Brutalny pradziad futbolu - Calcio Fiorentino

Na trybunach komplet. Kibice wrzeszczą wniebogłosy, gdy Niebiescy przypuszczają szturm na Czerwonych. Następuje seria ciosów: mocny lewy sierpowy w nos, następnie prawy podbródkowy i poprawka "z dyńki". Sędzia nie przerywa gry, bowiem wszystko toczy się zgodnie z zasadami. Zasadami brutalnych igrzysk gladiatorów XXI-wieku - Calcio Fiorentino.

Prymitywny pradziad dzisiejszego futbolu - tak czasem mówi się o tym nietypowym i krwawym sporcie. Calcio Fiorentino to dyscyplina, która narodziła się w XVI-wiecznej Florencji i w nieco zmodyfikowanej formie przetrwała do dziś. "Za mała na wojnę, zbyt okrutna na grę" - skomentował kiedyś jeden z pojedynków król Francji, Henryk III.

Pierwsze mecze Calcio Fiorentino rozgrywano, aby dostarczyć rozrywki bogatej arystokracji. Ponoć miłośnikami tego sportu byli również papieże: Klemens VIII, Urban VII i Leon XI, którzy sprowadzili te rozgrywki do Watykanu.

Pod koniec XVI wieku, a dokładniej w 1580 roku postanowiono spisać zasady Calcio. Dokonał tego po raz pierwszy Giovanni de' Bardi, hrabia z Florencji. Dzięki niemu możemy dowiedzieć się, że mecze rozgrywano na piaszczystych boiskach wyposażonych w wąskie bramki na przeciwległych końcach, a drużyny liczyły po 27 graczy.

Celem gry było zdobycie gola, czyli umieszczenie piłki w bramce przeciwnika. Do kontrolowania piłki wolno było używać zarówno rąk, jak i nóg. Porządku na placu gry strzegł sędzia głowny, sześciu liniowych i mistrz ceremonii. Mecz trwał 50 minut, a wygrywała drużyna, która zdobyła więcej goli.

Calcio Fiorentino w takiej formie przetrwało do wczesnych lat XVII wieku. Potem na długie lata popadło w zapomnienie. Kolejny mecz rozegrano dopiero w 1930 roku, ale już na zupełnie innych zasadach...

Zalegalizowana ustawka z marginalnym udziałem piłki - tak można określić zasady Calcio Storico (Historyczny futbol), które obowiązują obecnie. Spotkania rozgrywane są raz do roku, 24 czerwca w dzień św. Jana i biorą w nich udział cztery drużyny:

- Santa Croce (Niebiescy)
- Santa Maria Novella (Czerwoni)
- Santo Spirito (Biali)
- San Giovanni (Zieloni)

Reklama

Każda z drużyn reprezentuje inną dzielnicę Florencji, a dla zawodników to niezwykle prestiżowa potyczka. Ciężko trenują cały rok, aby w najważniejszym momencie z pola bitwy schodzić z ręką podniesioną do góry.

Pole bitwy - to słowo pasuje lepiej do obecnego kształtu Calcio, gdyż na boisku trup ściele się gęsto. Choć gra się na punkty, czyli zdobyte bramki, to piłka mało kogo obchodzi - oglądając mecz, odnosimy wrażenie że celem gry jest wyeliminowanie jak największej ilości przeciwników. Tym bardziej, że w tej dyscyplinie nie ma rezerwowych, więc niedysponowany zawodnik nie jest przez nikogo zastępowany.

Metod eliminacji rywala jest wiele. Można zatem uderzać pięścią, łokciem, "z dyńki", dusić, szarpać, albo powalać oponenta. Sędzia przerywa grę dopiero, gdy któryś z graczy zastosuje zagranie niedozwolone - cios poniżej pasa albo kopnięcie w głowę. Z drobnymi wyjątkami - prawie wszystkie ciosy są dozwolone. Tych kilka prostych zasad wprowadzono, by choć w małym stopniu panować nad ogólnym chaosem.

"Najważniejszą częścią Calcio Storico jest strach. Ci, którzy twierdzą, że go nie czują, po prostu kłamią" - mówi Alessio Giorgerini, zawodnik Niebieskich.

 "Strach to motor, który nas napędza. Gdy wchodzisz na arenę, a klatka się zamyka, ogarnia cię tak bardzo, że w pewnym momencie zaczynasz odczuwać przyjemność. Wszystkie zbędne zmysły są stłumione, wszystkie potrzebne - zintensyfikowane. A cel jest jeden - przeżyć 50 minut starcia na arenie z 27 facetami pragnącymi jedynie mojej śmierci" - dodaje Alessio.

"W tym roku po raz pierwszy pozwoliłem mojemu bratu uczestniczyć w turnieju. Wiem jak wejść na arenę, ale nikt z nas nie wie, jak ją opuści. Ryzykuję, ale chcę wygrać mecz, z moim bratem walczącym u mego boku" - mówił przed tegorocznym Calcio Fiorentino 40-letni Leonardo Schiavonni. Ryzykowali nie tylko zdrowiem, ale i pracą. Gdyby obaj doznali kontuzji, musieliby zawiesić swój biznes i straciliby cały dochód.

"Moja matka nigdy nie przychodziła na plac przed Bazyliką. Moja żona też, ani córka, ani ojciec... Gdybym wiedział, co przeżywa mama stojąca na trybunach, patrząca jak jej syn doznaje ran podczas walki i sam je zadaje, zabiłoby mnie to" - przyznaje z kolei Simone Mafara, zawodnik Niebieskich.

Gra, choć niezwykle brutalna i wymagająca, wciąż zyskuje na popularności, a chęć uczestnictwa w Calcio Storico zgłaszają coraz to nowi zawodnicy. Każdy z nich chce się sprawdzić, przełamać swój strach, zwycięsko wyjść z pojedynku i chodzić po mieście z podniesioną głową. Poza tym to jedyna okazja na świecie na to, żeby bez przenoszenia w czasie choć przez chwilę poczuć się jak prawdziwy rzymski gladiator. 




INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sztuki walki | gladiatorzy | futbol
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy