Co sekundę gdzieś na świecie startuje samolot. 99,9998 proc. z nich dociera planowo do celu, nie odnotowując większych problemów. A pozostałe? Potrafią poradzić sobie w nawet najbardziej ekstremalnych sytuacjach awaryjnych - jak dowodzą testy zderzeniowe oraz spektakularne lądowania przeprowadzone w skrajnych warunkach.
Do zderzenia z ziemią pozostały cztery minuty - mówi przez radio Jim Bob Slocum, kapitan Boeinga 727. W tym momencie musiałby przez mikrofon nakazać pasażerom: - Przygotować się do lądowania awaryjnego - przyjąć pozycję ratunkową. Ale 170 miejsc zajmują tylko manekiny testowe, okablowane i obserwowane przez dziesiątki kamer.
Zamiast więc podać komunikat pilot wychodzi z kokpitu, kieruje się do jednych z tylnych drzwi w kadłubie i na wysokości 750 metrów wyskakuje ze spadochronem nad pustynią Sonora w północnym Meksyku. Od tego momentu los odrzutowca jest w rękach Chipa Shanle’a. Pilot siedzi w małej maszynie, lecącej równolegle 100 metrów od boeinga, i za pomocą zdalnego sterowania wysyła warty miliony złotych samolot w jego ostatnią podróż - prosto ku ziemi...
Scenariusz tego testu zderzeniowego powstał na podstawie analiz typowych katastrof w historii lotnictwa: samolot opada w tempie prawie 500 metrów na minutę - o wiele szybciej niż podczas normalnego lądowania. Gdy z prędkością 225 km/h, lekko przechylony w przód, w końcu uderza w ziemię, z potężnym łoskotem oderwanych zostaje pierwszych jedenaście rzędów foteli oraz kokpit.
Fotel 7A odlatuje na odległość pół kilometra. Pasażerowie, którzy nie mają zapiętych pasów, w niekontrolowany sposób przelatują przez kabinę. Ale nie wybucha pożar, a większa część kadłuba jest nieuszkodzona. - Wygląda gorzej, niż jest w rzeczywistości - wyjaśnia John Hansman, profesor aeronautyki w Instytucie Technologicznym Massachusetts. - Większość pasażerów przeżyłaby. A to jest zgodne ze statystyką: jak wynika z obliczeń, nawet osoba latająca codziennie musiałaby podróżować 35 000 lat, aby zginąć w katastrofie.
Wszystkie części samolotu muszą przejść długotrwałe testy na wytrzymałość zmęczeniową i wstrząsową. - Ale prawie nigdy w takiej konfiguracji, w jakiej wykorzystywane są na co dzień: jako cała maszyna - krytykuje Howard Swartz z zespołu przeprowadzającego crash-test. - Permanentnie niszczy się samochody, aby zbadać ich stabilność oraz bezpieczeństwo pasażerów w razie wypadku. Więc my również chcieliśmy to oszacować za pomocą ekstremalnego testu. Eksperyment, który kosztował 1,5 miliona dolarów, nie zakończył się katastrofą - ale co stałoby się w rzeczywistości?
- Proszę państwa, ze względów bezpieczeństwa musimy lądować awaryjnie na najbliższym lotnisku. Komunikat kapitana, który jeszcze przed chwilą beztrosko opowiadał o pogodzie, mrozi krew w żyłach 256 pasażerów. Lądowanie awaryjne! Przez moment na pokładzie panuje śmiertelna cisza: niektórzy podróżni patrzą na siebie, oczekując jakiejś rady, inni wyglądają przez okna z szeroko otwartymi oczyma. Widać tam jedynie ciemność.
Dlaczego lądowanie awaryjne? Czy istnieje niebezpieczeństwo, że się rozbijemy? I jak to było z tymi kamizelkami ratunkowymi? Także stewardesy, które dotychczas zwracały się do pasażerów tonem pełnym życzliwości i troski, przełączają się na tryb rozkazujący. A samolot w zawrotnym, jak się wszystkim zdaje, tempie zaczyna tracić wysokość...
Pożar na pokładzie, brak paliwa, uszkodzenia instalacji elektrycznej, zepsute układy sterowania, usterka silników, zaklinowane podwozie, pasażerowie z chorobami zagrażającymi ich życiu, złe samopoczucie jednego z pilotów albo po prostu podejrzany alarm w kokpicie - istnieje wiele powodów, dla których samolot musi podejść do lądowania w trybie awaryjnym. A mimo to niezmiernie rzadko jest to konieczne: statystycznie rzecz biorąc, tylko jeden na 30 pilotów liniowych doświadcza w swojej karierze tego rodzaju sytuacji. - Najważniejsze to sprawić, aby maszyna zaczęła szybować, zwłaszcza gdy dojdzie do uszkodzenia instalacji elektrycznej albo napędu. Wtedy szybkość opadania jest najmniejsza. A szybować potrafią nawet największe jumbo jety - wyjaśnia pilot Gerd Reiter.
Decydując się posadzić samolot w miejscu do tego nieprzystosowanym, piloci obciążają go do granic możliwości konstrukcyjnych. - Teren jest bardzo nierówny? Wtedy lepiej wcale nie wypuszczać podwozia i lądować na brzuchu. W przeciwnym wypadku korony drzew lub skały mogłyby przytrzymać maszynę z jednej strony, obrócić ją i położyć na boku. Byłaby to katastrofa. Aby tego uniknąć, kadłub musi zetknąć się z ziemią jak najbardziej stycznie. Mniej więcej minutę wcześniej kapitan powinien przerwać wszystkie obiegi prądu na pokładzie i wyłączyć całkowicie przepływ paliwa. W taki sposób można zapobiec wybuchowi pożaru na pokładzie - wyjaśnia Reiter.
W ponad dwóch trzecich przypadków śmierć nie następuje w wyniku uderzenia w ziemię, ale na skutek pojawienia się ognia. - Podczas lądowania awaryjnego na morzu kadłub samolotu ustawiamy równolegle do fal - skierowanie się dziobem do ich grzbietów przypominałoby lot na betonową ścianę - wyjaśnia Reiter. - Przed rozpoczęciem manewru musi zostać zamknięty każdy zawór, każdy z otworów czujników. Dzięki temu kadłub przez wiele godzin będzie mógł unosić się na wodzie.
Na milion lotów przypadają tylko dwa mniejsze lub większe wypadki na całym świecie. Tylko w co siódmym z nich są ofiary śmiertelne. W 2016 roku katastrofy, w których maszyna została zniszczona, zdarzały się co 2,56 miliona lotów. Zginęło w nich 268 osób - ale 3,8 miliarda pasażerów dotarło bezpiecznie do celu. Także podczas opisanego wcześniej crash-testu w Meksyku rozerwany został przedni fragment samolotu, jednak większa część konstrukcji wyszła ze zderzenia cało. Siły powstające w trakcie kolizji, w zależności od zajmowanego miejsca, były sześć do dwunastu razy większe od przyspieszenia grawitacyjnego - nie są to wartości zabójcze.
Georg Wolff przez wiele lat był pilotem i pomyślnie wykonywał lądowania awaryjne. Według niego biurokratyczne procedury po takim manewrze były o wiele gorsze niż stres w jego trakcie: - Wtedy od razu szuka się winnego. Pilot bardzo szybko może zostać oskarżony o stworzenie zagrożenia w przestrzeni powietrznej. Potem trzeba udowodnić, że kryła się za tym usterka techniczna, w przeciwnym razie konsekwencją może być utrata licencji. Jeśli więc zdarzy ci się kiedyś usłyszeć słowa kapitana samolotu o lądowaniu awaryjnym, nie wpadaj w panikę! Spokojnie wykonuj polecenia załogi, nawet te, które wydają ci się dziwne, np. "Ściągnąć buty!"(ostre obcasy mogą uszkodzić nadmuchiwane zjeżdżalnie). Statystyki przekonują, że cała przygoda zakończy się na strachu...
WYBIERZ ODPOWIEDNI FOTEL - Zarezerwuj miejsce przy przejściu, maksymalnie sześć rzędów od wyjścia awaryjnego - i zapamiętaj drogę do niego, tak aby móc tam trafić nawet na ślepo.
KORZYSTAJ Z PASA - Mocno go dociągnij.
PRZYJMIJ BEZPIECZNĄ POZYCJĘ - Przed zetknięciem z ziemią złącz nogi, głowę połóż na kolanach, ręce umieść na karku, jedna na drugiej, łokcie na oparciu fotela, stopy ustaw za linią kolan.
PRZYGOTUJ FILTR SUBSTANCJI TRUJĄCYCH. Zmocz kawałek materiału i wykorzystaj go jako maseczkę chroniącą przed dymem.
NIE PROSTUJ SIĘ. Trujące gazy unoszą się do góry, dlatego po wylądowaniu rusz w stronę wyjścia awaryjnego na kolanach albo w pozycji pochylonej.
Zobacz, co jeszcze można przeczytać w nowym numerze Świata Wiedzy