Problemy wykorzystujących pirackie oprogramowanie

Dwa stany USA, Waszyngton i Luizjana, wprowadziły w tym roku prawo zakazujące importowania towarów od producentów ("Sale of Products - Stolen or Misappropriated Information Technology"), u których wykryto nielegalne oprogramowanie.

W ten sposób lokalne władze chcą położyć kres nierównej walce konkurencyjnej. Legalnie działające firmy muszą bowiem ponosić znaczne nakłady inwestycyjne na software, który jest potrzebny w procesie projektowania, produkcji i sprzedaży towarów. Nieuczciwi konkurenci, którzy korzystają z tanich lub darmowych aplikacji pirackich, mają niższe koszty działania i dzięki temu mogą być bardziej konkurencyjni.

Według przedstawicieli polskiego rynku oprogramowania, tego typu zapisy w naszym prawie nie są konieczne. W ich opinii aktualne polskie prawo autorskie jest dobrze skonstruowane, a jednocześnie uznawane za jedno z najbardziej restrykcyjnych w Europie. Poza tym wprowadzenie dodatkowych zapisów nie byłoby raczej możliwe bez uzgodnienia z Unią Europejską. Jednak to nie prawo, ale brak dostatecznej świadomości społecznej ma stanowić problem na polskim rynku. Wciąż spora grupa użytkowników aplikacji zdaje się zapominać, że używanie nielegalnego software'u to kradzież, jak każda inna - podkreślają producenci oprogramowania.

Reklama

W efekcie, jak wynika z danych LOG Systems, producenta systemu do audytu oprogramowania, niemal każda kontrola w polskiej firmie wykazuje nielegalne wykorzystywanie tak znanych aplikacji, jak: Microsoft Office, Adobe Photoshop czy Autodesk. Średnio braku wymaganej licencji nie ma około 8% zainstalowanych aplikacji. Dane te dotyczą tylko tych firm, które same zdecydowały się na audyt oprogramowania za pomocą specjalnej aplikacji LOG System. W ocenie BSA i Microsoftu, w skali całego polskiego rynku problem jest znacznie bardziej poważny (skala piractwa w firmach ma przekraczać 40%).

Co z tą Polską?

- Zgadzam się z pesymistycznymi ocenami, ale jednocześnie dostrzegam rosnące zainteresowanie aplikacjami, które monitorują legalność software'u w firmach. Coraz częściej korzystają z nich znane przedsiębiorstwa i instytucje państwowe. Wynika to częściowo z faktu, że polskie prawo jest bardzo surowe dla złodziei oprogramowania. Z drugiej strony przedsiębiorcy zaczynają zdawać sobie sprawę, że pirackie aplikacje mogą zawierać w sobie wirusy i programy szpiegowskie, które służą do wyciągania haseł, numerów kont bankowych i wielu innych informacji o użytkowniku. Trzeba o tym głośno mówić, co może być bardziej skuteczne niż nowe zapisy prawne - mówi Grzegorz Filarowski, prezes zarządu LOG Systems.

Również według Krzysztofa Janiszewskiego, specjalisty firmy Microsoft do spraw ochrony własności intelektualnej, problemem polskiego rynku nie są ustawy. Jego zdaniem, obecnie obowiązujące przepisy regulujące kwestie ochrony własności intelektualnej w Polsce można uznać za wystarczające. Obok przepisów ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz Kodeksu karnego, wymienia także ubiegłoroczną nowelizację ustawy o kontroli skarbowej. Rozszerzyła ona zakres uprawnień i obowiązków kontroli skarbowej o wykrywanie naruszeń praw własności intelektualnej.

Przedstawiciel Microsoftu zwraca przy tym uwagę, że od pewnego czasu można zaobserwować tendencję do orzekania przez polskie sądy coraz surowszych kar za uprawianie pirackiego procederu. Z doświadczeń koncernu wynika, że coraz częściej zapadają wyroki nakazujące zapłatę odszkodowań odpowiednich do skali naruszeń. W przypadkach indywidualnych sprawców są to kwoty kilku tysięcy złotych. Natomiast przedsiębiorstwa, w których ujawniono nielegalne oprogramowanie, zazwyczaj zawierają z pokrzywdzonymi ugody. W takich przypadkach odszkodowania są bardzo kosztowne i zazwyczaj sięgają dwu- lub trzykrotnej wartości oprogramowania.

Podobnego zdania jest Jakub Szynkarek, aplikant adwokacki i doktorant, który podkreśla, że polska ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z punktu widzenia roszczeń przysługujących podmiotom, których prawa zostały naruszone, jest uznawana za jedną z bardziej rygorystycznych w Europie. Bartłomiej Witucki, koordynator BSA w Polsce potwierdza, że trudno wskazać zasadnicze braki w polskim prawie autorskim. Jednym z nielicznych wyjątków ma być procedura Notice & Takedown (dotyczy blokowania treści przez administratora serwera www), która jest w toku prac legislacyjnych.

- Problemem w Polsce jest natomiast skuteczność egzekwowania prawa, w szczególności na etapie postępowań sądowych, które są zbyt przewlekłe. I nie chodzi tylko o sprawy związane z naruszeniem praw autorskich czy nieuczciwej konkurencji. Problem przewlekłości postępowań sądowych ma charakter generalny - podsumowuje przedstawiciel BSA.

Nowe prawo w Waszyngtonie i Luizjanie

Zgodnie z nowymi zapisami, które mogą być stosowane we wszystkich stanach USA, towary importowane na teren Waszyngtonu i Luizjany muszą być produkowane przez firmy, które korzystają z legalnego oprogramowania. W przeciwnym razie sprzedaż nie będzie mogła być prowadzona, a towar może być zarekwirowany. Dodatkowo producent może zostać obciążony karą w wysokości nawet ćwierć miliona dolarów.

Oczywiście nowe zapisy dotyczą także polskich firm, które eksportują swoje wyroby do USA. W 2011 roku polski eksport do Stanów Zjednoczonych rośnie w dwucyfrowym tempie i przewyższa import. Najczęściej za ocean sprzedajemy: wyroby hutnicze, silniki oraz maszyny nieelektryczne. Niestety, przedsiębiorczość w biznesie nie idzie w parze z etyką. Według danych BSA, aż 54% oprogramowania w Polsce użytkowane jest nielegalnie.

INTERIA.PL/informacje prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy