Czesław Kowalczyk. 12 lat w więzieniu za nie swoją zbrodnię

Książka "Bez wyroku" nie jest aktem oskarżenia wobec tej czy innej władzy. To reporterska opowieść o ludziach, którym bezimienny wymiar sprawiedliwości zgotował piekło.


Masz swoje życie. Dni wypełniają ci praca i czas spędzany wspólnie z rodziną. To twój świat, czujesz się w nim najlepiej. Nagle zostajesz brutalnie wyrwany z twojego środowiska. Faceci w czarnych kominiarkach powalają cię na ziemię i zakuwają kajdanki. Trafiasz za kratki - nie wiesz czy na kilka godzin, dni, miesięcy... Z czasem zastanawiasz się o co może chodzić.

Poważny facet oznajmia ci, że jesteś podejrzany o zabicie drugiego człowieka/planowanie zamachu/handel narkotykami (niepotrzebne skreślić). Co? Gdzie? Jak? Setki prymitywnych pytań kołatają się po twojej głowie, ale kalejdoskop myśli to twój problem. Nikt nie zaczeka na jego zakończenie - jesteś już w innym miejscu, z którego świat przesłaniają ohydne kraty. Musisz się dostosować dzieląc małe pomieszczenie z kilkoma facetami, którzy są gotowi wbić ci nóż w plecy.

Reklama

Czekasz na wyrok, ale nawet sąd może nie przyznać ci racji, a cała sekwencja wydarzeń to jakaś koszmarna pomyłka, pijacki sen wariata, którego jesteś głównym bohaterem. Wyrok zapada, ale czy w imię sprawiedliwości?

Podobne rozważania towarzyszą wielu Kowalskim i Nowakom, którzy na własnej skórze przekonali się o tym jak chwiejną konstrukcją jest tzw. polski wymiar sprawiedliwości. Wystarczy znaleźć się jak w komedii pomyłek - w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. Bohaterom "Bez wyroku" nie było jednak do śmiechu. Oprócz fatalnych okoliczności, natrafili na prokuratorów nastawionych na sukces (czyt. odpowiednią liczbę postawionych zarzutów)  i bezduszną sądową machinę działająca jak sprawny tryb w wielkiej fabryce. Sztuka jest sztuka, liczy się statystyka. Sprawa jednostki i jej rozterki to tylko balast, od którego przedstawiciel Państwa musi się odciąć.

Każda z opisywanych historii w książce jest inna.

Czesław Kowalczyk "Czester"


Przesiedział 12 lat za zabójstwo, którego nie popełnił. W 1999 roku, wracając do domu zauważył postrzelonego psa przed swoim domem. Potem został obezwładniony przez funkcjonariuszy. Według oskarżeń miał zabić w Gdańsku Adama Kwaśnego, instruktora jazdy konnej. Choć oskarżony miał dowód wskazujący, że w momencie dokonywania zabójstwa rozmawiał ze swoją żoną, policja nie uwzględniła tego. Świadkiem rozmowy był kierowca Cz. Kowalczyka, który gotów był złożyć zeznania, że słyszał rozmowę i że znajdował się wtedy wraz z szefem w Gdyni, jednak sąd odrzucał prośby mecenasa Bolesława Senyszyna.

Po kilku latach od zatrzymania i rozpoczęcia samotnego pobytu w areszcie Kowalczyk został uznany winnym zabójstwa Adama K. Sąd orzekł zaostrzone dożywocie z prawem do ubiegania się o zwolnienie najwcześniej po 30 latach. Po dwóch latach wyrok został w całości uchylony przez sąd apelacyjny, a sprawa w całości trafiła do ponownego rozpatrzenia. Choć sąd II instancji poprzez krytykę orzeczenia zmiażdżył dotychczasowe działania wymiaru sprawiedliwości, kolejne dwa lata przyniosły mizerne rezultaty - Kowalczyk nadal pozostawał winny. Tyle że dożywocie zamieniono na 25 lat więzienia.

Warto wspomnieć tu watek rodzinny, ponieważ życie "Czestera" również legło w gruzach - perspektywa życia w takim związku przez trzy dekady zmusza partnerkę do odejścia, zaś dorastający syn nie widzi Ojca, nie ma szans na korzystanie z życiowych rad, zaś Kowalczyk ten ważny etap życia syna musi przezywać za kratami.

Układ

Sprawy w pewnym momencie zaczynają zmieniać obrót. Marcin N. "Siena" zleceniodawca mordu, który został przypisany Kowalczykowi, został wskazany przez wynajętego przez siebie cyngla. "Siena" poszedł na układ z prokuratorem i zaczął sypać swoich kompanów. Przyznał, że zabójstwo konkubenta swojej byłej partnerki zlecił Piotrowi R. "Lechii i Zbigniewowi D. To właśnie oni stali za pozbawieniem życia byłego mistrza Polski w jeździectwie. Żeby było ciekawiej - obaj byli świadkami ws. Kowalczyka. Kaci decydowali o życiu człowieka niesłusznie pozbawionego wolności.

W 2011 roku sąd zdecydował ostatecznie, że "Czester" Kowalczyk  może wyjść na wolność. W 2013 roku Czesław Kowalczyk został ostatecznie uniewinniony od zarzutu zabójstwa Adama Kwaśnego. Wyrok jest prawomocny - prokurator zrezygnował ze złożenia apelacji.

Jedyną formą odwetu, na jaką pozwala sobie Czesław Kowalczyk, jest nagłaśnianie sprawy. Często udziela wywiadów, staje się bohaterem programów i artykułów prasowych - autorka jednego z nich została nawet uhonorowana nagrodą "Grand Press. Swoją walkę Czesław Kowalczyk komentuje:

"To jedyna forma walki z systemem, jaką mogę podjąć. Długo traktowałem to również jako sposób na odzyskanie kontaktu z synem - nadal to robię. Poza tym, im więcej mówię o swojej sprawie, tym łatwiej mi z tym żyć - wyrzucam z siebie to wszystko tak, jak organizm pozbywa się toksyn. Być może czasem nudzą mnie powtarzające się ciągle pytania dziennikarzy, na szczęście na każde z pytań można odpowiedzieć w rożny sposób. Nie oznacza to bynajmniej, że zmieniam wersję wydarzeń, ale przedstawiam fakty z rożnych perspektyw, pod rożnym kątem".

"Czester" nie składa broni - domaga się 15 mln złotych od państwa za 12 lat 3 miesiące i 9 dni niesłusznej odsiadki. Sąd Okręgowy w Gdańsku pod koniec 2015 roku przyznaje mu 2,7 mln złotych. Jego adwokat złożył apelację. Walka o zadośćuczynienie trwa nadal.

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy