- Chcę dobrze wychować mojego syna lub córkę, nauczyć, jak rozpalić ognisko, gdy pada deszcz, jak pokonywać strach i po prostu chcę być z rodziną. Nie chcę teraz jechać na wojnę i dać się zabić - wyjaśnia.

Po śmierci kilku kolegów, wśród nich Waldemara Milewicza, coś w nim pękło. Już wcześniej robił awantury młodszym kolegom, którzy jechali w niebezpieczny region na wojnę, zostawiając żony w ciąży. Mówił im, że to wariactwo.

- Masz do wyboru: albo jesteś korespondentem wojennym, albo zakładasz rodzinę. Zawód korespondent oznacza, że ta rodzina zawsze ucierpi - wtedy, gdy ty tam jesteś i wtedy, gdy zginiesz - przekonuje.

Przed każdym wyjazdem na wojnę pisał testament. Teraz przestał to robić, a jego blacha z nazwiskiem i numerem PESEL wisi już na kołku. Na razie...

Beata Dżugaj, Paweł Kempa, współpraca Julian Obrocki.

Jacek Czarnecki - korespondent wojenny i reporter polityczny Radia Zet. Po raz pierwszy na wojnę pojechał do Jugosławii w 1995 roku. Od tamtej pory był w Bośni, Ruandzie, Kosowie, Libanie, Izraelu, Iraku, Afganistanie. Jego dewiza brzmi: "Przygotuj sił na najgorsze".

Jacek to kolejny bohater cyklu "Ryzykanci". Nasi użytkownicy poznali już sylwetkę pilota F-16 . W kolejnych odcinkach napiszemy o kierowcy rajdowym i antyterroryście.

Men's Health
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy