Dzielnice dla gejów?

Rzym. Fragment ulicy, biegnącej od Koloseum do Bazyliki Świętego Jana na Lateranie, otrzymał tymczasową nazwę Gay Street. Ma to być miejsce, gdzie geje będą mogli czuć się swobodnie. Czy i w Polsce doczekamy się gejowskich ulic? A może geje nie powinni publicznie okazywać swoich uczuć?

Na Gay Street znajduje się skupisko gejowskich klubów. - Mamy wreszcie swój punkt odniesienia na mapie Rzymu - mówi Fabrizio Marazzo, rzymski lider stowarzyszenia Arcigay, największej organizacji walczącej o prawa gejów we Włoszech. Swobodnie natomiast nie czują się mieszkańcy okolicznych domów. Mówią, że nie chcą mieszkać w "getcie gejów".

Otwarcie ulicy gejów zbiegło się w czasie z aresztowaniem homoseksualnej pary pod Koloseum za "nieprzyzwoity pocałunek". Dwaj mężczyźni twierdzą, że po prostu się całowali. Policjanci mówią, że robili to w sposób "wyzywający i jednoznaczny".

Reklama

Tydzień temu uczestnicy otwarcia Gay Street przeszli pod Koloseum i tam manifestacyjnie całowali się publicznie. Rajd miał poparcie kilku ministrów z lewicowego rządu premiera Romano Prodiego. Minister solidarności społecznej Paolo Ferrero w liście do organizatorów tego marszu nawoływał do dalszej walki "przeciwko wszelkim formom dyskryminacji". Napisał, że protest "miał wielki wymiar symboliczny".

- Homoseksualiści mówią, że są prześladowani, a mogą przecież normalnie żyć czy pracować. Śmieszy mnie to, bo ten włoski pomysł pokazuje to, jakby sami siebie chcieli "gettować" - komentuje rzymskie wydarzenia Marcin Białasek z Młodzieży Wszechpolskiej.

- Niech mieszkają, gdzie chcą, ale niech nie całują się na widoku. Nazwanie ulicy "gejowska" to pomysł kuriozalny, bo nazwy przyznaje się za wybitne osiągnięcia dla społeczności mieszkańców - twierdzi Białasek.

Inaczej widzi to Robert Biedroń, prezes Kampanii Przeciwko Homofobii: - Każde duże miasto jest skupiskiem gejów. Nazwanie tak ulicy, choćby na jeden miesiąc w roku, to ładny gest w stosunku do mniejszości, która jest integralną częścią miasta - mówi. - To, że geje tworzą zamknięte kręgi i żyją w podziemiu, rzadko się ujawniając, jest wynikiem tego, iż boją się wykluczenia czy utraty pracy - dodaje.

Podobnego zdania jest Wojtek, pedagog. Poza kolegami-gejami tylko matka wie o jego preferencjach. - Chciałbym móc się całować ze swoim chłopakiem tam, gdzie zechcę. Ale taka ulica to fajny pomysł - twierdzi Wojtek. Gay Street nie kojarzy mu się to z gettem: - Getto mam na co dzień. Gdyby ktoś się o mnie dowiedział, na pewno wylaliby mnie z pracy - przyznaje.

W Polsce nazwanie ulicy "gejowską" raczej jest niemożliwe. - Wolałbym, żeby w ogóle nie okazywali uczuć publicznie, bo to jest obrzydliwe. Gdybym przechodził w pobliżu z dzieckiem, kazałbym mu się odwrócić... Rozmawiałem na ten temat z wieloma ludźmi i nawet ci, którzy twierdzą, że im to nie przeszkadza, też się brzydzą takimi sytuacjami - twierdzi Marcin Białasek.

- Takie myślenie sankcjonuje represje. Ja nie widzę gejów na ulicy. Wiem, że jest tak dlatego, bo boją się nieprzyjemnych uwag, gromiących spojrzeń czy nawet pobicia. Przypadki, że policja aresztuje kogoś za pocałunek na ulicy, też zdarzają się u nas bardzo często - uważa Biedroń.

Czy to się zmieni, pokaże czas. Na razie polscy geje, by móc pocałować się na przystanku autobusowym, wyjeżdżają na wakacje za granicę.

Mateusz Lubiński

INTERIA.PL/AFP
Dowiedz się więcej na temat: koloseum | geje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy