Julie - upiorna laleczka

Czy w lalce z plastiku może zamieszkać zło? Pewna amerykańska rodzina doświadczyła na własnej skórze nieszczęść, które przyniosła im lalka o imieniu Julie.

Kilka lat temu sporą popularnością cieszyła się seria filmowych horrorów o lalce Chucky, w którą wcieliła się dusza mordercy. Julie, na szczęście, nie biega z nożem po okolicy, jak Chucky. Mnoży jednak nieszczęścia, przyciąga pecha.

Nieszczęsna rodzina Smythów

- matka, ojciec i czworo dzieci w wieku od 3 do 12 lat - wynajęła w czerwcu 2003 r. dom w Kansas. Tam, w suterenie wśród rupieci, Smythowie znaleźli w plastikowym pudle lalkę, której nadali imię Julie. Od tej chwili na rodzinę spadła lawina nieszczęść.

Reklama

Nie wiadomo skąd zabawka tam się wzięła. Lalka nie figurowała w spisie przedmiotów znajdujących się w wynajmowanym budynku. Z informacji wydrukowanych na naklejce, którą odkryto na lalce wynikało, że została wyprodukowana na Tajwanie. Ot, masowy produkt, który nie wywoływał jakichkolwiek podejrzeń. Zdecydowano, że lalka, z innymi zbędnymi przedmiotami, zostanie przekazana organizacji charytatywnej. Ojciec rodziny sam ją zapakował do torby z innymi przedmiotami. Dary odwieziono na miejsce. Następnego dnia jednak okazało się, że Julie nadal jest w składziku w suterenie.

Wtedy dopiero zwrócono na lalkę baczną uwagę. Przy tej okazji nadano jej też imie. Smythowie - nazwisko jest fikcyjne, bo ludzie ci w kontaktach z mediami zastrzegli sobie anonimowość - zaczęli łączyć pojawienie się Julie z nieszczęściami, które od pewnego czasu ich dotykały.

Po roku rodzina wyprowadziła się. Przeniosła się z Kansas na Florydę. Tam, podczas rozpakowywania rzeczy okazało się, że Julie też na Florydę przyjechała. Zaraz też u żony i dzieci pana Smytha wystąpiły objawy zatrucia. Początkowo przypuszczano, że był to skutek wdychania oparów farby, którą dom odmalowano. Jednak wypadków było z dnia na dzień więcej. Teraz już państwo Smyth

patrzyli z lękiem na Julie.

Pospiesznie zapakowano lalkę do torby i zaniesiono do najbliższej siedziby kościelnej organizacji dobroczynnej. Nie pomogło. Sytuacja powtórzyła się. Kilka dni później Julie znów leżała w składziku, który tym razem mieścił się w piwnicy.

Na Florydzie lato i jesień 2004 r. nie należały do najszczęśliwszych. Smythom doskwierały wypadki i choroby. Oprócz tego na Florydzie zaczęły szaleć niezwykle silne huragany. Jedna z wichur wywołała szkody na przydomowym podwórku. Jakby nieszczęść było mało, pan Smyth stracił nagle pracę.

- Wszystkie te nieszczęścia, wypadki, choroby żony i dzieci są sprawką Julie - żalił się dziennikarzom pechowy Smyth.

Trzeba było szybko znaleźć tańsze lokum i, oczywiście, nowy etat. Rodzina spakowała się więc i ruszyła w drogę. Smythowie byli pewni, że tym razem Julie została w piwnicy - zamknęli drzwi do składzika na cztery spusty.

Pojechali do Carmel w stanie Indiana. Po drodze znów wypadek. Gdy jechali szutrową drogą w przednią szybę samochodu uderzył kamień. Szkło pękło i poraniło żonę. W Carmel Smyth znalazła pracę, jednak nie na miejscu, tylko w Wielkiej Brytanii.

Na początku maja 2005 r. , gdy załatwiono wizy, rodzina zabrała się za pakowanie najniezbędniejszych rzeczy do waliz. Postanowiono wtedy zabrać za ocean starą i sporo wartą figurkę anioła, która była rodzinną pamiątką. Gdy rzeźbę pakowano, nagle spadła ze stołu.

Skrzydło anioła pękło

i figurka straciła na urodzie oraz wartości.

Pakowanie było już niemal zakończone, gdy okazało się, że Julie nadal towarzyszy Smythom. Znaleziono ją w zakamarkach domu. Kilka dni później przyszły dwie wiadomości. Żadna nie była dobra. Po pierwsze, praca w Anglii okazała się nieaktualna, a po drugie - ojciec pana Smytha zachorował na raka i w ciężkim stanie trafił do szpitala.

Smythowie stwierdzili, że muszą pozbyć się kłopotliwej lalki, a przy tym odbić sobie choć część strat. Pod koniec sierpnia 2005 r. wystawili Julie na internetowej aukcji. Jednak nawet śmiesznie niska cena wywoławcza - 99 centów - nie zachęciła nikogo do kupna złowieszczej zabawki.

Podobno magiczne złoczynne siły, mogą zostać umieszczone w lalkach przez czarowników voodoo. Znane są też przypadki lalek nawiedzonych lub pechowych, opisane przez badaczy spraw niezwykłych. Przykładowo, w marcu 1973 r., w East Hartford w stanie Connecticut w USA doszło do opętania lalki. Według znawców tematu, lalka dostała się we władanie ducha zmarłej dziewczynki.

Zabawka przez kilka tygodni dokonywała zniszczeń w East Hartford w mieszkaniu rodziców dziecka. Nie wiadomo jednak z jakiej przyczyny lalka Julie przynosi nieszczęścia Smythom. I dlaczego tak przywiązała się właśnie do rodziny.

Tadeusz Oszubski

MWMedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy