​"Gwiezdne Wojny": 10 rzeczy, których nie wiedziałeś o kultowej sadze

"Gwiezdne Wojny" to nie tylko niezwykle dochodowa seria filmów. Dla niektórych to wręcz styl życia lub nawet... religia! Mimo ogromnej popularności, gwiezdna saga wciąż kryje mnóstwo tajemnic, o których mogliście nawet nie słyszeć. Oto 10 z nich.

1. Geneza nazwy Gwiezdne Wojny

Dlaczego film nosi taki tytuł? Światło na tę sprawę rzuca książka Chrisa Taylora "Gwiezdne Wojny. Jak podbiły wszechświat?".

Znak towarowy "The Star Wars" ("The" zostało ostatecznie usunięte") zarejestrowano 3 sierpnia 1971 roku. Nazwa ta trąciła myszką nawet w dekadzie zdominowanej przez muzykę disco.

"Dyskusja na temat [tytułu] zakładała, że był to film przygodowy w stylu Flasha Gordona i space opery o wojnach w kosmosie - mówi Kurtz (Gary Kurtz - producent wszystkich części starej trylogii - dop. red.). I jakoś tak stanęło na "Gwiezdnych Wojnach".

Reklama

Genezy nazwy doszukiwać się można także w... tytule serialu "Star Trek", którego to George Lucas był wielkim fanem.

"[Lucas] popołudniowe przerwy w czasie pisania scenariuszy 'Gwiezdnych Wojen' wykorzystywał na oglądanie powtórek emisji serialu. - Podobał mi się pomysł, że można się tak włóczyć po całej galaktyce - powiedział synowi twórcy 'Star Treka' Gene'a Roddenberry'ego w 2004 roku" - pisze Taylor.

Sam Lucas nie zabrał głosu w tej sprawie, jednakże trop "Star Treka" może być tym właściwym, zwłaszcza że serial, który zadebiutował w 1966 r., w latach 70. cieszył się sporą popularnością. Nie oznacza to jednak, że "Star Wars" i "Star Trek" to to samo, co zgodnie podkreślają fani obu serii.

CZYTAJ DALEJ >>

Jak wygląda codzienność Lorda Vadera? Zobacz to w serwisie Fishki.pl!

2. Nawiązania do innych filmów

"Gwiezdne Wojny" to istna kopalnia zapożyczeń z innych dzieł kinematografii oraz różnych tekstów kultury. W przygodach Luke'a Skywalkera, jak i jego ojca Anakina, bez najmniejszego problemu zauważyć można nawiązania do starych westernów (chociażby "Poszukiwaczy" Johna Forda), filmów Akiry Kurosawy (między innymi "Ukrytej fortecy") i seriali przygodowych z pierwszej połowy XX wieku. Jednakże niektóre z takich z odwołań są bardzo dosłowne. Oto kilka z nich.

- W "Mrocznym widmie", w scenie prezentującej obrady galaktycznego senatu możemy zauważyć kosmitów z rasy, której przedstawicielem był... E.T! Otrzymali oni nawet oficjalną nazwę Grebleips - spróbujcie przeczytać ją od tyłu!

- W tym samym filmie uważny widz dostrzeże wrak kapsuły EVA, używanej przez bohaterów "2001: Odyseja kosmiczna". Zwróćcie uwagę na scenę, w której Qui-Gon odwiedza złomowisko zarządzane przez Watto.

- W pierwszym epizodzie wypatrzeć można również: statek kosmiczny ze "Star Treka", czołg nazistów z "Indiana Jones i ostatnia krucjata" i samego Indy'ego na trybunach podczas wyścigu, w którym bierze udział mały Anakin.

Nawiązania do samych "Gwiezdnych Wojen" zawierają też filmy w reżyserii Stevena Spielberga. W "Indiana Jones i Świątynia Zagłady" główny bohater trafia do baru o nazwie Obi Wan. W "Poszukiwaczach zaginionej arki" w jednej ze scen można zauważyć hieroglify przedstawiające... roboty R2-D2 i C3PO z "Gwiezdnych Wojen". Z kolei tytułowy kosmita z "E.T" w scenie rozgrywającej się podczas Halloween spotyka dziecko przebrane za Yodę.

CZYTAJ DALEJ >>

3. Zakład George'a Lucasa i Stevena Spielberga

Nawiązania, o których mogliście przed chwilą przeczytać, to niejedyny dowód na to, że George Lucas i Steven Spielberg są serdecznymi przyjaciółmi. Reżyser "Szczęk" i późniejszych hitów, takich jak "Jurassic Park" czy "Szeregowiec Ryan" - był jedną z niewielu osób ze świata filmu, która wierzyły, że "Gwiezdne Wojny" odniosą sukces. W pewnym momencie w powodzenie projektu zwątpił nawet sam Lucas.

Autor gwiezdnej sagi zrobił sobie krótką przerwę od pracy nad "Nową nadzieją" i odwiedził Spielberga na planie "Bliskich spotkań trzeciego stopnia". Widząc bogate scenografie i pieczołowicie wykonane modele statków kosmitów zaczął on lamentować, że jego film - przy produkcji którego ciągle są problemy - nie będzie nawet w połowie tak dobry. Zaproponował więc przyjacielowi układ: 2,5 procent z przychodów z jego filmu, w zamian za 2,5 procent od tego, ile "Bliskie spotkania..." zarobią dla niego.

Spielberg przystał na tę propozycję i - jak przyznaje po latach - świetnie na tym wyszedł. Na przyjacielskim zakładzie zarobił on już ponad... 40 milionów dolarów! Warto w tym miejscu wspomnieć, że "Gwiezdne Wojny" zarobiły 775 milionów "zielonych". Lucas mógł narzekać tylko na to, że "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" dobiły "tylko" do 304 milionów. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet tak ogromne sumy nie poróżniły reżyserów...

CZYTAJ DALEJ >>

4. Zmiany w Gwiezdnych Wojnach

"Filmu nigdy się nie kończy, tylko porzuca" - powiedział podobno Lucas, parafrazując jednocześnie Leonarda da Vinci. Wprowadzając ukutą przez siebie maksymę w życie niejednokrotnie dokonywał on zmian w swoich filmach. Takie zabiegi najbardziej widoczne są w filmach wchodzących w skład starej trylogii ("Nowa nadzieja", "Imperium kontratakuje", "Powrót Jedi"). Kiedy ponownie wprowadzono je do kin w roku 1997, zostały one wzbogacone o szereg efektów wizualnych, które nie istniały na przełomie lat 70. i 80.

Na tym jednak nie poprzestano. Jeszcze więcej zmian do tych współczesnych klasyków wprowadziło zbiorcze wydanie DVD z roku 2004, które następnie poprawiono raz jeszcze siedem lat później przy okazji premiery całej gwiezdnej sagi w formacie Blu-Ray.

Filmy te brzmią i wyglądają lepiej niż kiedykolwiek, ale fani mają Lucasowi za złe, że nie ograniczył się tylko do poprawek w sferze audio i wideo. Ich główne zarzuty? Do wielu scen dorzucono komputerowo animowane postacie, które wyglądają jeszcze sztuczniej niż aktorzy w gumowych kostiumach kosmitów. Niektóre dialogi brzmią inaczej, podobnie jak kultowe efekty dźwiękowe. Pojawiły się nawiązania do trylogii prequeli, która nie jest uważana za zbyt udaną.

Lista zmian ciągnie się w nieskończoność, a w internecie można znaleźć krótkie materiały wideo prezentujące poszczególne epizody "Gwiezdnych Wojen" sprzed i po "renowacji". Trzeba zaznaczyć, iż w tym momencie w sprzedaży znajdują się tylko poprawione wersje tych filmów. Fani liczą jednak na to, że właściciel praw do marki, firma Disney, ugnie się pod ich prośbami i wypuści na rynek "Gwiezdne Wojny" w oryginalnej, niezmienionej formie.

CZYTAJ DALEJ >>

5. Błędy i wpadki

"Gwiezdne Wojny", podobnie jak inne filmy, nie ustrzegły się wielu błędów, które zauważyć mogą uważni widzowie. Co więcej, w filmach, których akcję osadzono w "dawno, dawno temu w odległej galaktyce", aż się od nich roi!

Chyba najpopularniejszą wpadką, która trafiła do finalnej wersji filmu, jest przypadkowe uderzenie głowy szturmowca o framugę widoczne w "Nowej nadziei". Co ciekawe, do sceny tej w późniejszych wydaniach dodano odpowiedni efekt dźwiękowy. Jest to jedna z niewielu zmian, która spodobała się miłośnikom galaktycznego cyklu.

Więcej przykładów? Kurz lecący z mieczy świetlnych (i wystające z nich kable), aktorzy używający swoich prawdziwych imion zamiast imion granych postaci, dialogi, które słyszymy, mimo iż aktorzy nie poruszają ustami. Pomyłek tego typu jest znacznie więcej, niemniej one również uczyniły te dzieła kultowymi.

CZYTAJ DALEJ >>

6. Pierwsze wersje scenariusza

"Historia Mace Windu, powszechnie wielbionego Jedi-bendu z Ophuchi, opowiedziana Unby'emu C.J. Thape, uczniowi padawaanowi słynnego Jedi" - tak brzmiały pierwsze słowa pierwotnego scenariusza do "Gwiezdnych Wojen". Nie można się oszukiwać, że gdyby taki film trafił do kin, to dzisiaj nie oczekiwalibyśmy z wypiekami na twarzy na epizod VII, a nazwa "Star Wars" w najlepszym przypadku kojarzyłaby nam się z "tym głupim filmem z lat 70.".

"Gwiezdne Wojny" przeszły naprawdę długą drogę. W ich wstępnym szkicu co prawda pojawiła się księżniczka Leia, ale sam Skywalker był w niej starym generałem. Nie zabrakło też nastolatków, którzy zostali pilotami i włochatych olbrzymich kosmitów - to na zamieszkanej przez nich planecie mieli rozbić się główni bohaterowie. Zmiany były nieuniknione, chociaż sam trzon historii, czyli walka ze złym galaktycznym imperium nie uległ większym modyfikacjom

W pierwszej wersji skryptu zadebiutował Darth Vader, ale co ciekawe protagonistą filmu miał być Annikin Starkiller (nie mylić z generałem Skywalkerem!), któremu pomagać miał... zielonoskóry kosmita Han Solo.

Scenariusz ewoluował dalej. Lucas dorzucił do historii zakon rycerzy Jedi-bendu dowodzony przez generała Skywalkera i jego dwanaścioro dzieci, ich przeciwników, czyli złych Sithów oraz kryształ Kiber będący źródłem Mocy. W drugiej wersji tej historii wspomniana została także Gwiazda Śmierci.

Na uwagę zasługuje kwestia kryształu. Lucas wydaje się upierać przy tym pomyśle. Scenariusz oznaczony numerem 3 to właściwie znana nam Nowa Nadzieja, tyle że Luke nosi nazwisko Starkiller, a sam Kiber pomaga w zniszczeniu tajnej broni Imperium.

W 2013 r. wydawnictwo Dark Horse zaczęło wypuszczać na rynek serię komiksów "The Star Wars" będących adaptacjami wczesnych pomysłów George'a Lucasa.

"Gwiezdne Wojny" są rodzajem kompilacji, ale nigdy dotychczas nie znalazły się w jednej historii, nigdy nie znalazły się w filmie. Wiele inspiracji pochodzi z westernów, mitologii i filmów samurajskich. Wszystko, co najlepsze, zostało zebrane razem. To nie rodzaj lodów, raczej bardzo wielki deser owocowy" - te słowa George'a Lucasa przytacza w swojej książce Taylor opisując drogę jaką "Gwiezdne Wojny" pokonały od pierwszego szkicu aż po film, który pokochali widzowie na całym świecie.

CZYTAJ DALEJ >>

7. Sceny usunięte

Przy produkcji każdej z części gwiezdnej sagi nakręcono o wiele więcej materiału filmowego niż mogliśmy zobaczyć podczas kinowych seansów. Sceny, które nie trafiły do finalnych wersji poszczególnych epizodów na całe szczęście nie przepadły w przepastnych archiwach studia filmowego. Przy okazji kolejnych wydań "Gwiezdnych Wojen" zostały one udostępnione widzom.

Dlaczego warto przyjrzeć im się bliżej? Ponieważ często zawierają one wątki, dialogi i humorystyczne momenty, których nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Owszem, część z nich po prostu niepotrzebnie przedłużyłoby czas seansu.

Z drugiej strony, wśród wyciętego materiału nie brakuje prawdziwych perełek. Przepychanki słowne między księżniczką Leią i Hanem Solo, akcja przeplatająca się z elementami horroru i slapsticku, więcej "czasu antenowego" dla Yody - zobaczcie co nie trafiło do "Imperium Kontratakuje", epizodu uważanego przez fanów za najlepszy.

CZYTAJ DALEJ >>

9. Jak wcześniej wyglądał Sokół Millenium?

W pracach nad "Gwiezdnymi Wojnami" ewoluował nie tylko scenariusz. Twórcy poświęcili ogromną ilość czasu na zaprojektowanie strojów, scenografii, różnorakich gadżetów i wreszcie statków kosmicznych. Najsłynniejszym z pojazdów, które widzieliśmy w gwiezdnej sadze bez wątpienia jest pilotowany przez Hana Solo Sokół Millenium.

Mało brakowało, byśmy zobaczyli na kinowych ekranach podłużny statek przypominający ten ze szkicu obok!

Charakterystyczny płaski kształt pojawił się dosłownie w ostatnim momencie. Stwierdzono, że dotychczasowy projekt zbyt mocno przypomina transporter Eagle z brytyjskiego serialu science-fiction "Kosmos 1999".

Mówi się, że projektant Ralph McQuarrie projektując Sokoła na nowo zainspirował się... nadgryzionym hamburgerem i oliwką nabitą na wykałaczkę! Cóż, historię czasami tworzy się w przedziwny sposób...

CZYTAJ DALEJ >>

Gwiezdne Wojny są oparte na prawdziwej historii?

"Zaraz, zaraz - jakim cudem film o międzygalaktycznym konflikcie może być oparty na prawdziwych wydarzeniach?!" - zapytacie. Filmy te nie są adaptacją prawdziwych wydarzeń, jednak oglądając gwiezdną sagę, a zwłaszcza starą trylogię, nie sposób nie dostrzec pewnych paraleli do historii XX wieku.

Działania, jak i wygląd złowrogiego Imperium nie bez przyczyny kojarzą się z III Rzeszą. Z kolei Rebelianci, a zwłaszcza eskadra pilotująca X-Wingi prowadzące atak na Gwiazdę Śmierci, przedstawiani są niczym wojska aliantów.

Planeta Hoth, na której rozpoczyna się akcja "Imperium kontratakuje" zawdzięcza swoją nazwę Hermannowi Hothowi, nazistowskiemu generałowi służącemu na froncie rosyjskim w czasie ekstremalnych zim.

Warto zwrócić również uwagę na sposób, w jaki w "Gwiezdnych Wojnach" przedstawione są potyczki między statkami kosmicznymi. Lucasowi zależało na tym, aby jak najbardziej przypominały one walki myśliwców z czasów II wojny światowej.

J.J. Abrams, reżyser nadchodzącego "Przebudzenia mocy", przyznał, że pomysł na fabułę epizodu VII przyszedł scenarzystom do głowy po tym, jak zaczęli oni czytać publikacje na temat tego, co mogłoby się stać, gdyby ocalali naziści próbowali przegrupować się po klęsce Niemiec.

CZYTAJ DALEJ >>

10. Gwiezdne wojny to prawdziwa religia

"Wiele z tego, czego dowiadujemy się o Jedi z trylogii prequeli, ma swoje źródła częściowo w filozofii chrześcijańskiej, częściowo w buddyjskiej. Mamy tu zakon podobny do zakonu templariuszy lub żyjących w celibacie mnichów-wojowników" - pisze Chris Taylor, autor książki "Gwiezdne Wojny. Jak podbiły wszechświat?".

"W czasie, gdy Lucas kręcił prequele "Gwiezdnych Wojen", rodziła się oddolna inicjatywa stworzenia Kościoła Jedi, ale w znacznie mniej poważnym sensie niż może się to wydawać" - dodaje.

Taylor przytacza przykłady ponad 53 tys. Nowozelandczyków, którzy w spisie powszechnym z 2001 r. podali się jako Jedi. Rząd odmówił uznania nowej religii, ale nieoficjalnie religia rycerzy Jedi stała się drugim największym wyznaniem w kraju.

Do podobnej sytuacji doszło w Australii (10 tys. osób), w Kanadzie (21 tys.) i Wielkiej Brytanii (ponad 400 tys. wyznawców - czwarta religia na wyspach brytyjskich!). Na "praktykujących Jedi" można się natknąć także w Czarnogórze, Czechach i w Chorwacji.

CZYTAJ DALEJ >>

Więcej ciekawostek

Przedstawione wcześniej nieznane fakty o gwiezdnej sadze to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Więcej ciekawostek, anegdot i nieznanych wypowiedzi twórców poznacie dzięki książce "Gwiezdne Wojny. Jak podbiły wszechświat?" Chrisa Taylora, która ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Znak. Ta licząca sobie ponad 550 stron publikacja to prawdziwa kopalnia wiedzy o produkcjach, które na zawsze zmieniły oblicze kinematografii.

Uważacie się za fanów? Taylor udowodni wam, że o "Gwiezdnych Wojnach" tak naprawdę wiecie bardzo mało. Dopiero po lekturze tej książki poczujecie, że Moc naprawdę jest z wami!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy