Człowiek-elektrownia

Wg analiz Międzynarodowej Agencji Energii, dostępu do energii elektrycznej wciąż nie ma prawie 25 proc. ludności Ziemi. To 1 miliard 600 mln osób, głównie w krajach rozwijających się.

Jednocześnie światowe zasoby węgla i ropy naftowej są bliskie wyczerpania. Naukowcy poszukują więc alternatywnych sposobów, by wszystkie te problemy rozwiązać.

Energię elektryczną wytwarza się dziś w 75 proc. spalając produkty ropy naftowej i węgiel. Ekologiczne metody, nie zatruwające atmosfery i gleby, pozostają w mniejszości. Jednak wkrótce sytuacja ta ma się zmienić. Unia Europejska, jak też USA, rozpoczęły wdrażanie programów pozyskiwania energii z siły wiatru, oceanicznych pływów, a przede wszystkim - z ogniw paliwowych. Planuje się, że w ciągu najbliższych 10 lat energię do gospodarstw domowych, jak też napędu samochodów, mają w większości dostarczać miniaturowe elektrownie na bazie ogniw paliwowych. Na rozwijaniu tych technologii prace się nie kończą.

Reklama

W małą elektrownię może się zamienić nawet ludzkie ciało. Już jesienią 2002 r. niemiecka firma Infineon z Monachium wprowadziła na rynek urządzenie pozwalające uzyskać prąd

przetwarzając ciepło ludzkiego ciała.

Tu do zasilania telefonu komórkowego czy laptopa służą specjalne plastry albo naszywki z termogeneratorami. Urządzenie to wykorzystuje różnicę między temperaturą powierzchni skóry i ubrania. W trakcie testów jest też opracowany przez naukowców z Uniwersytetu w Stuttgarcie system energotwórczych włókien wplatanych w tkaninę ubrania.

Naukowcy z nowojorskiej firmy Biophan opracowali urządzenie, które przetwarzając ciepło ludzkiego ciała ratuje życie chorego człowieka. Jest to implant opracowany z myślą o rozruszniku serca. Obecnie trzeba co kilka lat przeprowadzać operację, by wymienić akumulator w rozruszniku. Jest to zabieg niebezpieczny dla pacjenta.

W czerwcu 2004 r. Biophan wprowadził baterię z mikroskopijnych termoogniw, która wytwarza energię elektryczną dzięki ciepłu ciała. Baterię tę można wszczepić razem z rozrusznikiem serca. To biotermiczne źródło zasilania ma wielką zaletę - nie wyczerpie się, dopóki żyje osoba, której je wszczepiono. Obecnie trwają prace nad podniesieniem wydajności amerykańskich termoogniw.

Pozyskiwanie energii elektrycznej

bezpośrednio z żywych organizmów

może budzić niepokój, bo przypomina sceny z filmu "Matrix", jednak jest już faktem. W połowie 2003 r. naukowcy z University of Texas rozwiązali ten problem i rozpoczęli testy ogniw biopaliwowych wychwytujących energię z utleniania glukozy. Próbny system tworzą cieńsze od włosa węglowe elektrody oraz obfitujące w glukozę winogrona, dostarczające paliwa.

Moc urządzeń jest na razie niewielka, jednak wystarcza już do zasilania rozmaitych mikroczujników. Nawet w fazie wstępnej jest opłacalna - jedno mikrogoniwo, zasilające maleńki czujnik, kosztuje zaledwie kilka centów i działa przez tydzień. System amerykańskich naukowców pozwala czerpać energię elektryczną z większości roślin, w naszej strefie klimatycznej - choćby z ziemniaków. Wkrótce też znaleźć ma zastosowanie w oparciu o energie zawartą w ciałach zwierząt i ludzi.

Nowe metody pozyskiwania energii zaczynają wspierać istniejące już ekologiczne systemy elektrowni wiatrowych i wodnych. Co ważne, by z nich korzystać, nie jest konieczne budowanie kosztownych linii przesyłowych. Naukowcy są więc pewni, że termoogniwa i termogeneratory znacząco zmienią nasze życie za kilkanaście lat.

Tadeusz Oszubski

MWMedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy