Kupujesz dom? Uważaj na ducha!

Czasami warto znać historię domu lub mieszkania, które kupujemy. Może się bowiem zdarzyć, że gdy w nim zamieszkamy, nie będziemy jedynymi lokatorami...

Wiara w istoty nadprzyrodzone jest stara jak świat, jednak nowoczesny spirytyzm zapoczątkowały wydarzenia, jakie miały miejsce na pewnej amerykańskiej farmie w 1847 roku. Wtedy to metodysta J. D. Fox zamieszkał wraz z żoną i dwiema córkami w nowo zakupionym domu. Wkrótce po przeprowadzce spokój rodzinie zaczęły zakłócać odgłosy niewiadomego pochodzenia - stukania i szmery, które szczególnie nasilały się w obecności jednej z dziewczynek. Dwunastoletnia Kate, nadsłuchując tych dźwięków, wpadła na pomysł opracowania kodu, który pozwoliłby na nawiązanie kontaktu z nadprzyrodzonym gościem. Okazało się, że był nim duch mężczyzny, zamordowanego i pogrzebanego w piwnicy domu. Ojciec dziewczynki, kierując się jej wskazówkami, rzeczywiście miał odnaleźć we wskazanym przez nią miejscu fragmenty ludzkiego szkieletu...

Reklama

Wydawać by się mogło,

że czasach coraz większego postępu technologicznego, wiara w duchy bezpowrotnie przeminie. Niewiele osób ma dziś odwagę opowiadać o swych spirytystycznych doświadczeniach. Są jednak i tacy, którzy przyznają, że zetknęli się z czymś, co trudno wytłumaczyć.

- Zawsze byłam jak najdalsza od wiary w magię, duchy i zabobony - mówi 37-letnia Katarzyna S. - Spotkała mnie jednak "przygoda", z którą do dziś trudno mi się pogodzić. Muszę przyznać, że wydarzenia te naruszyły moje poglądy na świat i to, co na nim się dzieje.

Niesamowite wypadki miały miejsce trzy lata temu. Katarzyna kupiła wówczas mieszkanie w bloku. - Była to dla mnie okazja, bo poszukiwałam od dawna kawalerki - wspomina. - Niestety, ceny były nie do przyjęcia. O tym, że jest tanie mieszkanie do kupienia, dowiedziałam się od koleżanki z pracy. Należało ono do jej znajomych. Chcieli się go szybko pozbyć. Koleżanka twierdziła, że nie wie dlaczego. Podejrzewałam nawet, że może jest zapluskwione lub obciążone długami.

Transakcja jednak doszła do skutku. Szczęśliwa nabywczyni przeprowadziła remont i wprowadziła się do nowego lokalu. Już pierwszej nocy zaczęły się problemy.

- Słyszałam dźwięk, jakby odkręcanej wody - relacjonuje kobieta. - Gdy weszłam do kuchni, kran przy zlewie był zakręcony, panowała cisza. Zgasiłam światło, poszłam do pokoju, a tu od nowa. Więc ja znowu do kuchni - znowu nic. I tak kilka razy. Potem się uspokoiło, ale byłam cała w nerwach. Zasnęłam dopiero wtedy, jak sobie pomyślałam, że to pewnie sąsiadka mimo późnej pory zmywała naczynia.

Dziwne odgłosy powtarzały się niemal każdej nocy. Dołączyły do nich postukiwania, dźwięki przesuwanych taboretów, kroki. Zawsze w kuchni.

- Nie miałam odwagi z nikim o tym porozmawiać. Bałam się wyjść na wariatkę. Tym bardziej, że jestem niezamężna i mieszkam sama. Nawet księdza się wstydziłam - wspomina Katarzyna.

Z pomocą nieoczekiwanie

przyszedł jej znajomy. Odwiedził ją, a gdy poszła zrobić herbatę, towarzysząc jej, przyszedł na chwilę do kuchni.

- Aż nim wstrząsnęło - mówi Katarzyna. - Rozejrzał się, a potem zaczął wypytywać o moje samopoczucie, jak mi się tu mieszka, czy nic złego się nie dzieje. Tak, od słowa do słowa, wszystko ze mnie wyciągnął. Popłakałam się. Obiecał, że postara się mi pomóc.

Znajomy przyprowadził następnego dnia dwóch panów w średnim wieku, jak się wyraził: "psychotroników". Przynieśli wahadełka i inne akcesoria, których Katarzyna nie potrafi nazwać.

- Poprosili, żebym na czas ich badań opuściła mieszkanie - relacjonuje. - Wszystko mówili z powagą, żadnych uśmieszków. Kilka godzin spędziłam u znajomych, potem poszłam do kina... Gdy wróciłam, dowiedziałam się, że mieszkanie jest nawiedzane przez ducha poprzedniego mieszkańca.

"Psychotronicy" zapewnili, że przez jakiś czas niepokojące zjawiska przestaną ją nękać, jeśli jednak chce mieć pewność, że nigdy się nie powtórzą, musi pozwolić im spędzić kilka dni w jej mieszkaniu.

- Powiedzieli, że najlepiej będzie, jeśli gdzieś wyjadę. Moja obecność przeszkadzałaby im. Czy nie bałam się, że mnie okradną? - Katarzyna wzrusza ramionami. - Nie wiedziałam, co robić, chodziłam jak nieprzytomna. Zadzwoniłam do siostry, wprosiłam się na trzy dni. Wzięłam urlop i pojechałam.

Po powrocie S. spostrzegła natychmiast, że w mieszkaniu w jakiś nieuchwytny sposób zmieniła się atmosfera. - Trudno mi to wytłumaczyć - stwierdza, bezradnie rozkładając ręce. - To było tak, jakby stało się nagle jaśniej, jakby powietrze było czystsze, bardziej wrażenie, niż coś konkretnego - naprawdę nie wiem, jak to opisać. W każdym razie uwierzyłam, że już po wszystkim i nie muszę się niczego obawiać.

Za radą znajomego opłaciła mszę,

w intencji zmarłej. Jak dowiedziała się od sąsiadów, w tym mieszkaniu zmarła pół roku wcześniej starsza pani. Zwłoki znaleziono w kuchni. Sąsiadka mieszkająca za ścianą przyznała się Katarzynie S., że nocami słyszała z opustoszałego mieszkania dziwne odgłosy. Bała się, więc w końcu poprosiła męża, by przestawił wersalkę pod przeciwległą ścianę. Nie tłumaczyła dlaczego. Co dziwne, małżonek, niezbyt palący się do pomocy w domu, szczególnie zaś nieznoszący przemeblowań, bardzo ochoczo spełnił jej życzenie.

Pani S. ma żal do byłych właścicieli kawalerki. Uważa, że powinni byli powiedzieć jej, iż poprzednia lokatorka zmarła w tym mieszkaniu. Być może wtedy, zamiast przejmować się stanem swoich zmysłów, od razu zamówiłaby mszę, poprosiła księdza o skropienie pomieszczeń święconą wodą lub w ogóle zrezygnowałaby z zakupu. Prawdopodobnie sprzedający mieszkanie obawiali się właśnie tej trzeciej możliwości.

W Stanach Zjednoczonych właściciele nieruchomości zmuszeni są na mocy obowiązującego prawa informować potencjalnych nabywców, że w sprzedawanym przez nich domu czy mieszkaniu ktoś zmarł, został zamordowany lub popełnił samobójstwo. Nie mogą również ukrywać, że na terenie ich nieruchomości były obserwowane nadprzyrodzone zjawiska. Jeżeli złamią ten przepis, sąd może unieważnić transakcję. O tym, że nie jest to tylko kolejna prawnicza ciekawostka świadczy fakt, że w stanie Nowy Jork, nabywca nawiedzonego domu oskarżył poprzedniego właściciela o zatajenie przed nim, że w domostwie tym od wielu lat ukazywała się zjawa, widywana przez wszystkich członków rodziny. Sprawa stała się przedmiotem śledztwa, które potwierdziło zarzuty. Skarżący się otrzymał zwrot pieniędzy.

Podobnie zakończył się proces, jaki firmie pośredniczącej w zakupach nieruchomości wytoczył pewien były właściciel hotelu. Otrzymał on niezwykle korzystną ofertę nabycia kompleksu zabudowań w atrakcyjnej turystycznie okolicy. Po dokonaniu transakcji i przebudowie obiektów okazało się, że miejsce to odstrasza gości zamiast ich przyciągać. Niektórzy po przyjeździe i wejściu do budynku natychmiast rezygnowali z pobytu, inni, decydujący się na spędzenie tam kilku dni, po pierwszej nocy pospiesznie wyjeżdżali. Zdarzały się przypadki ataków histerii, załamań nerwowych. W końcu hotel splajtował. Adwokat właściciela, po drobiazgowych poszukiwaniach, dotarł do dokumentów świadczących o tym, że obiekt wybudowano na dawnym cmentarzysku indiańskim.

O tym, by podobny proces kiedykolwiek odbył się w Polsce nikt nie słyszał. Być może łatwiej umiemy sobie poradzić z duchami, niż na przykład z plagą karaluchów?

Barbara Kleczyńska

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: mieszkanie | wiara | nieruchomości | świat | odgłosy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama