Hiperinflacja to "gospodarcza apokalipsa". Tak zabija Wenezuelę

Hiperinflacja to przerażający "smok z horrorów", który potrafi zamienić zamożny kraj w obłąkany, upadły "teatr oszustów". Wenezuelczycy doświadczyli tej bestii, która dotyka każdej dziedziny życia i jest przerażającym koszmarem, z którego trudno się obudzić.

Wyobraź sobie, że jesteś w Wenezueli, wchodzisz do hipermarketu i chcesz zrobić zwykłe, codzienne zakupy. Pierwsze wrażenie: niektóre półki mogą być puste, gdyż mogło się tak zdarzyć, że wykupiono wszystkie towary. 

Jest jednak coś, co intryguje, a nawet trochę dezorientuje - przy żadnym z towarów na półkach nie ma informacji z ceną jak w Polsce, a jest jedynie tajemnicza tabliczka z kodem binarnym

Turyści, widząc te plakietki są początkowo trochę zaszokowani, ale już po chwili orientują się, obserwując innych klientów sklepu, co trzeba zrobić. Jeśli chcemy poznać cenę towaru, należy wziąć tabliczkę, podejść do czytnika kodu i dzięki temu poznać aktualną cenę kilograma kartofli, dezodorantu czy butelki z wodą. Ceny bowiem tak szybko szybują w górę, że obsługa sklepu musiałaby nawet co kilkanaście minut wpisywać nowe, wyższe ceny na karteczkach pod towarami, a tak wystarczy kliknąć "enter" na komputerze i gotowe. Witamy w Wenezueli - kraju hiperinflacji.

Reklama

Dolar: król jest tylko jeden!

Ze względu na hiperinflację niszczącą wenezuelskiego boliwara prawdziwą, choć nieoficjalną walutą jest dolar amerykański. Według danych agencji Bloomberg ponad 60 proc. wszystkich transakcji w Wenezueli jest rozliczanych nie w boliwarach, ale właśnie w amerykańskich dolarach. Tu jednak jest pewna pułapka. W 2001 roku rząd prezydenta Hugo Chaveza wprowadził oficjalny kurs dolara, który jest oczywiście skandalicznie niski i którego nikt nie uznaje. Tym prawdziwym i realnym kursem jest czarnorynkowy kurs amerykańskiej waluty, który także zmienia się z godziny na godzinę. 

Aby temu zaradzić, potrzebny jest smartfon, dzięki któremu możemy przelać dolary na wskazane konto bardzo często w zagranicznym banku. Jest to zresztą jedyny sposób, aby można było w stolicy Wenezueli Caracas zapłacić np. za wynajem mieszkania.

Tajemnicze "świstki papieru"

Wraz z dewaluacją narodowej waluty powstał oczywisty problem ogromnej ilości banknotów, z którymi każdy musi wyruszyć na poranne zakupy. Wystarczy uświadomić sobie, że w 2018 roku jeszcze przed dewaluacją boliwara, aby zakupić kilka podstawowych produktów na śniadanie każdy musiał mieć ze sobą walizkę pieniędzy

Hiperinflacja sprawiła, że właściciele sklepów w Wenezueli zaczęli stosować nieznane nigdzie indziej na świecie metody płacenia dla stałych klientów, które zdejmują z nich obowiązek noszenia ogromnych toreb z banknotami. Sklepy zaczęły wystawiać więc pokwitowania na zwykłych świstkach papieru, że dana osoba ma w sklepie "dodatnie saldo", które zostało potwierdzone elektronicznie. Po okazaniu takiego dziwnego dokumentu, wydawane były towary na zapisaną kwotę. Reszta po takiej transakcji wypłacano przez płatności mobilne. System pozornie wygląda na skomplikowany, ale działał i dawał szansę zrobienia zakupów.

Aby ułatwić życie Wenezuelczykom rząd wprowadzał kolejne denominacje waluty. Ostatnia w 2021 roku polegała na skreśleniu sześciu zer. "Boliwar nie będzie wart mniej lub więcej, chodzi jedynie o ułatwienie jego użycia" - zapewniał wtedy wenezuelski bank centralny.

Ratunek w kryptowalutach

Kryptowaluty w Wenezueli zaczęły pełnić rolę kolejnej "nieoficjalnej waluty", która pozwala sobie jakoś radzić w warunkach szalejącej wokół hiperinflacji. Warto bowiem pamiętać, że oficjalnie nie można płacić dolarami. Oczywiście w drogich restauracjach w Caracas łamiąc przepisy, bez problemu można zapłacić za posiłek w amerykańskiej walucie. 

Problemem jest jednak uiszczenie zapłaty za zakupy w sklepie czy zapłata za zwykły przejazd taksówką. W tej sytuacji Wenezuelczycy odkryli kryptowaluty, które pozwalają na szybkie płatności drogą elektroniczną. W taksówce wystarczy pokazać smartfona podłączonego do sieci i umówić się z kierowcą na określoną opłatę. Po zakończeniu kursu wystarczy przelać bitcoiny konto wskazane przez kierowcę. 

Władze Wenezueli w 2018 roku próbowały przejąć także ten rynek płatności i zapowiedziały wprowadzenie własnej kryptowaluty o nazwie "petro", ale projekt nie wypalił. Nikt nie wierzył w kryptowalutę, którą stworzył wenezuelski rząd

Torebki z banknotów? Proszę bardzo

W 2019 roku w Wenezueli cena filiżanki kawy osiągnęła zawrotną cenę 1 miliona boliwarów. To oznacza, że aby zapłacić za "małą czarną" najpowszechniej używanym banknotem o nominale 100 boliwarów potrzeba było 10 tysięcy sztuk banknotów. Trudno się w tej sytuacji dziwić, że na ulicach wenezuelskich miast pojawili się sprzedawcy oferujący przeróżne przedmioty użyteczne wykonane z banknotów. 
Bardzo popularne są torby wykonane z praktycznie bezwartościowych banknotów. 

Zaobserwowano także ciekawe zjawisko - banknoty o najniższych nominałach zaczęły masowo być wywożone do sąsiedniej Kolumbii. Wenezuelczycy podejrzewają, że są tam wykorzystywane przez fałszerzy pieniędzy i "przerabiane" na wyższe nominały. Niestety także te informacje są w Wenezueli utajnione.

Hiperinflacja - koszmar dla turystów

Wyjazd do Wenezueli dla polskiego turysty (bez pomocy biura podróży) może być przez hiperinflację dużym wyzwaniem. Na miejscu nie działają polskie karty płatnicze, a obcokrajowcy nie mogą założyć konta w wenezuelskim banku. Pozostaje zabranie ze sobą dolarów i sprzedaż ich na czarnym rynku, ale wiąże się to z dużym ryzykiem.

O urokach życia w Wenezueli w szczycie szalejącej hiperinflacji w 2018 roku opowiedział polski youtuber prowadzący blog podróżniczy "Bez planu".

Wejście smoka

Ekonomiści zwykli mówić, że z hiperinflacją mamy do czynienia wtedy, kiedy przekracza ona poziom 50 procent. Można ją porównać do upiornego smoka, którego przybycia nikt się nie spodziewa, a on niepostrzeżenie zamienia wszystko wokół w całkowitą ruinę.
Po raz pierwszy Wenezuelczycy zobaczyli sygnały ostrzegawcze o nadciągającej, inflacyjnej apokalipsie w 2014 roku. Wtedy na skutek gwałtownego spadku cen ropy naftowej doszło do załamania finansów publicznych, a rząd rozwiązał problem w prosty sposób, czyli dodrukiem pieniędzy. 

Jeszcze w marcu 2014 inflacja wynosiła według danych oficjalnych nieco ponad 53 procent, aby chwilę później wystrzelić w górę, osiągając w 2018 roku poziom 40 tysięcy procent. Na wszelki wypadek w 2016 roku Bank Centralny Wenezueli po prostu zaprzestał publikowania danych ekonomicznych. 

Hiperinflacja okazała się wręcz zabójcza dla gospodarki. Ze sklepów zniknęły towary, drastycznie spadło PKB, a wzrosło (ukrywane przez władze) bezrobocie. W górę wystrzeliła przestępczość, a Wenezuela stała się jednym z najbardziej niebezpiecznych krajów na świecie. Ruszyła także masowa ucieczka mieszkańców Wenezueli do krajów sąsiednich. Według danych ONZ tylko w 2018 z kraju szalejącej hiperinflacji wyjechało ponad 1,8 miliona osób. 

Choć trudno w to uwierzyć, ale aż 97 procent wenezuelskich rodzin ma kłopoty ze zdobyciem żywności. I tak pojawił się kolejny, niepokojący efekt - mieszkańcy przez kryzys gospodarczy zaczęli wyraźnie chudnąć i podupadać na zdrowiu.

Powrót smoka

Z próbą oceny sytuacji gospodarczej w Wenezueli od lat jest ten sam problem - rząd Nicolasa Maduro po prostu nie ujawnia wielu danych, w tym także tych dotyczących wzrostu cen. Rok 2022 miał wreszcie przynieść kres szalejącej hiperinflacji, która na początku roku miała na chwilę wyhamować, aby znowu w ostatnich trzech miesiącach znowu ostro ruszyć w górę. 

Według agencji Blooomberg ceny w ostatnich trzech miesiącach 2022 rosły w tempie 359 procent rocznie. Można powiedzieć, że taki wskaźnik wzrostu cen nie robi na nikim wrażenia, jeśli spojrzymy na rekordowy 2019 rok (wtedy hiperinflacja wyniosła 300 tysięcy procent). 

Ostatni, ponowny skok inflacji to efekt porzucenia przez socjalistyczny rząd wieloletniej polityki próby stopniowego ograniczania socjalnych wydatków. Władze Wenezueli wprowadziły nawet "premie wakacyjne dla najuboższych" i powróciły do masowego rozdawnictwa pieniędzy, co było w rzeczywistości podrzuceniem paliwa do inflacyjnego pieca. To co prawda natychmiast przełożyło się na wzrost notowań Zjednoczonej Partii Socjalistycznej Wenezueli, ale na horyzoncie znowu pojawił się "smok hiperinflacji". Warto zadać sobie pytanie: dlaczego walka z tą bestią jest tak trudna? Ciekawą próbę odpowiedzi przedstawił kiedyś Milton Friedman, jeden z najsłynniejszych laureatów nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii.

Milton Friedman porównał walkę z inflacją do alkoholizmu - drukowanie pieniędzy i picie alkoholu przynosi na początku euforię, a złe efekty przychodzą później. Zupełnie odwrotnie jest wtedy - dowodził noblista - kiedy rząd przestaje drukować pusty pieniądz napędzający wzrost cen lub rzucamy picie alkoholu - złe efekty pojawiają się natychmiast, a te dobre przychodzą dopiero później. Stąd ogromna niechęć polityków walczących z hiperinflacją do drastycznych cięć i ograniczania wydatków socjalnych, bo wyborcom to się na pewno nie spodoba i natychmiast mogą przegrać wybory i stracić władzę. 

Przykład hiperinflacji w Wenezueli pokazuje, że mechanizm przypomina samonapędzającą się machinę destrukcji państwa. W ciągu kilku dekad potrafił zamienić zamożny kraj Ameryki Południowej (Wenezuela posiada największe złoża ropy naftowej na świecie) w państwo, w którym większość obywateli musi każdego dnia często walczyć o przetrwanie. Przykład Wenezueli może być ostrzeżeniem dla wszystkich, którzy wierzą w łatwe pokonanie "hiperinflacyjnego smoka".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: inflacja | Wenezuela | gospodarka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy