Psy wojny i gołąbek (nie)pokoju

Człowiek od tysiącleci wykorzystuje zwierzęta na polu walki. Kiedyś zwierzęta układali treserzy. Dziś odbywa się to w ramach militarnych programów naukowych.

Maj 2004 r., Izrael. Armia izraelska wyprawiła pogrzeb z honorami wojskowymi psu, który zginął na granicy z Libanem. Toska, 3-letnia suczka, poległa w bitwie z siłami ugrupowania Hezbollah, była owczarkiem belgijskim i żołnierzem. Jako saper wykrywała miny i bomby. Stanowiła efekt programu "Szczeniaki dla pokoju", w którym naukowcy ukierunkowują zachowania psów zgodnie z potrzebami izraelskiej armii. Razem z Toską zginął jej opiekun.

W ramach specjalistycznych programów szkoli się też zwierzęta w armii brytyjskiej. Stworzony przez angielskich armijnych uczonych Buster, liczący 6 lat

Reklama

pies-saper,

został w grudniu 2003 r. odznaczony orderem za wyniki służby w Iraku. Otrzymał medal imienia Marii Dickin. Dickin była filantropką i obrończynią praw zwierząt. Ustanowiła tę nagrodę w 1943 r., by uhonorować zwierzęta, które "godnie służyły w brytyjskich siłach zbrojnych w czasie II wojny światowej". Przed Busterem medal przyznano 59 zwierzakom-żołnierzom: 23 psom, 32 gołębiom pocztowym z czasów II wojny światowej, 3 koniom oraz kotu okrętowemu.

W marcu 2004 r. Brytyjczycy uhonorowali szczególnego "zwieżołnierza". Walczący w szeregach RAF-u (brytyjskiego lotnictwa wojskowego) gołąb o imieniu Gustaw został pośmiertnie uznany bohaterem wojennym i odznaczony Krzyżem Wiktorii. Gustaw w 1944 r. dostarczał informacji o przebiegu desantu wojsk alianckich w Normandii. Zginął tragicznie po zakończeniu wojny. Zabił go jego hodowca, po tym, jak ptak na niego narobił.

Rosyjska armia, a przed nią radziecka, także pracuje nad stworzeniem idealnego żołnierza-zwierzaka. Czasem czyni też gest, by uhonorować

zwierzęce ofiary ludzkich wojen.

W Nowosybirsku odsłonięto w sierpniu 2001 r. pomnik psa-sapera, owczarka niemieckiego, który zginął w Czeczenii. Oprócz psów Rosjanie wykorzystują też delfiny. Już w dawnym ZSRR, w bazie marynarki w Sewastopolu, pracowano nad programem bojowego przygotowania delfinów.

Dziś delfiny są specjalnością amerykańskich sił zbrojnych. W marcu 2003 r. oddział delfinów butlonosych z USA wkroczył do akcji w wojnie z Irakiem. Delfiny pomagały płetwonurkom oczyszczać z min port Umm Kasr. Już w poprzednim konflikcie - Wojnie w Zatoce - w roku 1991 delfiny ochraniały amerykańskie statki przed irackimi nurkami.

Zobacz trening psów wojskowych:

Armia USA już pół wieku temu postanowiła wykorzystać

delfiny na placu boju.

Badania nad tymi wodnymi ssakami od końca lat 50. XX-go wieku prowadził zespół naukowy prof. Johna Lilly, amerykańskiego neurofizjologa. Na początku lat 60. program ten zaczął być współfinansowany przez Pentagon. Prof. Lilly wycofał się wówczas z projektu, który zamienił się z badań nad zachowaniami delfinów w wojskowe szkolenie tych zwierząt.

Te wodne ssaki tresowano w specjalnej jednostce w San Diego. Nauczano je tam podkładania min i atakowania płetwonurków wroga. Amerykanie opracowali nawet zdalnie sterowane działka, które mocowano na grzbietach tych zwierząt. Delfiny po raz pierwszy wzięły udział w działaniach wojennych w latach 70. w Wietnamie. Z kolei

CIA agenturalnie wykorzystała koty.

W latach 60. CIA pracowała nad przekształceniem kotów w ruchome urządzenia podsłuchowe. Amerykanie założyli, że koty, nie wzbudzając podejrzeń Rosjan, będą wciskać się do każdego pomieszczenia Kremla i uzyskiwać dane wywiadowcze. Eksperyment trwał 5 lat, nazwano go "Projekt Akustyczny Kociak".

Kotu wszczepiano pod skórę mikrofon, urządzenie przekaźnikowe i wiele metrów drutu. Ogon zamieniano w antenę, a w mózgu zwierzęcia umieszczano elektrodę, by sterować jego zachowaniami.

Projekt był kosztowny - elektronika w jednym kocie miała wartość kilku mln dolarów - i zakończył się spektakularną klapą. W warunkach bojowych testowy kot okazał się słabo sterowalny. Po krótkim czasie szpiegowskiego działania, po prostu poszedł sobie. Włóczył się po Moskwie, aż zginął pod kołami radzieckiej taksówki.

Psy, delfiny, konie, wielbłądy, słonie, gołębie, koty - wkrótce pewnie

pobór nie ominie żadnego gatunku.

Lista staje się coraz dłuższa. W norweskiej armii w randze sierżanta służy... pingwin. W sierpniu 2001 r. Nils Olav otrzymał podoficerskie szlify, a do łapy (płetwy?) przywiązano mu honorowy medal ze wstęgą. Wszystko to z pełnymi honorami wojskowymi Norweskiej Straży Królewskiej i za aprobatą króla Norwegii Haralda.

Polska armia nie szkoli delfinów, pingwinów i kotów. Stawia wyłącznie na krewnych najbystrzejszego z "Czterech pancernych" - psa Szarika.

Tadeusz Oszubski

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: koty | medal | armia | PSY (Park Jae-Sang) | zwierzęta | Delfiny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy