Ściągali skórę z czaszki, niczym rękawiczkę...

Głowę odciętą od ciała gotuje się w garnku. Gdy już jest wystarczająco miękka, doświadczony czarownik oddziela ciało od kości czaszki. Zupełnie tak, jakby ściągał rękawiczkę. Tak powstaje tsantsa - owiane mgiełką tajemnicy jedno z najbardziej przerażających trofeów wojennych na świecie.

Mówiąc w największym skrócie: tsantsa to skóra z ludzkiej głowy, odpowiednio spreparowana, tak, by skurczyła się do 1/3 swoich pierwotnych rozmiarów. Dla posiadającego ją wojownika stanowiła ona zarazem trofeum wojenne i amulet. Nie wszyscy łowcy głów potrafili jednak przygotować tsantsa. W tym obrzędzie specjalizowali się jedynie zamieszkujący północno-zachodnie obszary lasów amazońskich indianie Jivaro.

Specjalizacja to odpowiednie słowo. Bo pomimo że jest to dość makabryczny proces, wymaga sporego doświadczenia i wprawy. Preparowanie głowy tsantsa dokładnie opisał w książce  "180 000 kilometrów przygody" znany podróżnik, Tony Halik.

"Technika zmniejszania jest dość prosta i łatwiej jest zmniejszyć głowę niż na przykład rękę. Głowę, odciętą od ciała, gotuje się w garnku razem z korzeniami różnych roślin. Kiedy jest już wystarczająco miękka, doświadczony czarownik oddziela ciało od kości czaszki, tak jakby ściągał rękawiczkę. Następnie zaszywa otwory: usta, nozdrza i oczy, włóknem caraguta. W ten sposób powstaje rodzaj torebki, do której przez otwór w szyi wkłada się małe, ostre kamyki.

Teraz rozpoczyna się nieprzerwany taniec trwający całą noc. Zaczyna go chapeicu, który tańcząc, potrząsa energicznie głową ofiary, po czym oddaje ja wojownikowi, który prowadzi taniec dalej. Ten z kolei po pewnym czasie wręcza ją innemu. Przez długie godziny tańczą wszyscy, podając sobie głowę i mocno nią potrząsając. Ruch ten sprawia, że kamyki czyszczą wnętrze głowy z resztek tłuszczu i mięsa.

Nad ranem głowę napełnia się miałkim suchym piaskiem i wkłada do garnka z wyciągiem z quebracho i palo blanco, drzew, których kora zawiera duży procent taniny, używanej do garbowania skór, i tak zaczyna sie proces zmniejszania. Teraz po trochu wybiera się ze środka głowy piasek, co sprawia, że zmniejsza się ona, nie tracąc dawnych proporcji. Pod koniec ceremoni tsanstsa osiąga rozmiar pomarańczy i nabiera ciemnej barwy. Wyjmuje się ja z garnka jeszcze przed świtem, aby poranne słońce nie przypiekło zbyt delikatnej skóry. Po czym doświadczone ręce modelują twarz, nadając jej ostateczny kształt. Mimo tych zabiegów rysy twarzy zachowują znaczne podobieństwo do twarzy ofiary. Tsantsa napełnia się włóknami roślinnymi i liśćmi zawierającymi substancje konserwujące. Gdy wyschnie, można ją uznać za gotową".

Reklama

Choć Tony Halik uznał technikę za prostą, nam wciąż wydaje się ona czarną magią. Co ciekawe, znany podróżnik z jednej ze swoich wypraw przywiózł do Polski kopię główki tsantsa i podarował ją Muzeum Etnograficznemu w Warszawie. Muzeum to jedyne w Polsce miejsce, gdzie znajdują się także inne, oryginalne, XX-wieczne trofea.

- To fakt, mamy w swoich zbiorach osiem takich główek. Trzy z nich to oryginały, pięć to kopie, które wykonywano ze skóry kozy, leniwca bądź małpy. Wykonywane tak, by były podobne, jednak można je odróżnić. Oryginalna tsantsa jest bardziej błyszcząca, poza tym usta zaszyte są grubszymi nićmi - mówi w rozmowie z INTERIA.PL Magdalena Guziejko z Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie.

- Wszystkie nasze eksponaty trafiły do muzeum w XX wieku, w latach 50. i 70. Ale pochodzą z pierwszej połowy ubiegłego stulecia. Już wtedy trwał prawdziwy boom na te pamiątki i popyt znacznie przewyższał podaż. Dlatego w pewnym momencie rynek zalały główki z Panamy, bo ktoś zwietrzył interes. Porywano ciała z kostnic i szpitali, aby z nich przyrządzić tsantsa - opowiada Magdalena Guziejko.

Proceder ten w końcu ukrócono, ale popyt nie malał. Niemal każdy turysta odwiedzający Peru lub Ekwador chciał przywieźć z podróży owianą tajemnicą zasuszoną ludzką głowę. Gdyby miejscowi chcieli nadążyć z produkcją autentycznych trofeów, zapewne sami wyzabijaliby się nawzajem w bardzo krótkim czasie. I to dla nędznych 25 dolarów, jakie płacono za sztukę jeszcze w latach 30. ubiegłego wieku. Na szczęście dla populacji indian Jivaro opracowano metodę preparowania głów zwierzęcych, tak, aby przypominały one ludzkie.

- Te kopie w sklepach są do dziś, nadal się tym handluje. Oryginalne  muszą mieć status zabytku, żeby można było je posiadać we własnej kolekcji. To specyficzne pamiątki i dość makabryczne. Usta są wygięte i zaszyte, niektóre twarze robią naprawdę duże wrażenie - zapewnia Guziejko, która miała okazję widzieć je na własne oczy.

Ktoś, kto chciałby dziś zakupić Tsantsa do swojej kolekcji, z łatwością znajdzie taką na sprzedaż. Gorzej będzie z wywiezieniem jej z Ameryki Południowej. Już od ponad 80 lat obowiązuje bowiem uchwalony wspólnie przez Peru i Ekwador przepis o zakazie wywozu główek z obu tych krajów. Przemytnicy próbujący przewieźć trofea są surowo karani, a trofea konfiskowane.

Mimo to handel - nie do końca podziemny - nadal kwitnie. W internecie dość łatwo natrafimy na ogłoszenie sprzedaży tsantsa. My w niespełna minutę znaleźliśmy człowieka oferującego na sprzedaż rzekomo oryginalną, 300-letnią główkę, zakupioną bezpośrednio od szamana w 1958 roku. Oferta oczywiście skierowana była do kolekcjonerów na terenie Ekwadoru. Przecież takiego towaru wywozić nie wolno...

Jak odróżnić prawdziwą, rytualnie wykonaną główkę, od takiej przygotowanej na handel. Oto kilka wskazówek.

Tsantsa:

- nos zadarty do góry,
- mocno zaciśnięte oczy,
- starannie usunięte włosy z nosa, uszu i twarzy,
- błyszcząca skóra, najczęściej brązowa, bądź czarna; kolor uzyskany poprzez nacieranie węglem drzewnym,
- usta zamknięte i przebite drzazgą z drewna palmy chonta, często zastąpione później bawełnianymi sznurami,
- dziura na czubku głowy - miejsce do zamocowania rzemyka.

Główki przeznaczone na handel:

- nie usunięte włosy z nosa, uszu i twarzy,
- usta przebite współczesnymi narzędziami, zaszyte nicią chirurgiczną albo dratwą, nie zawsze do końca zamknięte,
- powieki wyglądające naturalnie, niezbyt zaciśnięte,
- jasna skóra, bez widocznego połysku,
- wyraźne podobieństwo do żywej osoby, głowa bez widocznych śladów skurczenia.

Niezmiernie istotne jest również to, że zwierzęca podróbka czy też główka przygotowana na handel, bez udziału szamana nie będzie posiadała prawidłowych właściwości. Możemy zapomnieć o czerpaniu z niej energii kosmicznej arutam. Poza tym istnieje groźba, że powróci do nas duch zabitego wojownika. A wtedy igrania z indiańskimi mocami możemy gorzko pożałować...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Indianie | Peru
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy