Po wpadce słynnej "piątki z Cambridge" wydawało się, że brytyjski i amerykański wywiad najgorsze mają za sobą. Nikt nie spodziewał się kolejnej katastrofy. Ale też nikt nie wiedział, że w strukturach brytyjskiego MI6 Sowieci wciąż mają wyjątkowo skutecznego podwójnego agenta...
Poznaj historię największego oszusta i amanta PRL!
George Blake urodził się w Rotterdamie w 1922 roku jako Georg Behar (matka była Holenderką, ojciec sefardyjskim Żydem). Podczas wojny, po zajęciu ojczyzny przez Niemców, zbiegł do Wielkiej Brytanii, gdzie wstąpił do oddziałów specjalnych (SOE), potem zainteresował się nim wywiad.
Wysłano go do Seulu. Gdy w Korei wybuchł konflikt, wpadł w ręce komunistów. W niewoli prawdopodobnie poddano go praniu mózgu (czemu zaprzeczał) i przeszedł na stronę czerwonych.
Po podpisaniu rozejmu (1953) kończącego działania wojenne na Półwyspie Koreańskim został zwolniony i wrócił do Europy, by... kontynuować pracę dla MI6. Polecono mu udać się do Berlina, stanowiącego wówczas główny front będącej w apogeum zimnej wojny.
Przewerbowany agent od razu zabrał się ostro do roboty dla nowych mocodawców - aby się dodatkowo uwiarygodnić, ożenił się z pracującą w MI6 sekretarką, córką oficera wywiadu. Na początek wydał Rosjanom przeszło 40 członków brytyjskiej siatki wywiadowczej działającej w Berlinie Wschodnim (sam ją pomagał organizować przed wyjazdem do Korei).
Odegrał też równie niechlubną rolę przy okazji operacji "Złoto" - jej celem było wykopanie tunelu, by założyć podsłuch na przebiegających pod ziemią sowieckich liniach telefonicznych. Blake dowiedział się o tym przedsięwzięciu i powiedział o nim swojemu kontaktowi, Siergiejowi Kondraszewowi.
Sowieci nie zdekonspirowali od razu tunelu i pozwolili Amerykanom na podsłuch, ponieważ chronili swoje źródło informacji. Sądzili, że dzięki Blake’owi dotrą do największych tajemnic zachodnich wywiadów.
Na początku lat 60. agent trafił do Bejrutu. I tam wreszcie powinęła mu się noga. Wpadł dzięki... Polakowi! Zdemaskował go oficer polskiego wywiadu, Michał Goleniewski, od 1959 roku pracujący jako "kret" o pseudonimie "Snajper" dla służb specjalnych państw zachodnich. Blake’a wezwano do Londynu i oficjalnie oskarżono o pracę na rzecz Związku Sowieckiego.
Wybuchł skandal, który miał poważne reperkusje, bowiem Amerykanie ponownie, po aferze z "piątką z Cambridge", zaczęli mieć wątpliwości, czy można ufać brytyjskiemu wywiadowi.
Blake’a błyskawicznie postawiono przed sądem. Hubert Parker, Lord Najwyższy Sędzia Anglii i Walii, wykazał się surowością, skazując szpiega na 42 lata więzienia - rok za każdego wydanego Sowietom brytyjskiego agenta (Klaus Fuchs za zdradę tajemnic atomowych dostał "tylko" 14 lat).
Skazaniec został osadzony w londyńskim więzieniu Wormwood Scrubs. Ale nie siedział w nim zbyt długo, bowiem po 5 latach... nawiał. I to w okolicznościach przypominających scenariusz filmu sensacyjnego. Jak potem utrzymywał, pomogło mu dwóch pacyfistów i niejaki Sean Bourke, członek Irlandzkiej Armii Republikańskiej.
Blake’a zatrudniono do naprawiania worków używanych do przewożenia poczty dyplomatycznej. To mu umożliwiło zdobycie narzędzi i materiałów potrzebnych do przeprowadzenia ucieczki.
23 października 1966 roku wydostał się z więzienia przez okno, w którym przedtem obluzował kratę. Następnie wspiął się na mur pod drabince z nylonowych linek, szczeble wykonał z drutów do robótek ręcznych. W umówionym miejscu czekał na niego Bourke (prawdopodobnie wynajęty do tego zadania przez KGB).
Z jego pomocą uciekinier szybko przedostał się do NRD, a stamtąd do ZSRR.
W Moskwie Blake urządził się nie najgorzej: został tłumaczem, ponownie się ożenił, doczekał się syna. Prowadził aktywne życie, przyjaźnił się z innym słynnym brytyjskim zbiegiem, Kimem Philbym. Zawsze uważał się za zwolennika ortodoksyjnego komunizmu, pierestrojkę powitał z niechęcią.
Nie uważał się przy tym za zdrajcę, w jednym z wywiadów powiedział: Żeby być zdrajcą, trzeba gdzieś należeć. Ja nigdy nie miałem poczucia przynależności.
Nowa ojczyzna go doceniła, odznaczając orderami Lenina, Czerwonego Sztandaru i Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. W postkomunistycznej Rosji też powodzi mu się nie najgorzej, w 2006 roku dostał wysokie odznaczenie od prezydenta Putina.
Żyje wciąż w Moskwie, pobierając emeryturę zasłużonego agenta KGB.
Jacek Inglot