Jak radzić sobie z kacem? Wielka Księga Kaca

Pewnie każdy, kto spróbował większej wypić większą ilość alkoholu prędzej, czy później miał kaca. Dwóch węgierskich praktyków postanowiło napisać poradnik, jak sobie z nim radzić.

Jak głosi ludowe przysłowie, "Polak, Węgier dwa bratanki - i do szabli, i do szklanki". Tym razem Węgrzy zaserwowali nie tylko butelkę śliwowicy, ale i garść pomysłów, jak poradzić sobie ze skutkami spożycia. I zrobili to w niepowtarzalnym stylu!

Czym raczyli się najwięksi myśliciele, by pozbyć się efektów wielogodzinnych filozoficznych dysput zakrapianych winem? Jak z kacem radzili sobie Skandynawowie, a jak mieszkańcy dalekiej Azji? Na te i inne pytania w zabawny sposób odpowiada węgierski tandem: Cserna-Szabó i Darida.

"Wielka księga kaca" to zarówno pełna humoru historia walki z kacem, jak i sposoby radzenia sobie z tajemniczymi skutkami upojenia. Książka zawiera wiele pomysłowych przepisów na leczenie kaca, które przez wieki opracowywały najznakomitsze postaci historyczne - filozofowie, wynalazcy, naukowcy, literaci. Krem z końskiej nerki? Świńskie wymię? Zupa z ostryg? A może nacieranie się cytryną? To przykłady metod walki z kacem,
o których chętnie przeczytasz, ale niekoniecznie wszystkie wypróbujesz. Podejmiesz wyzwanie?

Reklama

O Autorach

András Cserna-Szabó

Urodziłem się w Szentes 9 marca 1974 roku, dokładnie (co do dnia) 40 lat później, niż Jurij Gagarin. Nauki pobierałem w Karczmie Pod Rozleniwionym Osłem, przy akompaniamencie kapeli weselnej o nazwie 2+1, po czym rodzice wysłali mnie na uniwersytet do Budapesztu - w ten sposób przez całe swoje pięć lat studiów, przedpołudniami snobowałem się  w piwnicach Wydziału Egerskiego przy placu Zsigmonda Móricza. Podczas jednego z takich dni dotarło do mnie, że pisarze mogą spać ile wlezie i to właśnie był moment, w którym zdecydowałem się na ten zawód.

Benedek Darida

Urodziłem się w Szentes 4 października 1970 roku,  dokładnie 400 lat po tym, jak na świat przyszedł Péter Pázmány. Największy kac, jakiego miałem do tej pory zaatakował mnie, gdy odbywałem zasadniczą służbę wojskową w Sedlec-Podbořanach - kiedy się obudziłem, mniej więcej dwadzieścia metrów od mojego łóżka, ujrzałem płonący czołg T- 55 (wygląda na to, że wziąłem czynny udział w ostatnich ćwiczeniach wojskowych po Układzie Warszawskim). Od tamtej pory nie pijam wina z regionu Bárszentmihályfa, a w wyniku tych wydarzeń  i Układ Warszawski został szybko zapomniany.

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy