Dzieci wabikiem na yeti

Wielu badaczy twierdzi, że yeti szczególnie łatwo nawiązują kontakt z ludzkimi dziećmi. Ma to pomóc w oficjalnym odkryciu tych stworzeń.

Co jakiś czas pojawiają się informacje o spotkaniach ludzi z yeti, a czasem nawet o nawiązaniu przyjaznych więzi między człowiekiem, a przedstawicielem tych domniemanych reliktowych hominidów. Co intrygujące, takie rzadkie niezwykłe relacje yeti najczęściej nawiązują nie z dorosłą osobą, ale z dzieckiem.

Najwięcej doniesień o tego rodzaju przypadkach napływa z północy Stanów Zjednoczonych. W tym rejonie świata ci przypuszczalni dalecy krewni ludzkości nazywani są sasquatch lub Bigfoot, czyli Wielka Stopa. Właśnie o takich kontaktach, a nawet międzygatunkowych przyjaźniach, mówi kolejna książka o yeti opublikowana w USA w grudniu 2007 r.

Współautorką tej pozycji, zatytułowanej "50 Years of Bigfoot: Tennessee Chronicles of Co-Existence", jest Janice Carter Coy, która twierdzi, że

w dzieciństwie poznała Bigfoota.

Carter Coy zapewnia, że zaprzyjaźniła się z tym północnoamerykańskim yeti.

Reklama

- Nadałam mu imię Fox (Lis), ponieważ miał rudą sierść - wyjaśnia Janice Carter Coy. - Nasze spotkania odbywały się w piwnicy mojego rodzinnego domu.

Wszystko to było, oczywiście, zachowane w tajemnicy przed krewnymi. Ten międzygatunkowy kontakt miał utrzymywać się przez lata. Polegał na krótkich wizytach Bigfoota, w trakcie których dochodziło do "pozawerbalnych rozmów" między tym stworzeniem, a dziewczynką. Janice przy takich okazjach dawała Foxowi drobne

prezenty, takie jak główki czosnku,

za którym przepadał.

Tego rodzaju spotkania, a szczególnie zaufanie okazywane dzieciom przez tajemnicze istoty, to intrygująca sprawa. Przed laty problemem tym zajmował się rosyjski naukowiec, prof. Paweł Marikowski. Marikowski, zmarły przed kilkoma laty zoolog, był autorem książki o reliktowych hominidach, w której sporo uwagi poświęcił przypadkom spotkań ludzi z syberyjską odmianą yeti zwaną ałmas.

Prof. Marikowski, na krótko przed swą śmiercią zaproponował oryginalną metodę nawiązanie kontaktu z yeti na Syberii. Badacz ten wymyślił, że naukowcy będą mogli bliżej poznać zwyczaje ałmasów i, generalnie, udowodnić ich istnienie, jeśli na front działań pośle się... dzieci.

Pomysł był prosty. Chodziło o to, aby

na syberyjskim odludziu

osiedlać wielodzietne rodziny. Marikowski uważał, że jest tylko kwestią czasu, aby ałmas zaprzyjaźnił się z jakimś dzieckiem. Rosyjski naukowiec stawiał na podobno naturalną ciekawość yeti i ich skłonność do interesowania się "młodymi" człowieka. Niestety, na realizację tego niezwykłego pomysłu zabrakło pieniędzy. Wkrótce zresztą leciwy profesor zmarł, a nie było nikogo, kto by jego projekt kontynuował i wdrożył w życie. Może teraz Amerykanie, zainspirowani książką Janice Carter Coy, twórczo rozwiną pomysł rosyjskiego naukowca.

Tadeusz Oszubski

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: kontakt | yeti
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy