Les Sapeurs - najwięksi szpanerzy XXI wieku

Zamiast kupić dom, wolą sprawić sobie drogi garnitur, aby zadawać nim szyku i wzbudzać zazdrość innych. Dla nich świętością jest metka drogiego projektanta mody, a ze sposobu ubierania się uczynili prawdziwą sztukę. Poznajcie "Les Sapeurs" - afrykańskich dandysów i największych szpanerów XXI wieku.

Gdyby spytać kogoś o światowe stolice mody, większość wymieniłaby zapewne Paryż, Londyn, Nowy Jork i być może Mediolan. Niewielu jednak wie, że swoją stolicę mody ma także Afryka. A właściwie to nie jedną, lecz dwie. To sąsiadujące ze sobą Kinszasa i Brazzaville.

Oddzielone jedynie rzeką stołeczne miasta Konga i Demokratycznej Republiki Kongo pełne są szykownych elegantów paradujących ulicami obu tych miast. To tak zwani "Les Sapeurs", czyli członkowie Stowarzyszenia Osób Eleganckich i Wprowadzających Dobry Nastrój. Ta pokojowo nastawiona organizacja określana jest czasem mianem współczesnych dandysów. Eleganckich i ekstrawaganckich buntowników, swój sprzeciw wyrażających stylem bycia i nietuzinkowym ubiorem.

Początki ruchu "La Sape" sięgają wczesnych lat kolonializmu. Wówczas to Francuzi postanowili ucywilizować dzikich i nagich mieszkańców Afryki, dostarczając im używaną odzież z Europy. Europejską odzież otrzymywali także niewolnicy, którzy służyli bogatym francuskim arystokratom, zamieszkałym w Kongo. W złym tonie było bowiem "posiadanie" niechlujnie ubranego służącego.

W miarę upływu lat, do Konga trafiało coraz więcej ubrań z Francji, nie tylko tych całkiem zwyczajnych. Także przeznaczonych dla ludzi z wyższych sfer. I to właśnie tego typu odzież szczególnie przypadła do gustu rdzennym mieszkańcom Konga. Nie wiedzieć czemu, upodobali oni sobie zabawę modą i zaczęli swoje własne eksperymenty. Początkowo naśladowali szykownych i bogatych przybyszów z Europy - Francuzów, Belgów. W końcu jednak wypracowali własny styl. Styl, który dziś ciężko podrobić, bo ewoluował przez lata i wciąż ewoluuje. Zasady są proste: Bądź elegancki, szarmancki, kulturalny i lekką nonszalancją wyróżniaj się spośród szarych mas.

"W świecie białych - zarówno fizycznie, jak i symbolicznie przez nich zajmowanych - czarnoskóry - nie może uciec od bycia widzialnym. Jest wręcz hiperwidoczny. Jedyny sposób, w który może kontrolować to, w jaki sposób jest postrzegany, to uczynić się widocznym inaczej - z innego powodu niż kolor swojej skóry. Może posłużyć się kamuflażem, ukryć się pod odzieżowym sztafażem kultury białych albo jeszcze bardziej podkreślić swoją afrykańskość - tak, że stanie się dziwna właśnie z powodu swojej nadmiarowości" - tłumaczy na łamach serwisu Mała Współczesna Kultura kulturoznawca, Karolina Sulej. 

Reklama

"To biały człowiek wynalazł ubranie. Ale to my uczyniliśmy je sztuką" - mówią dziś "Les Sapeurs". Bo nie chodzi o to, by mieć wyszukaną odzież, lecz o to, by wiedzieć jak ją nosić.

Modowy szał nieraz odciskał się piętnem na zdrowiu "Czarnych dandysów". Bywało bowiem, że całe swe pensje wydawali oni na coraz to nowe części garderoby, zupełnie zapominając o rzeczach tak przyziemnych, jak jedzenie. To szyk i elegancja stały na pierwszym miejscu. "Można to nazwać fetyszem mody. Ci ludzie po prostu ją czcili, jak jakieś potężne bóstwo" - opowiada Didier Gondola, autor książki "Historia Kongo".

Bycie "Sape" to nieustanna walka i rywalizacja. Rzecz jasna nie fizyczna, gdyż kongijscy modnisie są zadeklarowanymi pacyfistami (jedna z ich dewiz to "Porzuć broń, pracuj i bądź elegancki"). Ich pojedynki to paradowanie po ulicach w jak najbardziej eleganckich i wyszukanych strojach.

Armani kontra Versace. Prada kontra Gucci, Cavalli wersus Dior. Tak wyglądają obecne starcia afrykańskich dandysów XXI wieku. Im lepsza marka, tym lepsza. Im ciekawsze połączenie, tym większą zazdrość wzbudza u pozostałych. Jednak biada temu, kto w tym specyficznym wyścigu, sięgnie po niedozwolone środki dopingujące, czyli podróbki.

"Nosząc imitacje, można stracić swoją reputację na długie lata albo nawet na zawsze. Żaden z nich nigdy tego nie zrobi" - opowiada Gondola.

Obecnie "Les Sapeurs" można spotkać nie tylko na ulicach Kinszasy czy Brazzaville. Kongijska diaspora pracuje w różnych zakamarkach świata, pozostając wciąż wierna swoim zwyczajom. Dixy Ndalla ma 30 lat, ale od 13 lat mieszka i pracuje w Londynie. To dla niego wymarzone miejsce, w którym może ubierać się jak prawdziwy brytyjski arystokrata. Miesięcznie na same ubrania jest w stanie wydać nawet 1000 funtów!

"Jestem pasjonatem mody. Uwielbiam kolorowe garnitury, latem noszę piękne jeansy, koszule i blezery, natomiast zimą moim wyborem jest tweed" - opowiada. Latem lubi wracać w rodzinne strony. Wtedy udaje się do lokalnego baru, gdzie spotykają się inni dandysi i chwalą najnowszymi zdobyczami.

To jak prawdziwe targowisko próżności. Każdy "Sape" po kolei wychodzi na środek i głośno opowiada o swoim ubraniu. Po kolei wymienia, z czego uszyte są spodnie, kto zaprojektował koszulę, a jaki designer odpowiada za marynarkę. Każda z kreacji jest komentowana przez zgromadzoną publikę, która ocenia kto ubrał się dobrze, a kto jeszcze musi popracować nad swoim ubiorem.

Choć każdy Sapeur ma swój własny styl, niektóre elementy ubioru są szczególnie popularne. Trzyczęściowe pastelowe garnitury to prawdziwy znak rozpoznawczy tych elegantów. Oczywiście obowiązkowa jest mucha, bądź krawat. Pożądanym rekwizytem jest także cygaro lub fajka. Niekoniecznie muszą być zapalone. Gdyby jednak któryś z dandysów chciał się zaciągnąć, każdorazowo musi poprosić o pozwolenie na palenie. Nawet w miejscach do tego wyznaczonych. Tak każde bowiem etykieta.

"Czarny dandyzm" nie zawsze był niewinną zabawą i manifestacją pokojowego nastawienia do świata. W latach 70. "Sapeurs" byli prześladowani przez przedstawicieli postkolonialnego rządu, który próbował narzucić obywatelom obowiązek przywdziewania rdzennie afrykańskich strojów. Eleganccy Kongijczycy rzecz jasna nie chcieli porzucić swojego dotychczasowego stylu życia, przez co groziły im różnego rodzaju represje. Wyzwiska, szarpaniny, a nawet pobicia. Trwało to kilkanaście lat, lecz "Sapeurs" nie ugięli się i przetrwali najcięższe chwile.

Inna, przysłonięta przez prestiżowe metki i kolorowe tkaniny ciemna strona zabawy w dandysów ma wymiar nieco bardziej przyziemny. Chodzi oczywiście o finanse. W Demokratycznej Rebublice Kongo, kraju o najniższym PKB na świecie (niecałe 400 dolarów rocznie!), wydawanie ogromnych pieniędzy na ciuchy od najlepszych krawców świata jest po prostu nieetyczne.  Jednak "Sapeurs" myślą inaczej. Zamiast kupić dom, wolą sprowadzić z Włoch dobry garnitur. W końcu mogą go potem zapisać w spadku swoim dzieciom. 

"To wszystko jest silniejsze od zwykłych ludzkich potrzeb" - tłumaczy jednak oddanych dandysów Didier Gondola. Bycie "La Sape" ma wiele wymiarów - duchowy, polityczny, społeczny i estetyczny. Łączy w sobie wiele rzeczy. Ten ruch to prawie jak współczesna nauka, a jej wykładowcy są prawdziwymi artystami".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy