Przyszłość pola bitwy

Pancerniki - uzbrojone po zęby eksponaty muzealne

Potężnie opancerzone i uzbrojone okręty, stanowiące niegdyś trzon największych flot, można obecnie spotkać tylko w muzeach. Dlaczego era pancerników bezpowrotnie minęła?

Pancerniki to duże, uzbrojone i silnie opancerzone okręty wojenne, które panowały na morzach przez kilkadziesiąt lat. Wszystkie wciąż istniejące jednostki tego typu zbudowano przed końcem II wojny światowej, a ostatnie misje z ich udziałem przeprowadzono podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, w latach 1990-1991. Obecnie nic nie wskazuje na to, by kiedykolwiek mogły powrócić do służby.

Od "La Gloire" do "Yamato"

Mianem pierwszego pancernika można określić fregatę pancerną "La Gloire" zbudowaną we Francji w 1860 roku. Była to konstrukcja drewniana, wzmocniona żelaznym pancerzem. Godnego rywala poznała już rok później, a był nim HMS "Warrior" należący do brytyjskiej marynarki wojennej. Pierwsza bitwa opancerzonych okrętów odbyła się jednak podczas wojny secesyjnej w 1862 roku, a naprzeciwko siebie stanęły konfederacki CSS "Virginia" oraz USS "Monitor". Starcie udowodniło ogromne znaczenie pancerza i zapoczątkowało gwałtowny rozwój jednostek nowego typu.

Reklama

Pierwsze opancerzone okręty - wspomniane fregaty pancerne - charakteryzowały się uzbrojeniem umieszczonym w kadłubie, wzdłuż burt. Mogły strzelać tylko w jednym kierunku. Dopiero kilka lat później wprowadzono nowy typ jednostek, w których najcięższe działa znajdowały na śródokręciu.

Pancerniki wieżowe, z działami osadzonymi w obrotowych konstrukcjach, wprowadzono pod koniec lat 60. XIX wieku. Były to okręty rekordowe ze względu na kaliber dział (nawet do 450 mm) oraz grubość pancerza (do 610 mm). Warto podkreślić, że największe pancerniki, jaki kiedykolwiek zbudowano - japońskie jednostki typu "Yamato" - miały działa kalibru 460 mm, a wieże artyleryjskie chroniły wzmocnienia o grubości 650 mm.

Kolejne lata upłynęły pod znakiem szybkiego rozwoju tych potężnych i bezkompromisowo uzbrojonych machin wojennych. Największą rolę odegrały one podczas wojny rosyjsko-japońskiej oraz I wojny światowej.

Pokonane przez lotniskowce

Erę panowania pancerników zakończyła II wojna światowa. Ich rola została z czasem ograniczona do wspierania operacji desantowych lub ochrony lotniskowców i konwojów - ze względu na pokaźną liczbę dział - szczególnie przeciwlotniczych (pod koniec wojny "Yamato" miał ich 166) - oraz solidne opancerzenie. Jednak mimo to stosunkowo łatwo było je zatopić z powietrza, co po raz pierwszy udowodnili Japończycy posyłając na dno brytyjskie "Prince of Wales" i "Repulse". Wiele tych potężnych okrętów - szczególnie niemieckich i japońskich (w tym superpancerniki "Yamato" i "Musashi" ) - zostało zniszczonych w czasie II wojny.

Kluczową rolę w wojnie na Pacyfiku odegrały lotniskowce oraz przenoszone na ich pokładach samoloty. Broń dalekiego zasięgu wydała się wówczas lepszym rozwiązaniem niż klasyczne bitwy liniowe. I tak jest do dzisiaj. Lotniskowce wciąż pozostają najpotężniejszymi i najbardziej kosztownymi machinami wojennymi. Z budowy nowych jednostek nie rezygnują USA, a kroku starają się im dotrzymać Rosja, Chiny oraz Indie.

Ze względu na wysokie koszty eksploatacji, ocalałe po II wojnie światowej pancerniki i tak wycofano ze służby. Tylko Amerykanie nie potrafili się rozstać z czterema okrętami typu "Iowa": USS "Iowa", USS "Missouri", USS "New Jersey" i USS "Wisconsin". Przed ostatecznym przejściem na emeryturę w latach 90. brały one udział w wojnie wietnamskiej i operacji "Pustynna Burza". 

Przestarzałe i zbyt drogie

Działa o czterdziestocentymetrowej średnicy i masie przekraczającej 120 ton (!) gwarantowały potężną siłę ognia. Zasięg był jednak ograniczony do około 35 km, a pociski o masie od 850 do 1200 kg nigdy nie były kierowane. W przypadku pojedynku z okrętem tej samej wielkości oddalonym o 9 mil skuteczność wynosiła około 32 proc. Dopiero długo po wojnie Amerykanie zaczęli instalować na jednostkach typu "Iowa" pociski manewrujące "Tomahawk".

Czasy manualnego celowania i podchodów dawno się skończyły. Teraz liczy się szybkość i precyzja działania. Właśnie z tego powodu Amerykanie wciąż budują lotniskowce, które są powoli wyposażane z bezzałogowe i niewykrywalne dla radarów roboty latające. Inne działania będą prowadzone przez niszczyciele (np. typ "Zumwalt") - również wyposażone w technologie chroniące przed systemami radarowymi nieprzyjaciela. Ich uzbrojenie obejmuje m. in.  kierowane pociski o zasięgu od kilkuset do nawet 2,5 tys. km oraz inteligentne i autonomiczne systemy obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej.

Najważniejszym trendem w wojskowości - szczególnie amerykańskiej - stała się redukcja kosztów. Na nowoczesnych niszczycielach służy ok. 150 osób, a więc zaledwie ułamek z 2780 członków załogi pancernika z czasów II wojny światowej. Konieczność opłacania kilku tysięcy marynarzy była kolejnym powodem, dla którego armie zdecydowały się wycofać ze służby swoje opancerzone okręty (jeszcze więcej osób pływa na pokładach lotniskowców, jednak ten przypadek należy traktować nieco inaczej).

Nigdy nic nie wiadomo...

Era pancerników bezpowrotnie minęła, a ich obecny status trafnie i humorystycznie pokazano w filmie "Battleship", w którym muzealna jednostka USS "Missouri" - pod dowództwem emerytowanych oficerów - staje do walki z obcymi, którzy obezwładnili wszystkie komputeryzowane machiny wojenne ziemian.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pancernik | okręt wojenny | fregata | II wojna światowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy