Audioriver 2019: Tysiące pielgrzymów nie mogą się mylić

Trzydzieści jeden. Tyle jest w Polsce miast, w których mieszka więcej ludzi, niż w Płocku. Nietrudno wśród nich znaleźć takie, które posiadają większą ilość atrakcji, zabytków, lepszą komunikację. Ale to właśnie do Płocka co roku już od kilkunastu już lat pod koniec lipca ściągają tysiące wiernych pielgrzymów, które nie mogą się mylić co do kierunku swojej podróży. Powód jest niezmiennie ten sam: Święto muzyki elektronicznej, czyli festiwal Audioriver.

Od kilku dobrych lat scenariusz w zasadzie jest ten sam. Impreza odbywa się w trzydniowej formule i to karnety na trzy dni, umożliwiające uczestnictwo także w chilloutowym niedzielnym "rozchodniaczku" sprzedają się jako pierwsze. Następnie organizatorzy ogłaszają wyprzedanie wszystkich biletów i spóźnialscy muszą negocjować z "konikami", bądź szukać wejściówek w drugim, internetowym obiegu.

Swoistą tradycją jest także poszukiwanie noclegów, gdyż uboga baza hotelowa w Płocku sprawia, że rozkwita podziemny rynek najmów krótkoterminowych. Domy, mieszkania, pokoje, akademiki, a nawet piwnice, czy przydomowe trawniki stają się towarem na wagę złota. Najlepiej oczywiście mieć w Płocku zaprzyjaźnioną osobę (ukłony, Adam!), co znacznie ułatwia kwestie kwaterunkowe. Bo przez prawie dekadę wycieczek do Płocka nauczyłem się, że łatwiej liczyć na przyjaciela, niż na to, że w mieście powstanie w końcu nowy hotel.

Logistyka to kolejna rzecz, która niewprawionych pielgrzymów może odstraszać, a nawet zniechęcać. Tu nie ma pociągów specjalnych, podstawionych autkoarów. Każdy do Płocka dostać się musi na własną rękę. Z własnego doświadczenia odradzam komunikację zbiorową. Od lat na "Audio" jeżdżę samochodem, a wolnymi miejscami dzielę się z innymi festiwalowiczami. Pomaganie sobie nawzajem na dobre wpisało się w wyjątkową otoczkę zjawiska, jakim jest Audioriver.

O fenomenie festiwalu stworzonego przez grupkę pasjonatów miłośniki elektronicznej przez lata napisano wiele pochwalnych peanów, co nie znaczy, że organizatorzy spoczywają na laurach. Trzeba im oddać, że o swoje ukochane dziecko dbają i każda kolejna edycja jest jeszcze bardziej dopracowana i dopieszczona.

Audioriver ewoluuje. Pojawiają się dodatkowe sceny, nowe atrakcje dla uczestników, mnożą wydarzenia okołofestiwalowe, dostępne nie tylko dla osób, które zakupiły karnety. Misją jest bowiem popularyzacja muzyki elektronicznej, odczarowanie jej negatywnego nieraz stereotypu wśród laików, którzy techno znają jedynie z wykładów księdza Natanka.

Reklama

Co zmieniło się w 2019 roku? Zadbano o drobne detale, które jednak pomnożone razy 30 tysięcy zrobiły sporą różnicę. Mówię tu chociażby o wprowadzeniu wielorazowych kubków na piwo, czy ustawienia punktów z wodą pitną na terenie festiwalu. Różnica? Ogromna! Nad ranem wzgórze Tumskie i plaża zwykle wyglądały niczym dzikie wysypisko. Tym razem ilość śmieci była minimalna. To dobry krok, choć w przyszłości publika z pewnością ucieszy się z większej ilości "wodopojów".  

Kolejną nowością było zaproszenie do Płocka Anji Rubik, która zagościła tu wraz ze swoją fundacją SEXEDPL. Na plaży pojawił się dodatkowy namiot, w której można było porozmawiać o świadomej seksualności, a wcześniej na płycie Rynku oferowano darmowy test na HIV, HCV i choroby przenoszone drogą płciową. Chętnych nie brakowało. A tych niezdecydowanych zachęcał sam prezydent Płocka, który dał dobry przykład i przebadał się sam.

Moda na Audioriver nie maleje wśród celebrytów. W namiocie prasowym, robiącym również za strefę VIP można było zbić piątki z bawiącymi się na płockiej plaży muzykami, czy YouTuberami. Spotkaliśmy chociażby Grubsona, Krzysztofa Gonciarza, Nadię z duetu "Beksy", Ciocę Liestyle, czy też Dużego w Maluchu. Nie wszyscy z nich to zadeklarowani fani elektroniki, ale skarg, czy zażaleń nie odnotowaliśmy.

Poza tradycyjnym deszczem (ogromna ulewa zabrała mi długo wyczekiwany występ Wilkinsona!) spokój duszy podczas tegorocznej edycji festiwalu mąciła tylko jedna rzecz - pogłoski o przeniesieniu Audioriver do innego miasta. Już wcześniej prasa spekulowała, że od przyszłego roku impreza ma odbywać się w Toruniu. Niektórzy wtajemniczeni wymieniali także Gdańsk, czy Warszawę. Nawet w biurze prasowym w piątek nie ukrywano, że to ostatni raz, gdy Audioriver odbywa się w takiej formule.

Przez trzy dni plotka goniła plotkę. Niemal pod każdą sceną spotykałem kogoś, kto podpytywał lub spieszył z najświeższymi - rzekomo sprawdzonymi - newsami. Podstawy do wzniecania alarmu były. Wszak właśnie dobiegła końca umowa miasta z organizatorami. Mówiono, że mieszkańcy mają dość hałasu w centrum miasta i zarzucają władzom, że Płock dopłaca do festiwalu.

Zapanowała atmosfera lekkiej stypy, ale na szczęście było się czym pocieszać. W piątek zadbali o to moi faworyci tego dnia, czyli Dirtyphonics, S.P.Y. i Neverafter, a także potężny Danger i niezawodni Catz & Dogz. O MC LowQui wspominać nie trzeba, bo stali bywalcy festiwalu dobrze wiedzą, że gość w dowodzie osobistym jako miejsce zameldowania wpisany ma namiot Hybrid.

Sobota zafundowała nam burze i ulewne deszcze - choć padać wcale nie miało. Przez co set Wilkinsona musiałem taktycznie opuścić, żeby taktycznie rozłożyć siły (i zachować suche ubrania) do bladego świtu. W planach miałem Black Sun Empire (jak zwykle klasa!), Charlotte De Witte (potężna mroczna dawka techno) i delikatnie puentującego sobotnie plażowe menu Olivera Koletzkiego.

Oddzielne słowa uznania należą się jednak ekipie Modeselektor, która kompletnie oczarowała mnie swoim występem na Main Stage. Panowie Bronsert i Szary udowodnili, że ponad dwie dekady w branży to wcale nie przypadek. Udowodnili też, że niesłusznie ich nowa płyta "Who else" spotkała się z chłodnym odbiorem niektórych krytyków. "One United Power", "Wealth", czy "Who" to kawałki, które rozgrzeją jeszcze wiele parkietów i festiwali.

Festiwal tradycyjnie wieńczył niedzielny Sun/Day, bez którego trudno już dziś wyobrazić sobie Audioriver. Podobnie jak w ubiegłych latach dla o wiele mniejszej liczby gości przygotowano dwie sceny wśród parkowej zieleni: na polanie i na schodach, gdzie podawano nieco odmienne muzycznie dania. Tym głównym był oczywiście Damian Lazarus - jeden z ulubieńców płockiej publiki.

Opuszczając teren festiwalu, zastanawiałem się, czy jestem świadkiem zakończenia pewnej epoki. Dopiero wywiad, jakiego udzielił kilka dni później twórca Audioriver - Piotr Orlicz-Rabiega i deklaracja o chęci pozostania w Płocku na kolejne lata uspokoiły skołatane serce moje i z pewnością wielu innych fanów festiwalu. W chwili pisania tych słów nadal nie ma stuprocentowej pewności, co do przyszłorocznej edycji, ale mam wielką nadzieję, że w roku 2020 znów spotkamy się na Sobótce podczas 15., jubileuszowego wydania najlepszej plenerowej wiksy w Polsce.

RAF


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy