Kiedyś to było, czyli Geekweek RETRO

Zanim ruszył internet, wszyscy Polacy czytali... Telegazetę. Pamiętacie?

W czasach gdy internet w Polsce dopiero raczkował i niewiele osób mogło pozwolić sobie na tego rodzaju "fanaberię", ludzie masowo korzystali z Telegazety. Innowacyjna - jak na tamte lata - usługa była oknem na świat dla milionów Polaków, a według niektórych danych w szczytowym okresie nad Wisłą korzystało z niej nawet 20 milionów osób.

Pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku, a dokładniej ujmując 29 grudnia 1988 roku, uruchomiono w Polsce Telegazetę. Substytut internetu dosyć szybko rozgościł się w naszych domach i na zawsze zmienił życie milionów z nas.

- Informuje, pośredniczy, inspiruje. Z Telegazety dowiesz się wszystkiego - głosił slogan, który mogliśmy usłyszeć w Telewizji Polskiej. Trzeba przyznać, że idealnie odzwierciedlał on możliwości innowacyjnego - jak na tamte czasy - systemu. Mogliśmy odnaleźć tam dosłownie wszystko od najświeższych wiadomości aż po anonse towarzyskie.

Reklama

W czasach świetności zaglądało na nią według niektórych źródeł nawet 20 milionów Polaków. Dla porównania internet osiągnął w naszym kraju taki wynik dopiero w 2014 roku. To pokazuje skalę i fenomen tego zjawiska.

Choć od tego czasu minęło wiele lat, a technika zrobiła olbrzymi postęp, nadal z Telegazety korzysta w Polsce około 2,5 miliona osób. Natomiast zdecydowana większość ludzi, która przestała jej używać, ciągle odczuwa w stosunku do niej wielki sentyment.

Najpopularniejsza gazeta w kraju zawierała głównie wszelkiego rodzaju ogłoszenia oraz program telewizyjny. Wystarczyło wcisnąć kilka przycisków na pilocie i gotowe!

Dodano także możliwość przeglądania najświeższych wiadomości, a do tego sport, biznes czy pogoda. Nie zabrakło także horoskopów, przepisów kulinarnych, napisów dla niesłyszących czy wyników losowań Lotto. Innymi słowy - wszystko, czego człowiek zapragnął.

Co ciekawe, niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, ale samo słowo "Telegazeta" wcale nie jest nazwą telewizyjnego systemu przesyłania tekstu, tylko nazwą handlową produktu Telewizji Polskiej. Upowszechniła się ona tak bardzo, że nawet gdy w Polsce pojawiły się inne telewizyjne gazety należące do pierwszych stacji komercyjnych, i tak nazywano je po prostu Telegazetami.

Fachowa nazwa to... teletekst. System został wynaleziony na początku lat siedemdziesiątych XX wieku w Wielkiej Brytanii przez niejakiego Johna Adamsa. Wpadł on na pomysł, by przesyłać dane w trakcie ultrakrótkiej przerwy między wyświetlaniem dwóch klatek obrazu. Tak też uczyniono.

Na telewizyjną gazetę składało się osiem segmentów (100, 200... 800) po 99 stron każdy. Teoretycznie każdy z działów mógł mieć nawet 256 części, jednak ograniczono tę liczbę ze względu na powszechność stosowania systemu dziesiętnego.

Jak każdy zapewne wie, na załadowanie wybranej przez nas strony musieliśmy poczekać kilka sekund. Działo się tak ponieważ były one nadawane w kółko we wspomnianych wcześniej ultrakrótkich przerwach i zwyczajnie trzeba było poczekać aż ponownie zostanie ona "wyemitowana". Z czasem problem ten rozwiązała pamięć podręczna, w którą wyposażono nowsze telewizory.

Dziś teletekst odchodzi powoli w zapomnienie i kolejne stacje decydują się z niego zrezygnować. Dla przykładu pierwsza na świecie usługa tego rodzaju dostępna w BBC została wyłączona w 2012 roku. Podobny los spotkał również amerykańskie CNN w 2006 roku.

Co by się nie działo, trzeba przyznać, że przez lata teletekst służył Polakom wzorowo. Kto z nas nie zaglądał na chwilę na Telegazetę, aby sprawdzić, która godzina? Kto szybko nie wciskał kombinacji "303", by zobaczyć, co będzie leciało wieczorem w telewizji? Który fan sportu nie sprawdzał tabel i wyników pod numerami 210-240? Na te wspomnienia, łza kręci się nie tylko w oku, ale i na telewizyjnym ekranie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: telewizja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy