Kult Dnia Sądu: Okrutna rosyjska sekta

Grozili, że się wysadzą. Wśród zgromadzonych w jaskini 35 osób były głównie kobiety, jedna z nich trzymała na rękach 18 miesięczne dziecko. Czekali na koniec świata, gdyż tak nakazał im ich guru.

Ta dramatyczna sytuacja rozpoczęła się nieopodal wsi Nikolsoje położonej nad Wołgą w listopadzie 2007. Nawet bezlitosne rosyjskie mrozy nie zdołały "złamać" kultystów Prawdziwego Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego - sekty założonej przez Piotra Kuzniecowa.

Mężczyzna pochodzenia białoruskiego był schizofrenikiem. Odszedł on od Kościoła Prawosławnego by założyć własny. Jego ruch zaczęto nazywać kultem Dnia Sądu. Kuzniecow na punkcie apokalipsy miał prawdziwą obsesję. Nie tylko rozkazał on członkom swojej sekty wyczekiwać końca świata w mroźnej jaskini. Z informacji zgromadzonych przez dziennikarzy brytyjskiego The Guardian wynika, że sypiał on w... trumnie.

Niebezpieczny lider rzecz jasna nie dołączył do kultystów oczekujących na przepowiedziany przez niego ma maj 2008 roku koniec świata, gdyż "musiał jeszcze spotkać się z innymi, którzy do nich dołączą". Najwierniejszych wyznawców poinstruował, że powinni zaopatrzyć się w kanistry z benzyną, aby w razie interwencji władz móc wysadzić się w powietrze. Na "pocieszenie" udzielił im też błogosławieństwa.

Liczba osób, która dołączyła do sekty Kuzniecowa może dziwić, gdyż guru zakazywał im oglądania telewizji i słuchania radia. "Oświeceni" nie mogli nawet posiadać żadnych pieniędzy. Wierzyli za to, że po śmierci dołączą oni do grona sędziów, od których zależeć będzie czy dana dusza pójdzie do nieba, czy do piekła. Warto zaznaczyć, iż podobnie jak Kuzniecow byli oni przekonani o tym, że kody kreskowe są znakiem samego antychrysta.

Sytuacja była napięta przez kilka długich miesięcy. Wyznawcy Prawdziwego Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego odmawiali jakiejkolwiek pomocy. Pertraktacje mające na celu wypuszczenie na wolność kobiet i dzieci nie przynosiły rezultatów.

Rozmowy wznowiono w marcu 2008 r. Do zachęcenia kultystów do wyjścia na powierzchnię władze użyły zatrzymanego wcześniej Piotra Kuzniecowa przechodzącego wówczas leczenie psychiatryczne.

Strategia policji zadziałała tylko częściowo. Członkowie sekty pozwolili, aby siedem kobiet "zaczekało" na apokalipsę w domu samego guru. Reszta, w tym aż czworo dzieci, miała zostać w kryjówce, mimo iż ta groziła zawaleniem.

Tym samym, nie posłuchali oni rozkazów Kuzniecowa, który wyraźnie zażądał od wyznawców, aby wszyscy opuścili jaskinię.

W kolejnych tygodniach jeszcze kilkanaście osób zrezygnowało z oczekiwania na przepowiadany koniec świata. Dwójka z kultystów zmarła w jaskini z powodów niesprzyjających warunków. Nie odprawiono im nawet pogrzebu, gdyż okupujący grotę nie chcieli nawet wynieść ich na zewnątrz.

W maju temperatury zaczynały być coraz wyższe. Smród rozkładających się ciał zaczął być nie do wytrzymania. Z kryjówki na światło dzienne wyszło ostatnie dziewięć osób. Groziło im faktyczne zatrucie wydzielanymi przez zwłoki oparami.

Sam Kuzniecow chyba nie spodziewał się, że zwerbowane przez niego osoby okażą się aż tak zdeterminowane. Już w kwietniu, zanim obława nieopodal Nikolsoje dobiegła końca, próbował on popełnić samobójstwo po tym jak jego przepowiednia dotycząca apokalipsy okazała się nietrafiona.

Według niepotwierdzonych informacji, mimo specjalistycznego leczenia Kuzniecow nie jest jeszcze w stanie stanąć przed sądem. "Założenie ugrupowania ograniczającego prawa człowieka" jest jednym z lżejszych przestępstw, o które go oskarżono.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rosja
Reklama