Miłość od pierwszego wejrzenia
- Czasami mam wrażenie, że Lexus rozumie, co do niego mówię - przyznaje Wiesław Krasowski, jeden z najbardziej rozpoznawalnych zawodników frisbee w Polsce.
Tomek Jakubowski: Co zadecydowało, że wybrał Pan tę konkretną rasę - owczarka australijskiego?
Wiesław Krasowski: - W zasadzie przypadek. Po utracie mojej suni Isy, rasy owczarek szkocki collie, postanowiłem, że więcej nie będę miał psa. Jej stratę bardzo przeżyłem i wydawało mi się, że nie pokocham już tak żadnego czworonoga. Wytrzymałem trzy miesiące. Okazało się, że nie jestem w stanie normalnie funkcjonować bez psa przy nodze. Rozważałem różne rasy, nie wiedząc nic o istnieniu takiej jak owczarek australijski. Starsze katalogi psów nie zawierają żadnych informacji o tej rasie, a z takich korzystałem. Wiem, że niektórzy psiarze mogą się oburzyć, ale prawda jest taka, że dwa lata temu wybrałem się na wystawę do Zabrza i tam nagle zobaczyłem owczarka australijskiego. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Rano nie wiedziałem, że istnieje taka rasa, a wieczorem byłem już praktycznie właścicielem jej przedstawiciela.
W jaki sposób zainteresował się Pan psim sportem?
- Już w dniu zakupu szczeniaka ze wstępnych informacji zebranych na wystawie i przeczytaniu paru stron w Internecie wiedziałem, że kupuję pracoholika. Nie powiem, miałem obawy czy dam radę, czy będę w stanie wypełnić mu czas, no i "dotrzymać kroku" psu, który wykazuje tak ogromną chęć do pracy. Wtedy właśnie przeczytałem, że "aussie" chętnie uprawiają sporty, miedzy innymi frisbee.
Jak wygląda Wasze wspólne trenowanie?
- Niestety w Gliwicach i okolicy nie ma zorganizowanej grupy czy klubu, w którym mógłbym ćwiczyć i wymieniać doświadczenia, usłyszeć uwagi czy też rady dotyczące tego, co robię. Tak więc ćwiczę jedynie w duecie z moim czworonożnym przyjacielem. Trzy razy dziennie wychodzę z nim na spacer, jak każdy właściciel psa, z tą różnicą, że my przeważnie podczas spaceru bawimy się, doskonaląc jakiś element, niekoniecznie związany z frisbee.
Czy treningi wpłynęły na jakość Waszych relacji na co dzień?
- Znowu słowo "trening". Tak, to bardzo wygodne słowo, ale nie odzwierciedla tego jak i co my naprawdę robimy. Na początku, kiedy był szczeniakiem, faktycznie odbywał się trening - siad, waruj, noga, stój itd. To niezbędne elementy posłuszeństwa, których nie da się wyeliminować z procesu podstawowego kształcenia psa, ale po jakimś czasie stają się nudne. Zaobserwowałem, że Lexus wykonywał te komendy, ale nie było radości, fascynacji w jego oczach. Zawsze pragnąłem mieć psa zapatrzonego w swojego pana, który z niecierpliwością wyczekiwałby na kolejne zadanie, które mógłby z przyjemnością dla niego wykonać. Zabawa z frisbee czy też po części ćwiczenia agility spowodowały, że Lexus ma świra na punkcie wykonywania różnego rodzaju poleceń. Porozumienie między nami jest takie, że dzisiaj tworzymy duet, którego niejeden psiarz może pozazdrościć. Czasami mam wrażenie, że Lexus rozumie co do niego mówię. Wiem, teoria mówi, że psy nie rozumieją ludzkiej mowy. Teoria teorią, a ja wiem swoje...
Obejrzyj film z występu duetu Wiesław Krasowski-Lexus:
Jak Pan wspomina pierwszy start w zawodach?
- To było przeżycie, którego nigdy nie zapomnę. Wnukom będę opowiadał, oglądając filmy z pokazów. Po pierwsze, kiedy pojawiłem się we Wrocławiu, wzbudziłem ogólne zainteresowanie uczestników zawodów.
Cóż, nie dziwiłem się temu. Różnica wieku miedzy mną a większością zawodników osiągała 20-30 lat. Niektórzy z niedowierzaniem patrzyli na mnie jako na zawodnika, a byli i tacy, którzy pytali, czy umiem rzucać frisbee. Po drugie, na liście startowej w grupie Starters byłem dziewiąty. Kiedy nagle zajechał samochód telewizji TVP1 okazało się, że mam występować jako pierwszy... Nie wiem, co się stało, czy zawodnicy nie dotarli, czy też zdezerterowali, ale musiałem rozpocząć zawody. Przyzna Pan, że było to wyzwanie. Debiutant, staruszek w oczach pozostałych zawodników, rozpoczyna zawody i wykonuje swój pierwszy freestyle publicznie, pod bacznym okiem kamer telewizyjnych. Nie powiem, adrenalina osiągnęła poziom krytyczny w moim organizmie. No i w końcu po trzecie, wygrałem zawody w kategorii Starters, oraz zdobyłem wyróżnienie za najlepszy freestyle w tej kategorii. Jak na pierwszy raz to chyba nieźle.
Jak Pan sobie radzi ze stresem przed występem?
- Staram się uspokoić spacerując z Lexusem. Nawet na internetowym forum owczarków australijskich była propozycja wyróżnienia mnie za ilość kilometrów zrobionych z Lexusem podczas dwudniowych zawodów w Warszawie. Często w rozmowach z przyjaciółmi mówię, że Lexus jest moim "odstresowywaczem" na dzisiejsze czasy. Naprawdę polecam wszystkim takie lekarstwo na stres.
Gdyby Pan miał wymienić swój jeden główny atut jako zawodnika, co by to było?
- Chyba konsekwencja. Powolne, ale konsekwentne działanie w efekcie daje niezłe wyniki.
A co według Pana w największym stopniu charakteryzuje dobrego zawodnika?
- Przede wszystkim musi traktować zawody jak dobrą zabawę. Wtedy rzuty i triki będą wychodzić, a pies będzie wniebowzięty czując, że jego pan się świetnie bawi. Ale najważniejsze jest, by zawodnik stawiał zawsze dobro swojego czworonożnego przyjaciela na pierwszym miejscu. W zeszłym roku we Wrocławiu było bardzo gorąco i psy same odmawiały posłuszeństwa, a w kilku przypadkach zawodnicy podejmowali decyzje, by przerwać swoje występy, nie patrząc na to, że przegrają, a dostrzegając jak dużym wysiłkiem dla psa jest pogoń za frisbee w tych warunkach. Pamiętam Karolinę i jej Negrę, zdobywczynie I miejsca w kategorii Open w finałach DCDC w 2007 roku. To był wspaniały i bardzo wzruszający widok, kiedy przerwała prezentację, usiadła na trawie, rozłożyła ramiona i przywołała zziajaną Negrę, a następnie czule ją przytuliła. Łza się w oku kręciła. To są właśnie atrybuty dobrego zawodnika.
Proszę się pochwalić największymi dotychczasowymi osiągnięciami.
- Niewątpliwie zaliczyłbym do nich zajęcie pierwszego miejsca w półfinałach, a później trzeciego miejsca w finałach DCDC w kategorii Open we wrześniu zeszłego roku w Warszawie. Znalezienie się w grupie najlepszych w Polsce było już wielkim osiągnięciem, a zajęcie trzeciego miejsca w finałach to już był szczyt moich marzeń. Ba, w zasadzie to chyba nawet o tym nie myślałem, kiedy jechałem do Warszawy.
Jakie ma Pan plany sportowe na najbliższy sezon?
- Wziąć udział w kolejnej edycji DCDC i dobrze się bawić.
Dziękuję za rozmowę