Mini Power Day: Mocy przybywaj!

Fot. MINI /materiały prasowe
Reklama

Na potęgę posępnego czerepu: Mocy przybywaj! Nie wiem dokładnie, czy tym zaklęciem posłużyli się konstruktorzy nowych MINI, ale jeśli tak, to czary się udały! Debiutujące na rynku Clubman i Countryman John Cooper Works to najmocniejsze i najszybsze modele w 60-letniej historii marki. O tym, że nie są to słowa rzucane na wiatr, miałem okazję przekonać się osobiście goszcząc na MINI Power Day 2019.

34 konie mechaniczne - z takiej mocy zadowoleni byli, bo być musieli, klienci odbierający pierwsze egzemplarze jednego z najsłynniejszych samochodów w historii. Sześć dekad - lub jak kto woli - kopę lat później, pod maskę jego następców trafiają jednostki dokładnie dziewięć razy mocniejsze. Tak, tak, dobrze liczycie: MINI A.D. 2019 do dyspozycji mają aż 306 narowistych rumaków!

Na razie zaprezentowano dwa modele, wyposażone w nową, turbodoładowaną dwulitrową jednostkę i napęd na wszystkie koła ALL4. To bazujący na BMW serii 1 Clubman i dzielący podzespoły z BMW X1 - Countryman. Sygnowane oczywiście skrótem JCW, co oznacza, że palce maczała tu jednostka do zadań specjalnych: John Cooper Works, której Mini zawdzięcza swoje największe sukcesy na rajdowych trasach i która do dziś robi dobrą robotę, przygotowując wersje, o których z uznaniem powiemy "to ten wzmocniony".

Mówiąc o liczbach, nie możemy poprzestać na samej mocy. Jest tutaj parę innych wartości, nad którymi warto się pochylić. 450 niutonometrów momentu obrotowego, 4.9 sekund do setki (5.1 w przypadku Countrymana) naprawdę imponują. Ale twórcy Mini zadbali, by liczby imponowały nie tylko na papierze. Podczas "MINI Power Day", na torze Silesia Ring udostępnili swoje nowe maszyny żądnym sportowych wrażeń dziennikarzom. Lśniące maszyny czekające na nas w pit-lane były najpierw fotografowane, potem delikatnie pomacane, a po rozgrzaniu opon i silników brutalnie upala... to znaczy - użytkowane zgodnie z przeznaczeniem podczas torowej jazdy pod okiem instruktorów.

Reklama

Dla Mini przekroczenie bariery trzystu koni to ważny moment. Po pierwsze - historyczny. Po drugie - symboliczny. A po trzecie - istotny z punktu widzenia wyścigu zbrojeń w motoryzacji. Trzy setki pod maską to już powoli standard w segmencie usportowionych hot-hatchów i im podobnych, można zatem śmiało powiedzieć, że rękawica rzucona przez konkurentów właśnie została podjęta...

Zanim jednak przejdę do opiewania walorów nowych 306-konnych jednostek, skupię się na moment na dotychczasowej flagowej wersji Mini, czyli hatch John Cooper Works. To trzydrzwiowe maleństwo wyposażone w 231-konny silnik trafiło w moje ręce jako pierwsze i to za jego kierownicą przejechałem swoje pierwsze kilometry na torze Silesia Ring. Kilometry okraszone sportową adrenaliną!

Slalom - to konkurencja, którą zaproponowano nam na początek. Nie bez powodu w mniejszym i zwinniejszym przednionapędowym samochodzie. Zawody rozegrane w duchu rywalizacji LeMans polegały na dobiegnięciu do samochodu, zapięciu pasów, odpaleniu silnika i jak najszybszym przejechaniu toru, połączonym z precyzyjnym manewrowaniem między pachołkami. Oprócz umiejętności czysto technicznych liczyły się także koordynacja i opanowanie, bo nerwowe ruchy przy zajmowaniu pozycji za kierownicą skutkowały utratą jakże cennych sekund.

Do dyspozycji były dwa przejazdy, pierwszy mogłem więc poświęcić na okrążenie testowe i wybadanie możliwości maszyny. Mini Hatch od razu zachwyca precyzją prowadzenia. Jedzie dokładnie tam, gdzie chcesz z dokładnością co do centymetra. Świetne reaguje na gaz, doskonale hamuje. Jeśli lubisz tego typu samochody - od razu odnajdziesz tutaj swoje miejsce. I tak było w moim przypadku. Najlepszy czas ex-aequo i zwycięstwo w biegu "dogrywkowym". Dzień na torze rozpoczynał się znakomicie. Tym bardziej, że to był dopiero początek emocji...

W pit lane czekały już bowiem dania główne tego wydarzenia, czyli MINI Clubman. Niby również określane mianem hot-hatchy, lecz dla mnie to bardziej coś w rodzaju shooting brake, czy małego kombi. No, ale mniejsza o szufladkowanie. Komu to potrzebne? O wiele ważniejsze jest to, jak ten cwaniaczek się odpycha i ile frajdy jesteśmy w stanie z niego wydusić.

Oczywiście i tym razem nie zaczęliśmy z grubej rury. Okrążenie kontrolne, konieczne było aby zapoznać się z samochodem i trochę lepiej poznać niuanse toru. Który zakręt ciąć, gdzie hamować, jak najefektywniej pokonać szykanę. Gdy już przyswoiliśmy teorię, można było przejść do upragnionej praktyki. Nastąpiło zwolnienie blokady, a prawa stopa mocniej wcisnęła pedał gazu.

Pierwsze wrażenia po przesiadce z mniejszego i słabszego MINI? Dużo więcej mocy, odczuwalnie większa waga, ciut mniejsza precyzja, ale też z uwagi na napęd ALL4 - masa przyczepności w zakręcie. W trudny technicznie łuk można wpaść z prędkością 100 km/h, a Clubman nadal nie odrywa kół od asfaltu. Opony piszczą, ale kleją jak szalone. Po sekwencji zakrętów, upragniona prosta. I but w podłogę, ile fabryka dała. Chwila, moment i na liczniku 180! Dohamowanie, mocne depnięcie na hamulec, zakręt w prawo, szykana i kolejne dohamowania. Z każdym kolejnym okrążeniem jazda jest szybsza, płynniejsza, a samochód nie wykazuje oznak zmęczenia. Hamulec nie robi się miękki, opony nie pływają, a silnik wciąż żwawo wkręca się na obroty, akompaniując pojedynczymi strzałami z wydechu manualną zmianę biegów.

Zjazd do alei serwisowej. Sprawdzamy zużycie opon. Po tym dniu przednie nadawać się będą tylko na śmietnik. Przyglądam się bliżej hamulcom, które tak bardzo mi zaimponowały. Tarcze są ogromne, a obsługują je czterotłoczkowe zaciski. Tył samochodu zdobią charakterne podwójne końcówki układu wydechowego, bardzo udanie wkomponowane w zderzak, pełniący funkcję dyfuzora. Wszystko okraszone dyskretnym logo John Cooper Works.

Chwila przerwy od rozgrzanego asfaltu, szybka kawa, uzupełnienie płynów i maszerujemy w kierunku drugiej z nowości w ofercie MINI - modelu Countryman JCW. Również 306 koni pod maską, także napęd ALL4, ale podniesione zawieszenie i crossoverowo-SUV-owy charakter. Po otwarciu drzwi witają mnie pięknie wykończone skórą i alcantarą kubełkowe fotele, a gdy odpalam silnik, wysuwa się mały wyświetlacz head up display. Ruszamy!

Początkowo droga wiedzie przez piaszczyste bezdroża i gliniane koleiny. Countryman z gracją przeskakuje je na 19-calowych felgach "odzianych" w niskoprofilowe ogumienie. Wcześniej dowiedziałem się, że mamy tu adaptacyjne zawieszenie i faktycznie - adaptacja do trudnych warunków to jego spory atut, bo nie czuję większych trudności w poruszaniu się dość wymagającą trasą. Trochę szarpie, trochę buja, ale w środku nic nie skrzypi, za to gra muzyka i cichutko szumi klimatyzacja.


"Off-road stage" za nami. Wyjeżdżamy na drogi publiczne w okolicy Kamienia Śląskiego. Jest uroczo, ale nie są to autostrady. Jedziemy zwartym szykiem, nasłuchując przez walkie-talkie komunikatów naszego przewodnika. "Prosta. Przyspieszamy!". Przełączam silnik w tryb sport i mocniej naciskam na pedał gazu. Centralny wyświetlacz zyskuje ognistoczerwoną obwódkę, a spod maski wydobywa się rasowy pomruk. Countryman żwawo przyspiesza. I to jeszcze jak żwawo! Zapas mocy jest niesamowity. Wskazówka prędkościomierza przesuwa się w prawo szybciej, niż chciałyby tego przepisy, a pod butem jeszcze duużo pola do popisu. Trzeba zwolnić, bo płoszą się okoliczne wrony, a inni kierowcy też wyglądają na zaskoczonych, że to małe, niepozorne z wyłupiastymi oczami potrafi się tak katapultować.

Zjeżdżamy do bazy, parkujemy gęsiego przykurzone już countrymany. To już ostatnia tego dnia jazda. Pora kopnąć w oponę, zrobić ostatnie zdjęcia, wymienić na gorąco uwagi i ruszać do domu. Piękny to był dzień na torze Silesia Ring, nie zapomnę go nigdy. I idę o zakład, że to dopiero początek niespodzianek, jakie na drogach sprawiać będą 306-konne Mini. Dla Countrymana i Clubmana sportowy pakiet od JCW oznacza awans do nowej, wyższej ligi. I chociaż są w niej beniaminkami, to ze wsparciem technologicznym od BMW narobią tam sporo zamieszania. Styl już był, jakość również. Teraz, gdy mamy również odpowiednią moc, można stawać do walki z konkurencją. A jeśli potrzebne będą wzmocnienia na następny sezon, to w "akademii" czai się już nowy narybek, znany pod pseudonimem JCW GP. Ale to temat na zupełnie inną opowieść...


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy