Najbiedniejszy prezydent świata

Jose Mujica ma 78 lat, mieszka na farmie, jeździ starym "Garbusem", a to, co zarobi, prawie w całości oddaje potrzebującym. Staruszek o wielkim sercu? Nie, prezydent Urugwaju!

"Najbiedniejszy prezydent świata" - tak internauci i media ochrzcili Jose Mujicę, sprawującego najwyższy urząd w Urugwaju. Stanowisko to objął w 2010 r., wygrywając wybory. Serca rodaków podbił swoją historią, skromnością i stylem życia - to po prostu "swój chłop".

Jose Mujica urodził się w 1935 r., w stolicy Urugwaju, Montevideo. Już od najmłodszych lat ten syn potomka hiszpańskich Basków i włoskiej imigrantki miał pod górkę - jego ojciec zmarł, kiedy chłopak miał 5 lat. Wraz z matką próbował zarobić na życie pracując w winnicy należącej do rodziny matki. Już jako nastolatek, mimo że nie skończył nawet szkoły średniej, posmakował polityki, angażując się w działalność tak zwanej Białej Partii (działającej do dziś Partii Narodowej). Ten romans z polityką nie skończył się na młodzieńczej fascynacji.

Reklama

Na początku lat 60. Jose Mujica dołączył do Tupamaros, lewicowej partyzantki, której członkom marzyła się rewolucja podobna do tej, jaka miała miejsce na Kubie. Mujica był jej aktywnym działaczem, co doprowadziło do tego, że dwukrotnie został skazany na karę pozbawienia wolności.

Pierwszą odsiadkę zakończył w 1971 r. ucieczką, wraz z kilkoma innymi więźniami politycznymi, z zakładu Punta Carretas. Niestety, nie cieszył się wolnością zbyt długo. Niecały rok później znów został zatrzymany - policji udało się go ująć dopiero po postrzeleniu, i to aż sześć razy!

W 1973 r. w Urugwaju doszło do przewrotu wojskowego. Jose Mujica, uznany za jednego z wrogów nowej władzy, został wówczas przeniesiony do specjalnego zakładu karnego. W warunkach, którym daleko było nawet do "bardzo skromnych", spędził łącznie 14 lat. Wolność przywróciły mu dopiero nowe, demokratyczne władze Urugwaju w 1985 r. - amnestia objęła Mujicę i inne osoby z jego środowiska.

Jose szybko wrócił do polityki. Wraz z kolegami z Tupamaros wstąpił do szeregów Movimiento de Participación Popular, partii wchodzącej w skład lewicowej koalicji Szeroki Front. W powszechnych wyborach w 1994 r. wybrano go na deputowanego Izby Reprezentantów. Pięć lat później zasiadał już w senacie, a w 2005 r. został wyznaczony przez ówczesnego prezydenta na stanowisko ministra ds. rolnictwa, hodowli zwierząt i rybołówstwa.

Cztery lata później został kandydatem Szerokiego Frontu na urząd prezydenta, pokonując koalicyjnych rywali w prawyborach. Następnie, w tych faktycznych wyborach wygrał ze swoim przeciwnikiem Luisem Alberto Lacalle w drugiej turze, mając prawie dziesięciopunktową przewagę.

1 marca 2010 r. został zaprzysiężony na prezydenta kraju liczącego niecałe 3,5 miliona mieszkańców. Jedną z pierwszych decyzji Mujicy jako nowo wybranej głowy państwa było odrzucenie możliwości przeprowadzki do pięknego pałacu prezydenckiego. Jose chciał zostać na swojej farmie położonej niedaleko Montevideo.

W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że zbudowanego na jego działce domu nie można nazwać luksusową rezydencją. Mieszka w nim z żoną, także byłą działaczką Tupamaros oraz deputowaną, oraz trójnogim pieskiem wabiącym się Manuela.

Mujica nadal prowadzi gospodarstwo. Wszystkie prace wykonuje w nim sam - łącznie z naprawą traktora i innych urządzeń rolniczych. W jego posesji nie ma służących i innych osób zatrudnionych do pomocy. Jedynie rząd wymaga ochrony dla najważniejszej osoby w państwie, dlatego dojazd do farmy Mujicy cały czas obstawia dwóch policjantów.

Prezydent Urugwaju nie chce, by władza zbytnio wpłynęła na jego życie. Postawił sobie za cel bycie jak najbliżej wyborców. Posuwa się nawet do tego, że samodzielnie rozwozi swoje produkty do lokalnych sklepów Volkswagenem "Garbusem" z 1987 r.

To jeszcze nic - 90 proc. swoich zarobków, wynoszących niecałe 360 tysięcy złotych rocznie, oddaje na cele dobroczynne tłumacząc, że przez całe życie żył w ubóstwie i nie potrzebuje do szczęścia większych kwot pieniędzy.


Przeciwnikom zarzucającym mu brak towarzyskiej ogłady, co często widoczne jest na spotkaniach dyplomatycznych z innymi przywódcami świata, odpowiada, że chce pozostać wierny takim wartościom, w które sam wierzy. Mujica ma nadzieję, że kiedyś za jego przykładem pójdą inni rządzący.

Za rządów Jose Mujicy w Urugwaju zalegalizowano marihuanę oraz małżeństwa osób tej samej płci. To otwarcie się na świat widać także w sferze gospodarczej. Państwo, mimo wciąż zbierającego żniwa kryzysu gospodarczego, próbuje przyciągać do siebie jak największą liczbę inwestorów zagranicznych.

"Mówią, że jestem biednym prezydentem, ale to nieprawda. Biedni są ci, którzy ciągle chcą więcej i więcej. Świadomie wybrałem sposób, w jaki sprawuję urząd. Przez to, że nie mam zbyt wielkiego majątku, mogę żyć tak, jak chcę" - powiedział Mujica w wywiadzie dla BBC.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: prezydent
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy