Miasta jak z horroru

Niezwykłe Detroit. Upadłe amerykańskie miasto i jego historia

Detroit, miasto o niezwykle ciekawej historii, w której dużą rolę odgrywali polscy imigranci. Miasto, które z wysokiego podium spadło na samo dno i usilnie próbuje się podnieść niczym bobas uczący się chodzić.

Detroit, dzięki rozwojowi przemysłu, z około 100-tysięcznego miasta szybko stało się milionową metropolią, która przyciągała obietnicą dostatniego życia. Wystarczy wspomnieć, że zakłady Forda w okresie największego rozwoju płaciły dwukrotność przeciętnego wynagrodzenia w Stanach Zjednoczonych. Miasto stało się ośrodkiem motoryzacji. Swoje siedziby miały tu również General Motors i Chrysler. Oprócz tego rozwijał się przemysł chemiczny, maszynowy i hutnictwa żelaza.

Wielki rozwój i konflikty rasowe...

Gwałtowny wzrost populacji przypadał na lata 1850-1950 i przebiegał w dwóch etapach. Jako pierwsi przybyli imigranci z Europy (między innymi Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polacy), którzy znaleźli zatrudnienie przy produkcji samochodów. Polonia stanowiła tak duży odsetek mieszkańców, że w pewnym momencie prowadzono lekcje języka polskiego aby miejscowa ludność mogła swobodnie porozumiewać się z polskimi pracownikami. Kolejną falę migrantów stanowili Afroamerykanie z południa kraju, co było związane z rozwojem produkcji uzbrojenia wojskowego na potrzeby I wojny światowej. Dalsze lata przyniosły wzrost napięć pomiędzy ludnością białą i czarnoskórą, skutkiem czego były zamieszki w 1943 roku a następnie odpływ białej ludności na przedmieścia miasta.

Reklama

W 1967 roku, 26 lipca, miał miejsce słynny nalot policji na nielicencjonowany lokal, co spowodowało serię zamieszek, w których zginęły 43 osoby a niemal 1200 zostało rannych. Było to pięć dni horroru, podczas których w wyniku pożarów zniszczone zostało rekordowych rozmiarów mienie. Po mieście panoszyły się też szajki złodziei. W następnych dziesięcioleciu Detroit zyskało miano "miasta morderstw", ludzie bali się nawet jeżdżąc swoimi samochodami, zamykali okna, blokowali drzwi.  W 2017 roku do kin trafił film "Detroit"  w reżyserii Kathryn Bigelow opowiadający o zamieszkach na tle rasowym. Produkcja dostała 7 nominacji w tym w 2018 do Czarnej Szpuli za najlepszy film.

Desperackie próby ratowania miasta

Punktem przełomowym miało być wybranie czarnoskórego burmistrza w 1973 r., Colemana Younga. W żadnym razie nie miało to przełożenia na gospodarkę miasta, która szybko zaczęła podupadać. Podejmowano pewne kroki, jak na przykład zalegalizowanie hazardu, w celu ratowania budżetu miejskiego. Pojawiły się kasyna wzdłuż rzeki Detroit, które rzeczywiście przyniosły chwilowy zastrzyk gotówki do kasy miejskiej, jednak nie było to rozwiązanie na dłuższą metę. W zasadzie wszystkie rozwiązania proponowane przez władze miejskie koncentrowały się na chwilowym rozwiązywaniu problemu a nie wypracowaniu rozwiązania długoterminowego.

Najgorszą sławę zdobył burmistrz Kwarne Kilpatrick, który objął kadencję w wieku 31 lat, jednak został zmuszony do rezygnacji w połowie drugiej kadencji ze względu na liczne skandale i nadużycia, za co w 2013 roku został skazany na 28 lat więzienia. W trakcie jego urzędowania mieszkańcy żyli poniżej granicy ubóstwa, podczas gdy on sam jeździł najnowszymi luksusowymi samochodami.

Przyszłość Detroit przewidziana w filmie z lat 80?

Na fali zamieszek, korupcji i problemów finansowych miasta w latach 80. wypuszczono do kin film RoboCop. Jednak film w momencie ekranizacji nie był zbyt dobrą wróżbą dla miasta, gdyż pokazywał niedaleką przyszłość Detroit w której królowała przestępczość, finansowa ruina a wszystko to zarządzane przez jedną korporację, która ma pod sobą miejscową policję. Główny bohater, czyli policjant-robot, mimo wykasowania pamięci i zaprogramowaniu do działania na potrzeby korporacji, okazuje się mieć uczucia, wspomnienia i odzyskuje swoją dawną tożsamość. Może jednak pojawienie się takiego superbohatera dawało promyk nadziei, że i w rzeczywistości nastąpi w końcu odmiana.

W drugiej połowie XX wieku ludność gwałtownie odpływała, pozostawiając za sobą opuszczone budynki, które stały się siedzibą gangów i karteli.

18 lipca 2013 roku był sądnym dniem dla Detroit. To właśnie wtedy ogłoszono upadłość miasta, chociaż nieoficjalnie wiadomo było o niej już od dłuższego czasu. 

W ciągu 60 lat populacja zmniejszyła się z 1,8 miliona do około 700 tysięcy, przy czym zmieniła się jednocześnie proporcja ludności czarnoskórej do białej. Afroamerykanie obecnie stanowią większość społeczności miejskiej. Władze miasta i media robią dobrą minę do złej gry, próbując pokazywać miasto jako feniksa odrodzonego z popiołów, który jest idealnym miejscem na inwestycje. Tymczasem mieszkańcy nadal muszą mierzyć się z wieloma przeciwnościami, m.in. z rekordowo wysokim bezrobociem.

W mieście straszą stare domy, budynki, których jest tu ogrom. To ponad 80 tys. obiektów, które są wystawione na sprzedaż niekiedy za śmieszne pieniądze. Rekord stanowiły pojedyncze domy wystawione z 1 dolara. Mimo niskich cen, nieruchomości czekają na nowych nabywców przez wiele lat.

Mimo że z oczywistych względów zniszczone pustostany, jak np. zakład motoryzacyjny Packard, nie wyglądają zbyt estetycznie, to niektórzy stawiają Detroit wśród najbrzydszych na świecie przez centrum tego miasta, które straszy masą betonu i szkła. Przykładem tej brzydoty są np. First National Building, główna siedziba General Motors czy dzielnica finansowa. Niewielka ilość zieleni sprawia, że odbiór krajobrazu miejskiego jest bardzo nieprzyjemny.

W mieście od kilku lat czynione są wysiłki, by odwrócić negatywne procesy, które doprowadziły do jego upadku. Droga do dawnej świetności wydaje się być już jednak niemożliwą...

AUTOR: Karol Kubak

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy