Świat za 10 lat

​Medycyna za 10 lat - czy w końcu pokonamy nieuleczalne choroby?

Jak będzie wyglądała medycyna za 10 lat? /123RF/PICSEL

Postęp, jaki dokonał się w medycynie w ciągu ostatnich dekad jest ogromny. Antybiotyki mają niecałe 100 lat, a techniki edycji genów rodziły się zaledwie 10 lat temu. To pokazuje, że postęp w medycynie nie jest stały, a rośnie wykładniczo. Czy to oznacza, że za 10 lat pokonamy choroby dzisiaj uznawane za nieuleczalne? Jaka będzie medycyna w 2032 roku?

Nie ma co spodziewać się cudów. Za dekadę nie osiągniemy nieśmiertelności. Nie wskrzesimy zmarłych, ani nie sprawimy, że ludzie przestaną umierać z powodu nowotworów. Na pewno uda się podkręcić kilka wskaźników przeżywalności i opracować leki na wiele chorób, ale to nie sprawi, że słowo "śmierć" stanie się anachronizmem. Warto przyjrzeć się kierunkom w medycynie, które odegrają największe znaczenie w kolejnej dekadzie.

Uniwersalna szczepionka przeciwko COVID-19

Najpilniejszym problemem, przed którym z dnia na dzień stanęła ludzkość, jest pandemia COVID-19. Pierwsza szczepionka mRNA chroniąca przed infekcjami SARS-CoV-2 powstała w 10 miesięcy, więc można spodziewać się, że kolejne generacje będą jeszcze lepsze. Czy to oznacza, że kiedyś powstanie uniwersalna szczepionka przeciwko COVID-19, której jednorazowa aplikacja (w kilku dawkach) da nam ochronę na całe życie? Raczej nie, choć nie wynika to z braku dostępności odpowiednich technologii, a cech samego wirusa i mechanizmów działania naszego układu odpornościowego.

Reklama

Wirus SARS-CoV-2 cały czas mutuje, dlatego konieczne jest opracowywanie nowych szczepionek. Sytuacja nie zmieni się za rok czy dwa. Nie powstaną preparaty zapewniającą ochronę przed jeszcze nieistniejącymi wariantami koronawirusa, bo kierunku mutacji patogenu nie da się przewidzieć. 

Liczne badania naukowe wskazują, że tempo mutacji SARS-CoV-2 jest znacznie szybsze niż do tej pory uważano. Szacuje się, że nowa mutacja pojawia się średnio co tydzień, a to oznacza szybsze wykształcenie oporności na szczepionki niż w przypadku np. wirusa grypy. Ryzyko, że nowy wariant wyewoluuje w organizmie pojedynczego pacjenta jest niewielkie, gdyż w większości przypadków sama infekcja jest szybciej zwalczana niż tempo pojawiania się nowych mutacji.

Nie można wykluczyć, że COVID-19 zostanie z nami już zawsze i aby mieć pełną ochronę, trzeba będzie szczepić się co rok - podobnie jak ma to miejsce w przypadku wirusa grypy. Wirusolodzy przewidują, że SARS-CoV-2 w końcu złagodnieje, a nowe infekcje nie będą tak groźne, jak w pierwszych miesiącach trwania pandemii.

Tym, co na pewno się zmieni w kontekście pandemii COVID-19 będzie liczba dostępnych szczepionek i leków. Obecnie na rynku jest zaledwie kilka preparatów, ale procesy certyfikacji kolejnych są w toku. Podobnie z lekami, które nie tylko będą zwiększać naszą ochronę przed COVID-19, ale również łagodzić przebieg samej choroby. AstraZeneca jest bliska wprowadzenia leku AZD7742, a Molnupiravir firmy Merck ma być dostępny w Polsce już od połowy grudnia. W 2022 r. na pewno pojawią się kolejne preparaty, a być może do kolejnej dekady powstaną leki, których zażycie będzie dawać 60-70-procentową ochronę przed COVID-19, co w połączeniu z regularnymi szczepieniami doprowadzi do wyciszenia patogenu w populacji.

Terapie genowe i CRISPR

Jedną z najszybciej rozwijających się dziedzin biologii jest genetyka. Postęp, który dokonał się na przestrzeni 15-20 lat jest ogromny. Wystarczy wspomnieć, że technika edycji genów CRISPR/Cas9 została pierwotnie zaproponowana przez dr Jennifer Doundę w 2012 r., a już w 2020 r. została uhonorowana Nagrodą Nobla. Te genetyczne nożyczki pozwalają na przeprowadzanie precyzyjnych zmian na poziomie molekularnym, choć wciąż technikę tę określa się mianem eksperymentalnej i nie ma zgody np. na modyfikację ludzkich zarodków. Wydaje się, że w przypadku wykrycia zmian, które technika CRISPR/Cas9 mogłaby naprawić/wyeliminować w końcu doczekamy się zgody na zastosowanie terapeutyczne. Czy w ciągu najbliższej dekady? Tę kwestię trudno rozstrzygnąć.

Mniej kontrowersji budzą terapie genowe, które są coraz częściej stosowane na całym świecie. Tym mianem określamy wprowadzenie materiału genetycznego (DNA lub RNA) do komórek organizmu, często przy użyciu wektorów wirusowych. Dziś terapie genowe są wyjątkowo drogie - od kilkuset tysięcy po nawet kilka milionów Euro. Za najdroższy lek na świecie uważa się terapię genową firmy Zolgensma - jego ustalona przez producenta cena to blisko 2 mln Euro za opakowanie (jedną dawkę). Zolgensma ma na celu podniesienie w motoneuronach (neuronach ruchowych) poziomu białka SMN, którego niedobór jest przyczyną rdzeniowego zaniku mięśni (SMA). Dzięki Zolgensma degeneracja neuronów zatrzymuje się, a postęp choroby zostaje zatrzymany - w połączeniu z odpowiednią fizjoterapią stan chorego znacznie się poprawia.

Wśród najdroższych leków świata są też inne terapie genowe, m.in. Glybera (cena jednej dawki to ok. 1 milion Euro) czy Luxturna (cena dwóch dawek to ponad 900 tys. Euro). Trzeba pamiętać, że wysokie koszty tych leków nie wynikają z chęci "zarobienia na nieszczęściu innych" przez koncerny farmaceutyczne. Zanim nowy preparat pojawi się na rynku konieczne są wieloletnie badania (in vitro i in vivo), modyfikacje czy procesy rejestracji. To wszystko oznacza ogromne koszty. A w przypadku chorób rzadkich, jak wspomniany wcześniej rdzeniowy zanik mięśni, te koszty są jeszcze większe. Nie ma co oczekiwać, że w ciągu kolejnej dekady to się zmieni, bo koncerny farmaceutyczne nie zaczną ot tak funkcjonować w inny sposób. Nadrzędnym celem państw (w tym Polski) powinno być zapewnienie refundacji tych terapii wszystkim potrzebującym - i tę kwestię na pewno można polepszyć.

W kolejnych latach możemy spodziewać się wielu terapii genowych, które teraz są w fazach testów, a być może jeszcze nawet nie zostały wynalezione. To z kolei oznacza, że ludzkość będzie w stanie walczyć z większą liczbą chorób, zwłaszcza tych genetycznych. W połączeniu z mocą CRISPR/Cas9 możemy ograniczyć liczbę porodów z letalnymi wadami płodu do minimum.

Medycyna spersonalizowana

W ciągu najbliższej dekady, największych postępów możemy spodziewać się w tzw. medycynie personalizowanej (zwanej także medycyną precyzyjną). Zgodnie z jej wytycznymi, różne osoby mogą w inny sposób przechodzić tę samą chorobę, a co za tym idzie - być podatnymi na różne terapie. Dzięki jednostkowym zrozumieniu pacjenta, możliwe jest dobranie terapii o idealnej kompatybilności, jak garnitur szyty na miarę. To tak naprawdę dopasowywanie leku pod pacjenta, a nie pod chorobę per se.

Postępy w medycynie personalizowanej są nieodłącznie związane z badaniami nad ludzkim genomem i wykorzystaniem wiedzy z zakresu genomiki oraz proteomiki. Niezwykle ważne są także dokładne metody diagnostyczne, z wykorzystaniem sztucznej inteligencji na czele. Uczenie maszynowe pozwala na rozróżnienie pacjentów od siebie i dobranie odpowiedniej dawki leku. Niewykluczone, że w przyszłości leki będą tworzone stricte pod pacjenta - po przeanalizowaniu jego genomu i poznaniu obciążeń zdrowotnych.

Jako często podawany przykład medycyny personalizowanej stosuje się oznaczanie receptora HER2 u kobiet z rakiem piersi. Gdy na powierzchni guza zostanie wykryte duże skupisko receptorów HER2, mamy do czynienia ze złośliwą postacią choroby (ok. 20-30 wszystkich chorych). U osób ze zwiększoną liczbą receptorów HER2 stosuje się lek - herceptynę - który nie uwalnia całkowicie od choroby nowotworowej, ale wydłuża życie i zmniejsza ryzyko przerzutów. Podobnie jest z innymi nowotworami, bo wiele z nich jest wywoływanych przez zmiany genomowe. Naukowcy mogą je śledzić, wyszukiwać, a nawet zmieniać (dzięki CRISPR/Cas9). W ramach Cancer Genome Atlas w Stanach Zjednoczonych odwzorowano kluczowe zmiany genomowe w ponad 30 typach nowotworów. Niektóre z nich napędzają nowotwór (oncogenic driver), ale inne to tzw. zmiany pasażerskie, które oznaczają daną chorobę, ale niekoniecznie są jej jedynymi czynnikami. Im więcej biomarkerów uda nam się zidentyfikować, tym większy potencjał dostarczania bardziej szczegółowych diagnoz i opracowywania lepszych metod leczenia. 

Genomika pomaga również lekarzom odkryć czynniki, które powodują, że niektórzy ludzie chorują, a inni nie. Ludzie są w 99,9 proc. identyczni pod względem genetycznym, różnice w pozostałych 0,1 proc. genów zawierają istotne wskazówki dotyczące zarówno przyczyn chorób, jak i tego, dlaczego można różnie reagować na różne leki.

Obudzić zamrożonych

Wiele osób wierzy, że pewnego dnia będziemy w stanie wyleczyć schorzenia dzisiaj uważane za śmiertelne, dlatego poddaje się radykalnej metodzie potencjalnego przedłużenia życia. Krionika, czyli technika głębokiego ochładzania ciał ludzi, których współczesna medycyna nie jest w stanie utrzymać przy życiu, była motywem przewodnim wielu filmów SF. W latach 40. ubiegłego wieku francuski biolog Jean Rostand badał, w jaki sposób niskie temperatury wpływają na organizmy żywe. W 1962 r. Robert Ettinger zainspirowany badaniami Rostanda opublikował książkę "The Prospect Of Immortality", w której to dał podwaliny krioniki - zasugerował, że ciało człowieka można zamrozić i "obudzić" w przyszłości. W 1967 r. zamrożono pierwszego człowieka - prof. Jamesa Bedforda. Dzisiaj w specjalnych kapsułach, w temperaturze -196oC, zamrożonych są tysiące osób. Przechowywanie ciała w temperaturze ciekłego azotu zatrzymuje wszelkie reakcje chemiczne, a przechowywanie zmarłego w stanie kriostazy jest możliwe po stwierdzeniu zgonu. 

Na świecie jest kilka firm, które oferują usługi zamrożenia ciała po śmierci (także w przypadku zwierząt), m.in. niemiecka Tomorrow Biostasis czy amerykańska Alcor. Żadna z nich nie obiecuje nieśmiertelności, ale zadaje pytanie "co jeśli?" Czy za kilkanaście lat medycyna będzie na takim poziomie, że pozwoli na przywrócenie do życia osób przebywających w stanie kriostazy? A może pozwoli na transfer ich "zamrożonej" świadomości do innych nośników, być może cyfrowych? Co ciekawe, większość klientów Alcor pozostawiła po sobie tylko głowy, bo panuje przekonanie, że sam mózg może wystarczyć do odtworzenia ciała. 

Futurolodzy uważają, że za 100 lat są na to szanse, ale 10 lat nie wystarczy na tak duży postęp w medycynie. Zwłaszcza, że badania praktycznie ze wszystkich dziedzin nauki zwolniły w związku z pandemią COVID-19. Trzeba też pamiętać, że fundacja Alcor Life Extension Foundation została założona w 1972 r. - od tego czasu udało nam się udoskonalić techniki zamrażania tkanek i ich ochronę, ale w ogóle nie posunęliśmy się do przodu w kwestii ich "ożywiania".

Wszystkie powyższe dywagacja sprowadzają się do jednego. Człowiek od zawsze bał się śmierci i próbował ją oszukać. Postęp medycyny, jakiego doświadczymy w ciągu najbliższej dekady być może nie będzie powalający, ale na pewno pozwoli na wydłużenie długości i podwyższenie standardów naszego życia. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy