Nie wierzą w Boga, a do kościoła to chodzą

Ktoś powie: - Co w tym dziwnego? Przeciez większość tak robi! Ale ci są szczególni: zarówno niewiara w Boga, jak i chodzenie do kościoła są dla nich świadomym wyborem.

Budynek przypomina bardziej teatr niż kościół, bo nie ma świętych symboli, a ludzie, którzy zbierają się w tym przybytku głęboko wierzą, że Bóg nie istnieje. Tutaj, na przeciwko nowojorskiego Central Parku, Stowarzyszenie na rzecz Etycznej Kultury, którego motto brzmi "Uczynki przed Wiarą", ma swoje cztery kąty.

Jak podaje Pew Forum, osoby charakteryzujące swoją religijność jako "niezrzeszoną" stanowią 16 proc. wszystkich Amerykanów. Ale są, żeby użyć nomenklatury ekonomicznej, najszybciej rozwijającym się segmentem religijnego rynku.

Bóg wyparowuje sprzed naszych oczu

Reklama

- Nasze spotkania zaspokajają zwykłe duchowe i społeczne potrzeby - mówi Judith Wallach, wieloletnia członkini stowarzyszenia, która deklaruje przynależność do religii, ale bez wiary w Boga.

Popularność Boga w Ameryce spada. Wystarczy spojrzeć na listę bestsellerów z ostatnich lat. Znajdują się na niej takie pozycje jak "God is not Great" Christophera Hitchensa, "The End of Faith" Sama Harrisa czy Richarda Dawkinsa "The God Delusion".

Niektórzy eksperci widzą w tym trendzie reakcję na zaostrzające się linie podziału między chrześcijanami, żydami i muzułmanami po atakach na World Trade Center 11 września 2001 roku. Inni twierdzą, że jest to efekt szerszego procesu.

- Coraz więcej ludzi odkrywa, że może prowadzić dobre, spełnione i moralne życie bez religii - mówi Daniel Dennet, profesor filozofii z Tufts University w Massachussetts. - Bóg nie umarł, co przewidywał Nietzsche, tylko powoli wyparowuje sprzed naszych oczu - stwierdza.

Mówca na równi ze słuchającymi

Nowojorskie Stowarzyszenie na rzecz Etycznej Kultury założono w 1876 roku na fali idei darwinowskich. Jego twórcą był Felix Adler, syn rabina z Niemiec. Dzisiaj stowaryzsenie ma 3 tysięcy członków.

Stowarzyszenie zrzesza ateistów ale też ludzi, którzy utrzymują przynależność do teistycznych religii. Coniedzielne spotkania to nie msze tylko "platformy spotkania". Zaczynają się krótkim koncertem, a potem są: rozmowy, śpiewanie piosenek i półgodzinna dyskusja na wybrany temat. Na koniec jedna osoba zbiera datki na fundusz charytatywny Stowarzyszenia.

W tym tygodniu spotkali się w intencji ofiar trzęsienia ziemi w Chinach. Za tydzień porozmawiają o wojnie w Iraku i stosowaniu tortur.

- Mamy wiele wspólnego z tradycyjną religią. Na naszych spotkaniach gramy i śpiewamy, tworzymy wspólnotę i wyznajemy podobne, humanistyczne zasady postępowania. Różni nas elastyczność i otwartość na różne perspektywy, nieistnienie kultu wyższej istoty - wyjaśnia Bart Worden, prezydent stowarzyszenia.

- Nasze rodziny uczą dzieci jak żyć w różnorodnym świecie respektując różnice i przyczyniać się do tego, żeby na świecie było lepiej - opowiada.

55-letni Jesai Jaymes pracuje w teatrze, a do stowarzyszenia zapisał się tydzień temu. - Spotykam się z inteligentnymi, otwartymi ludźmi, którzy chcą robić dobre rzeczy. To mnie przyciągnęło - mówi Jaymes. Jego matka jest katoliczką, a ojciec Żydem.

- Tutaj jesteśmy nastawieni raczej na uczestniczenie i bycie aktywnym niż kontemplację - dodaje. Jest szczęśliwy, że znalazł miejsce, gdzie może być aktywnym społecznie. - Pomodlić się to mogę samemu w parku, gdzie ćwiczę jogę i medytuję - zauważa.

Mówi Ruth Cohen, członkini stowarzyszenia i doktor historii sztuki:- Nasze audytorium zbudowane jest w ten sposób, że mówca jest na równi ze słuchającymi.

Luis Torres de la Llosa, tłum. ML

INTERIA.PL/AFP
Dowiedz się więcej na temat: stowarzyszenie | Bóg | Kościół
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy